Dziennik wildecki /1/

Z Doliny na Nizinną gdzie Górczynek

    Był u mnie Jerzy Grupiński, zaprosiłem go na obiad piątkowy, na przekór tradycji czwartkowych. Obiad był pretekstem do pogadania. Czy jeszcze mamy z sobą o czym rozmawiać? Mam wątpliwości, nie dlatego, że znany się od ponad pół wieku, ale dlatego że wszystko, co można było udokumentować, zrobiliśmy, panująca obecnie rzeczywistość jest bezbarwna i brakuje jej podmiotowości, bardzo szybko przemija niemalże z dnia na dzień. Za dużo wszystkiego, spotkania i imprezy, natłok ich, ludzie nie nadążają z przemieszczaniem się z miejsca na miejsce, często  w jednym dniu organizowane są trzy spotkania autorskie, każde przy udziale garstki publiczności. Co z tego wyniknie? Takim „pożądanym miejscem” jest Dąbrówka, chętnie w niej goszczą i  jej członków widzą na swoich imprezach, inni organizatorzy. Nic dziwnego, Grupiński zrzesza poetów którzy mogą być potencjalnymi klientami niektórych prywatnych, komercyjnych wydawnictw. Zabiegają o nich, z wiadomym skutkiem ponieważ komercja kwitnie, nie ma sita weryfikacji, kto płaci ten stawia warunki? A płacą przeważnie autorzy i to niemałe kwoty za wydanie tomu poezji. 

Mija dziesięć lat od pamiętnego roku obfitującego w znakomite debiuty, 2013, co najmniej dziesięciu debiutantów rywalizowało ze sobą o palmę pierwszeństwa. Pisałem wtedy, że długo taki rok się nie powtórzy, miałem rację, minęła dekada i bezskutecznie czekam na debiut, który mnie zaciekawi? To samo dotyczy debiutantów, którzy w tym okresie opublikowali swoje następne książki. Zaledwie kilka nazwisk kontynuuje „praktykę dobrego początku” czyli w udanym stopniu dyskontuje wcześniejszy sukces. Gdzie leżą przyczyny tej „samo-destrukcji”. Chyba w poszukiwaniu, nie zawsze własnego, formatu języka, co proponują bardzo liczne warsztaty poetyckie, i niektóre „stajnie poetyckie”. Do tego w ostatnich latach obserwuję zjawisko nadużywania słownictwa wulgarnego, niektórzy autorzy są przekonani, że w ten sposób zwrócą na siebie uwagę, staną się przedmiotem rozważań, a tym samym zyskają popularność w sieci. Możliwe. Lecz muszę przyznać, że są uzasadnione przypadki  takich praktyk, gdy młody poeta próbuje penetrować mroczne, skomplikowane zakątki własnej osobowości. I tu zarówno materia jak i świadomość podmiotu są bardzo skomplikowane a to z powodu procesu wielokulturowości, pewnych procesów weryfikujących utarte przekonania, dogmaty i kanony postępowania i postrzegania rzeczywistości. Młode pokolenie jest bardzo podatne na indokrynację ideologiczną i społeczną. Autonomiczność poezji jest w praktyce pojęciem bardzo względnym.

   Odprowadziłem Grupińskiego na tramwaj. Trochę zmarzłem i otrzeźwiałem po długich dywagacjach, spieraliśmy się o  naszą przyszłość. Jerzego ciągnie do Wronek, moja mała ojczyzna nie istnieje, ponieważ ojciec miał we krwi chyba cygańską krew, bez przerwy gdzież wędrował. Podstawówkę kończyłem w Krośnie nad Odrą, szkołę średnią zacząłem w Sulechowie a dokończyłem w Poznaniu. Nigdzie na dłużej kotwicy nie rzuciłem, jeszcze trzy lata w Żaganiu podczas służby wojskowej, sześć w Świebodzinie, i dwa lata na powrót w Krośnie, krótko przed pójściem na emeryturę. Zatem koło się zamknęło nad Odrą. Wilda w Poznaniu jest moim ostatnim portem, mieszkam tutaj ponad trzydzieści lat.

    Wracając do domu w głowie miałem moje związki z Mariuszem Rosiakiem. Bardzo owocne, dość powiedzieć, że udało nam się wiele pomysłów zrealizować. Po upadku socjalizmu otworzyliśmy wydawnictwo literackie „Kanwa”, kilka wystaw sztuki, dwie poważne imprezy w Koninie, z których ta najbardziej spektakularna, zorganizowana w sali kinowej. Przez całą dobę Konin żył poezją, do rana w gronie młodych ludzi biesiadowaliśmy nie zważając na obowiązujące normy społeczne. Było wtedy tak spontanicznie, atmosfera niepowtarzalna, dzisiaj jest zdecydowanie inaczej, atmosferę tworzą smartfony i różnorodne ekraniki, nikt nie wejdzie z marszu na scenę i wygarnie komuś bez taryfy ulgowej.

Miło jest wspominać, a jeszcze milej jest o tym wszystkim zapomnieć. Po co przeżywać coś, co się już nie powtórzy, czas przypomina o dniu jutrzejszym, nie dalej. Perspektywa zawężona do kilkunastu godzin.  

Jerzy Beniamin Zimny