FELIETON TYGODNIA

Warszawa da się lubić

Pociąg relacji Szczecin-Warszawa, zająłem miejsce w wagonie „przelotowym”, obok przy oknie siedzi kobieta w średnim wieku, zatopiona w laptopie. Podróżni z nielicznymi wyjątkami, oddani magii ekranu, zero kontaktów wzrokowych tylko mieszanina muzyki, podkładów  głosowych do filmów. Co kilka minut kogoś uciska na pęcherz i kieruje się w stronę przybytku, a wszystko to,  przerywane przemiłym głosikiem moderatorki składu pociągu. Powtarza niektóre sekwencje tekstu; dziękuje za podróż, zaprasza do następnej.

I tak w tym „społecznym grobowcu”,  docieram do celu podróży jakim jest Dom Literatury na Krakowskim Przedmieściu, ale najpierw muszę wytropić linię autobusową w tamtym kierunku. Koledzy nie pamiętają, mimo  że bywają tam częściej ode mnie. Na przystanku, w spisie linii wybrałem właściwy numer, i po kwadransie wysiadłem z autobusu w najbardziej zatłoczonym miejscu stolicy. Bez względu na dzień i jego porę, jest tu kolorowo i dźwięcznie, ogródki gastronomiczne wypełnione amatorami wszelkiego jadła, konsumenci od Bangkoku do Madrytu, język hiszpański szybko trafia do mojego ucha, ale dominują tu Azjaci.

Warszawa jaka jest?  Aby ją poznać nie trzeba krążyć po mieście, jej zalety i wady ogniskują się w okolicach Nowego Światu i Krakowskiego Przedmieścia. Z okna hotelu nieustanny potok przemieszczających się pieszych, z kilku stron nadciągają, krążą aby usiąść wygodnie w plenerowym ogródku i spożyć ulubioną potrawę. Tak do zmroku, tak do późnych godzin wieczornych. 

Wieczór w hotelu z oknem na Wisłę i Stadion Narodowy, oświetlone balustrady mostów, spoglądam na miasto, które nie chce zasnąć, Trasą WZ bez przerwy suną światła samochodów, nawet po północy nie ma końca tej świetlistej powodzi.

Budzi mnie przeraźliwe słońce, siódma rano a w pokoju jasno jak w południe, po toalecie z prysznicem, schodzę na dół, tam stoliki ponakrywane krzesłami w oczekiwaniu na otwarcie lokalu. Wychodzę na plac. Życie tętni jakby rosło ciśnienie w żyłach, pomimo spokojnego tętna,  ale na widok zgromadzenia młodych ludzi z beczkami i krzyżami, rośnie. To cichy protest przeciwko wojnie w Ukrainie. Na każdym krzyżu nazwisko poległego żołnierza z krajów, które wspierają siły zbrojne Ukrainy.

W tle protestu młodzieży pojawiła się procesja ku czci  świętego Józefa, idą w kierunku Bazyliki Warszawskiej.  Do pełni obrazu na placu pojawia się niedźwiedź, zachęcający do wspólnej fotografii. Niedźwiedź jest półautomatyczny ze sterującym w środku człowiekiem. Niezwykle sprawnie porusza się wśród ludzi.

Podczas śniadania kolejna atrakcja, podchodzi do mojego stolika młoda dziewczyna i zwraca się do mnie z pytaniem: „pan Jerzy”? Odpowiadam że tak, ale podaję swoje nazwisko, dziewczyna nie jest zaskoczona, gdy dodaję jeszcze, że poeta o którego chodzi to mój kolega, a ja też piszę wierszydła.

Niezręcznie jest mi spożywać jajecznicę w takim towarzystwie, rozmowa toczy się w kierunku wskazanym przez dziewczynę, jest córką zmarłego niedawno krytyka literackiego, rozmawiamy o jego dorobku i zasługach dla literatury polskiej.

W Domu Literatury zawsze jest coś do zrobienia, tako i uczyniłem dość sprawnie, powrót do Poznania w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, więc należało coś wrzucić na ruszt, bo do domu jeszcze kilka godzin. Wrzucić coś konkretnego, a tu impas gastronomiczny – do dyspozycji podróżnych punk wydań znanej sieci „szybkie żarcie”, bar sałatkowy z zieleniną, sklepik z pieczywem francuskim i  sklep znanej sieci dyskontowej. Wszystko. Musiałem zadowolić się kanapką za jedyne 25 złotych.

Na koniec kontaktu ze Stolicą powrotna podróż. Tym razem w przedziale zamkniętym, od Łowicza mam towarzystwo dwóch mężczyzn, jeden z torbą pełną potraw, drugi z plecaka wyjął butelkę żubrówki i usilnie poszukiwał naczynia do rozlania trunku. Znalazł płaski podstawek i…. zaczęła się dla mnie droga krzyżowa, nie wypadało odmówić komuś, kto ma dobre serce?

Warto od czasu do czasu odwiedzać stolicę, bo tam jak w soczewce, skupiają się wszystkie społeczne zjawiska, mające wpływ na zmiany otoczenia, zmiany w kulturze, z czego można wysnuć daleko idące wnioski, dla siebie, rodziny  na najbliższą przyszłość.

Opróżniony podstawek z żubrówki przypomniał mi moje miejsce w panującej rzeczywistości, która na pozór jest przyjazna człowiekowi, ale ręka trzymana na pulsie utwierdza mnie w przekonaniu, że nigdy nie jest tak, jak to jest postrzegane, i jak o tym się głośno mówi. Nie biorę pod uwagę mediów, bo te już dawno utraciły charakter społeczny. 

„Warszawa da się lubić” nie traci ten slogan na znaczeniu i popularności. Szanowałem Grzesiuka, doceniam Hrabala, nie tylko dlatego, że ktoś przypisał mi piętno twórczości obu panów, zwłaszcza moje krótkie formy prozatorskie, nasiąknięte są klimatem opowiadań Hrabala. Nie protestowałem wtedy, ale nadal staram się doszukiwać związków mojej twórczości z prozą Hrabala. Czas pokaże czy czytelnicy mieli rację. Moja nowa książka pt. Gry wstępne, niewątpliwie przyniesie odpowiedź na to pytanie. 

JBZ 

   

 

 

 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

2 kwietnia minęła piąta rocznica śmierci Jerzego Szatkowskiego. Minęła bez echa.

Poeta nie jest już potrzebny tym, którzy zabiegali o jego względy –  było, minęło, i nie wróci.  Nowy skład redakcji Okolicy Poetów pozostał na papierze, ostatni numer  pisma ukazał  się dwa lata temu, a przecież  Jerzy przez ponad dwadzieścia lat, wkładał w Okolicę Poetów nie tylko swoje serce, ale także cześć swojej emerytury.

 

 

 

 

   

 

 

 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

2 kwietnia minęła piąta rocznica śmierci Jerzego Szatkowskiego. Minęła bez echa.

Poeta nie jest już potrzebny tym, którzy zabiegali o jego względy –  było, minęło, i nie wróci.  Nowy skład redakcji Okolicy Poetów pozostał na papierze, ostatni numer  pisma ukazał  się dwa lata temu, a przecież  Jerzy przez ponad dwadzieścia lat, wkładał w Okolicę Poetów nie tylko swoje serce, ale także cześć swojej emerytury.