Proza – Wanda Wasik

Wyspy

          Wyspy, wyspy. Odległe, skąpane w morzu, w słońcu i mgłach. Jak marzenia, jak najskrytsze pragnienia, jak odwieczna tęsknota człowieka …

         Widziałam wzrok obu moich mężczyzn, kiedy tak stali obok siebie, na brzegu Adriatyku, zapatrzeni, z nieukrywaną tęsknotą w oczach, żeby tam być, dotknąć, zdobyć… A przecież nie było to niemożliwe. Do wielu z nich odpływały statki, podobnie jak na Krk na który popłynęliśmy wraz z samochodem. Noc spędziliśmy na łące, u podnóża wysokiego miasta, nad brzegiem cichej laguny, przy świetle księżyca, świetlików i… świetlistego planktonu rozświetlającego morze. W sąsiedztwie – królewny rybki, z cudną koroną na głowie, dla której Staszek poświęcił całą noc. Ale nie o takich wyspach marzyli, z miastami i ulicami pełnymi ludzi, jak na lądzie. Im marzyły się wyspy samotne, dzikie, nieschodzone, owiane tajemniczą mgłą. Do takiej dopłynąć wysiłkiem własnych ramion, dotknąć – zdobyć i…wrócić.

          No i ukazała się kiedyś taka… cała naga… zda się niezbyt odległa, skąpana w morzu i mgłach…
Więc popłynęli… Popłynęli ku niej, ku tej swojej nieuciszonej tęsknocie… Obaj. A na brzegu, z drżącym sercem – ja.
Jeszcze nie dowierzam, nie domyślam się, po prostu – czekam… Kobiecy los. Jaś jest świetnym pływakiem i nurkiem, ale Staś? Przecież to jeszcze chłopiec, ledwie nastolatek, wiec pewnie zaraz zawrócą…. Ale nie. Długo nie wracają. Zbyt długo. Jestem samym lękiem… Ktoś obok mówi po polsku;

– Rekin…

– Podobno gdzieś zaatakował – to już inny głos. – Popłynęły straże…

– Rozszarpany… – Wyławiam z rozmów po niemiecku…

Boże, mój Boże. Nie daj tego. To nie mogą być oni! Nie! Tylko nie to.

I nie są! Właśnie wracają. Głowa obok głowy, ramię przy ramieniu. Płyną spokojnie, równo. A potem, przy brzegu, taplają się w przyjaznych, ciepłych wodach Adriatyku. Jak dzieci. Dzięki ci Boże. Dzięki. Po chwili są już przy mnie. Zmęczeni, szczęśliwi…

Wanda Wasik

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz