Moc trwania – Paweł Kuszczyński o prozie Barbary Tylman

             Oczywistym jest, że Związek Literatów Polskich to stowarzyszenie poetów i prozaików. Zauważalne jest i  raczej zagadkowe, że o twórczości poetyckiej pisze wielu a o prozie  –  wielu za pióro nie chwyta.
Barbara Tylman ( poznański oddział ZLP) dobrze się czuje w obu formach literackich. Paweł Kuszczyński kilka lat temu tak pisał o zbiorze opowiadań Barbary Tylman:

Moc trwania

Barbara Tylman, znana dotąd jako autorka pięciu tomików poetyckich oraz rozproszonych w prasie i radiu opowiadań oraz bajek dla dzieci, wydała w 2012 roku – w zwartej pozycji książkowej – zbiór czterech opowiadań pt. „ Na przekór…”

Bohaterkami tych utworów prozatorskich są kobiety, będące w różnym wieku oraz sytuacji życiowej i rodzinnej. Jest to pisarstwo kobiece, nie tyle ze względu na formę (artystyczną), ale na zaprezentowaną treść, a osobliwie akcenty i motywy jej ukazania. Można zaryzykować twierdzenie: tak przedstawić mogła losy swych bohaterek tylko kobieta. Nie jest to jednak książka napisana z pozycji feministki. Jednak z łatwością odnajdujemy w niej tożsamość kobiecą: w sercu Ingi pozostała zadra, którą można nazwać uprzedzeniem do pewnego gatunku homo sapiens (jakże tak bezosobowo…) Zaczęła inaczej niż dotąd spoglądać na mężczyzn.
Zafascynowana pięknym dzwonem, wsłuchiwała się w jego metaliczny, czysty dźwięk. Miała odczucie, jakby głos dzwonu wydostawał się z wnętrza jej serca. Jednocześnie jakby ją przed czymś ostrzegał
( wielowiekowa kobieca intuicja).
Autorka płynnie oraz interesująco opowiada o czasach w Polsce przed i po przełomie ustrojowym w 1989 roku. Czytelnik, szczególnie młody, może sporo dowiedzieć się o tych okresach: ślub kościelny mógł złamać karierę zawodowemu wojskowemu; powstające markety powodują likwidację małych sklepów; w marketach –„kombinatach” prawdziwe pieniądze zarabia tylko „góra”; przy głównych ulicach były księgarnie i sklepy z artykułami gospodarstwa domowego, a także mięsno – wędliniarskie, a teraz są banki i apteki – należałoby dodać; fatalny stan wagonów osobowych polskich kolei: stare i odrapane z pewnością nie pamiętały czasów swojej świetności; prędkość pociągów nie na XXI wiek: „pokonują” odległość pięciuset kilometrów w czasie dwunastu godzin; tylko ta ciągła gonitwa za pieniędzmi.
Naturalność i prostota dominuje w spokojnej narracji. Czytelnikowi w czasie lektury towarzyszy zaciekawienie, co dalej?  Jak potoczy się dalsze życie bohaterek, dla których najważniejszą rzeczą jest miłość, posiadanie mężczyzny, który zapewni spokój, będzie dawał im swoją czułość i miłość, i któremu można zaufać i powierzyć swoje dalsze życie; one z kolei odwzajemnią się opieką i całkowitym oddaniem. Równie ważne jest szczęście dzieci, także w przyszłym ich małżeństwie: Zrozumiała, że najważniejszym celem jej życia było dobro dzieci. Dosadną naturalność napotykamy dialogu bohaterki opowiadania „Do trzech razy sztuka” z matką: Dzieci, co porabiacie? Od tak dawna nie ma od was żadnego znaku. A ja (Krystyna) całując właśnie męża, ze śmiechem odpowiadam: Dzieci robimy, mamo, dzieci. Przynajmniej próbujemy.
Autorka pokazuje mężczyzn w tle bohaterek opowiadań, choć to oni są bezpośrednimi sprawcami ich doli i niedoli. Rezygnują z ustabilizowanego życia, posiadania domu i kochającej żony i odchodzą do dużo młodszej kobiety. Tutaj kobiety płacą większą cenę za życie. To one rodzą dzieci, bardziej niż ich mężowie dbają o rodzinę, schludny wygląd mieszkania, troszczą się o dzieci, zapewniają domownikom właściwe odżywianie. Są ostoją domu.
Z nieprzewidzianymi skutkami miłosnej przygody muszą radzić sobie same. Skutki rozwodu dotykają je – i oczywiście dzieci – zdecydowanie mocniej. Jeżeli wini je Barbara Tylman, to za łatwowierność. Pragną przecież miłości, tego najbardziej ludzkiego – najważniejszego pragnienia. Autorka opisuje przeżywanie miłości i jej stopniowanie: Uwielbiałam jego tembr głosu; Lubiłam jego delikatne dłonie – gdy mnie obejmował, specjalnie przytrzymywałam je, żeby dłużej czuć ich ciepło. Marek był dla mnie (Krystyny) jak balsam. Kochał i odbierał moją miłość bez żadnych zahamowań i ograniczeń. Szczególnie dynamiczny jest opis aktu miłosnego, trwającego całą noc na morskiej plaży: Jego (Maksymiliana) pieszczoty były inne od tych, jakich doznawała kiedy była z Andrzejem. Były drapieżne, lecz zarazem delikatne. Pozostawiające ślady na skórze, lecz nie sprawiające bólu. Spleceni w miłosnym uścisku, nie liczyli czasu. A może czas nie liczył się dla nich? Zdążyła( Inga) tylko pomyśleć, że chyba straciła rozum.
W opowiadaniach znajdujemy krótkie a zarazem celne opisy wyglądu osób, ich urody oraz mieszkań. Krystyna miała wyjątkowo symetrycznie usytuowane, lekko skośne oczy i okolone długimi rzęsami oczy, kształtny nos z trochę rozdętymi nozdrzami i usta jakby wyrażające grymas – przyciągały wiele spojrzeń. Taka klasowa miss. Karolinka posiadała delikatne rysy po Krystynie, ale typ urody odziedziczyła chyba po Wojtku. Ładnie zarysowane brwi, usta podkreślone pastelową pomadką i ciemne lekko falujące włosy. Garnitur w kolorze grafitowym wspaniale pasował do koloru włosów – czarnych z odcieniem granatu. Przedłużona marynarka – w najmodniejszym kroju – dodawała szyku i elegancji. Mieszkał w ładnie urządzonym, czyściutkim, dwupokojowym mieszkaniu. Wszystko w nim miało swoje miejsce, wszystko starannie ułożone – może właśnie za bardzo dokładnie.
Spotykamy nieomal poetyckie obrazy:
Na ulicy ludzie przemykali pod parasolami. Całe morze parasoli. Małe i duże, kolorowe jak kwiaty i czarne jak stare kruki.… Patrzyły na nią bardzo brązowe oczy. Zawisły na twarzy dziewczyny, jak dwa wielkie znaki zapytania. Otworzywszy oczy, ujrzała już dobrze rozbudzony dzień. Ujrzała uderzające o brzeg fale. Jakby morze oszalało. Na ich grzbietach, niczym na rozpuszczonych końskich grzywach, unosiła się biała piana. Ryk wiatru przypominał rżenie rozdrażnionych koni.
Bohaterka „ Życia w kompromisie” zafascynowana urokiem polskich Tatr: Chciała krzyknąć – góry, jesteście piękne! … Była tak blisko nieba, że tylko sięgnąć ręką i dotknąć tego zimnego błękitu.
Interesujące są opisy sytuacji, w których kobieta po raz pierwszy spotyka mężczyznę (nieraz tego najważniejszego, na całe życie): Los uśmiechnął się do mnie, kiedy na weselu jednej z przyjaciółek „dostałam” do pary chłopaka, który nawet przypadł mi do gustu. Miałam przeczucie, że to nie będzie tylko zwyczajna znajomość. Nie wiedziałam, że był zawodowym wojskowym, a bardzo podobali mi się chłopcy w mundurach.
Nieraz wybawienie z kłopotliwej sytuacji (spowodowanej skutkami wypicia alkoholu i zjedzenia czegoś ciężko strawnego) staje się początkiem interesującej a zarazem intrygującej znajomości. Także spotykamy „ amerykański” sposób poznania się (we współczesnej wersji savoir vivru): Jestem Marek. Miło cię poznać, choć w tak dziwnych okolicznościach. Lecz wcale niefajnie jest cię żegnać. Cześć. Jestem Inga. Przyjechałam tu na krótkie wakacje. Właściwie chciałam odpocząć od ludzi, ale cóż? Spotkałam ciebie. Jeśli miałbyś ochotę pogadać, to… A w ogóle… miło mi.
Podróż oraz poznanie nowego mężczyzny, następna miłość, wybrana samotność – te środki terapeutyczne stają się sposobem zapomnienia, pogodzenia z losem oraz oswajania czasu.
Wyjątkowo trudne, a nawet tragiczne są losy bohaterek. Krystyna traci męża – alkoholika, który zginął w wypadku samochodowym. Karoseria prawie owinęła się wokół pnia  oraz drugiego mężczyznę życia, który zostaje przyłapany na przemycie narkotyków; zaznaje spokoju dopiero w małżeństwie ze znacznie starszym od siebie mężczyzną. Inga przekonuje się, spotykając przy wejściu do kina męża w towarzystwie smukłej brunetki, że nie wyjeżdżał on na delegacje, nie miał żadnych wyjść służbowych (jak to próbował od dawna tłumaczyć). To stało się powodem rozstania z mężczyzną którego kochała bezgranicznie. Za zmysłową przygodę miłosną na plaży z nieznajomym malarzem (który okazał się narkomanem) przyjdzie Indze zapłacić bardzo wysoką cenę. Nie wiedziała jeszcze wtedy, że do końca życia, będzie miała wspaniałą pamiątkę z Juraty. Miała przekonać się za jakieś… dziewięć miesięcy. Marta – chcąc odpocząć od męża, który bardziej niż jej towarzystwo polubił wędkowanie( skupiając uwagę na spławiku, nawet nie pomyślał, co w tej chwili może robić jego druga połowa) i spotkania z kolegami od kielicha (uważał, że były odpowiednie do odreagowania znużenia po pracy) – wybiera się pierwszy raz w życiu na samotny tygodniowy wyjazd do Zakopanego. Mąż Julii (pewnego dnia spakował najpotrzebniejsze rzeczy do torby i po prostu zamknął za sobą drzwi z drugiej strony… Przestał interesować się nią i dziećmi. Zostawił ją dla innej, dużo młodszej kobiety.

Język Tylman jest bogaty i różnorodny. Często spotykamy zwroty wyraźnie typowe dla rdzennych poznaniaków: Czas do domu, bo ten mój pomyśli, że coś mi się przydarzyło. Miał trochę żyłki do motoryzacji i drobne naprawy nie sprawią mu kłopotu. Przyjęcie weselne odbędzie się w lokalu. Wojtek nauczył się prowadzić gospodarstwo razem ze mną i czasem potrafił nawet coś smacznego upichcić.
Przytrafiają się też naleciałości angielskie: super i OK.
Dla ubarwienia języka autorka przytacza kolokwializmy, typowe potocznie, a także pospolite zwroty frazeologiczne: Nawet ja niczego nie wykapowałam. Zamieniłam się w słuch. Przecież mnie też coś od życia się należy. Pod skrzydłami Marka żyłam jak u Pana Boga za piecem. O kurczę pieczone, zapomniałam zabrać kluczy od mieszkania. To jakiś artysta. Inny świat. Z całkiem innej bajki – poczuła się tak nieswojo, jakby zerwała się nić, która wczoraj połączyła ją z nieznajomym. Przypomniała sobie o małej strzykawce (o którą skaleczyła się na plaży).No, ładnie. Przecież to na bank narkomani. Przecież już sam zapach to niebo w gębie, a co dopiero zjedzenie tego przysmaku (kiełbasy smażonej z cebulką i gorącej herbaty z cytryną).
W tym trwaniu w wartościach, bohaterki opowiadań Barbary Tylman są podobne do członkiń Zjednoczonego Koła Ziemianek (działających od lat 80 XIX wieku po okres międzywojnia).
Omawiana proza stanowi następne znaczące potwierdzenie twórczego rozwoju (naszej) poznańskiej pisarki.

Barbara Tylman  Na przekór…
Związek Literatów Polskich
Seria LIBRA nr 40
Poznań 2012