Wylewanie dziecka z kąpielą

Debiut zastrzeżony

Jak sięgam pamięcią, nigdy nie miałem do czynienia z debiutem poetyckim, który byłby obwarowany klauzulą następującej treści: „Książka, ani żadna jej część nie może być kopiowana ani odtwarzana w jakiejkolwiek formie i przy użyciu jakichkolwiek środków bez pisemnej zgody wydawcy”.

Książki poetyckie, jak się utarło, od momentu ukazania się, żyją własnym życiem. Każdy autor marzy o tym, aby jego wiersze były przedmiotem zainteresowania, aby były cytowane po wielokroć w „jakiejkolwiek formie”. Tymczasem kilka dni temu trafił do moich rąk debiut lubońskiego poety Sergiusza Myszograja. Debiuty poetyckie traktuję przeważnie z rezerwą, tak było i tym razem, ale po lekturze wstępnej /kilka wierszy przeczytałem dogłębnie/ nie ukrywam, że książka mnie zaciekawiła, nawet poczułem pewien entuzjazm, ponieważ od dawna nie miałem w rękach ciekawego debiutu poety, mieszkającego w moim bezpośrednim otoczeniu.

Wspomniana klauzula wydawcy zamyka mi drogę do sporządzenia recenzji, pozbawia możliwości korzystania z fragmentów wierszy, co jest nieodzowne przy analizie. Brak możliwości powoływania się na cokolwiek zawarte w tej książce, zamyka wszystko, co mogłoby się wydarzyć teraz i w przyszłości.  Wydawca jak i autor, nie wiem czym się kierowali podejmując tę decyzję, może byli przekonani, że wartość tej poezji jest bardzo wysoka? 

Przez moment byłem tego pewien dopóki nie przeczytałem tekstu wstępu pióra Jerzego Grupińskiego, cytuję: /…/  „Pierwsza książka Sergiusza Myszograja… Jego opowieść o poetyckim starcie w 1993 roku, w konkursie poetyckim Domu Kultury „Wierzbak” w Poznaniu… Oto 19-letni adept pióra został publicznie, w przytomności uczestników konkursu, zrugany przez przewodniczącego jury, znanego poznańskiego pisarza. Ba! Posądzony o plagiat z tekstów naszych skamandrytów – Juliana Tuwima, Artura Słomińskiego i innych. /…/. Sądzę, że chodzi nie, o „Artura Słomińskiego” ale o Antoniego Słonimskiego? Tak na marginesie.

Czy klauzula wydawcy współgra z wpisem Jerzego Grupińskiego? Na pierwszy rzut oka raczej nie, ale po głębszym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że jednak współgra, i do tego winduje autora debiutu w górę – skamandryci są dobrym podłożem, wzorem dla adeptów poetyckiej sztuki. Nie wspominając o tajemniczym poznańskim pisarzu, który posądził debiutanta wówczas o plagiat. 

Książkę przeczytam, dokonam wgłębnej analizy na  swoje potrzeby, może nawet kiedyś wspomnę o tym ciekawym debiucie, ale nie będę prosił wydawcy o uzyskanie zgody na „jakąkolwiek publikację” w „jakiejkolwiek formie”.

Jerzy Beniamin Zimny