Literaturą Wielce Zwirowany. Wspomnienie o Jerzym Szatkowskim

Pojedziemy do niego razem. Do Antoniewa. Wiesz gdzie to jest? – zapytał mnie Jerzy Grupiński. Mniej więcej wiedziałem, koło Skoków.

Narodził się pomysł, żeby stworzyć reportaż o literackim Poznaniu lat 60/90. Pisarze nie napisali jeszcze książki o sobie i tę lukę należało jak najszybciej uzupełnić. Świadkowie mają już swoje lata, anegdoty i historie opowiedziane po wielekroć z ust do ust zmieniają wydarzenia i daty, a informacje dotychczas opublikowane w obiegu czytelniczym są albo rozproszone, albo bardzo skąpe. Zapytałem, czy Jerzy Szatkowski nie miałby chęci podzielić się kilkoma wspomnieniami z (nie tak dalekiej znowu) przeszłości. W tej opowieści nie mogło go zabraknąć. Poeta zgodził się, jeżeli odwiedzimy go razem. Jak tłumaczył, gościł już wiele osób, nie wszyscy okazali się godni zaufania i korzystając z ludzkiej naiwności, okradli go z wielu cennych dokumentów. Teraz stara się być bardziej ostrożny. Poza tym, w towarzystwie łatwiej będzie nam się ze sobą oswoić.

Jerzy Szatkowski to poeta, prozaik, który przez większość swojego życia pracował jako polonista w Zakładzie Wychowawczym w Antoniewie koło Skoków. Przyjaciel i opiekun pisarzy. Wraz z żoną Iwoną przez całe życie prowadził dom, w którym wielu z nich znajdowało schronienie w trudnych chwilach. Laureat konkursów, a przede wszystkim dwukrotny zwycięzca pierwszych edycji Turnieju Zielonej Wazy organizowanym przez Klub Literacki w Zamku (w 1970 i 1971 roku). Od 1998 roku redaktor i edytor reaktywowanego kwartalnika „Okolica Poetów”, wydawanego w międzywojniu przez Stanisława Czernika w Ostrzeszowie Wielkopolskim.

Antoniewo przywitało nas dziurawą drogą. Za przerzedzonym lasem prześwitywało jezioro, a za nim bloki….

Te pierwsze okna na parterze, po prawej to jego.

Zadzwoniliśmy. Za otwartymi drzwiami stała ciemność i bardzo stary mężczyzna o siwej brodzie i długich, starannie uczesanych włosach. Jakby w białej poświacie.

Nigdy nie byłem w takim domu. Kto by pomyślał, że za tymi lichymi drzwiami, które mógłby zdmuchnąć silniejszy wiatr znajduje się prawdziwe Muzeum Literatury. I biblioteka. W „wypożyczalni” stały książki do użytku. W przeciwległej „czytelni” na półkach spoczywały te same tytuły z tym, że opatrzone autografami autorów, a także stosy teczek z rękopisami. Wszystko poopisywane, skatalogowane, przygotowane do wglądu. I eksponaty. Żyletka Andrzeja Babińskiego, gitara Jerzego Stachury, fajka i buty Ryszarda Milczewskiego-Bruno.

Podczas naszej rozmowy o tym ostatnim mówił najwięcej. Wspominał jak Bruno pomieszkiwał u niego przez półtora roku właśnie tu, w Antoniewie, gdzie kończył w mękach swoją powieść „Jak już to już”. I o tym jak się poznali w 1960 roku na Bydgoskiej Wiośnie Poetyckiej. W zbiorach Pana Jerzego zachował się stos archiwalnych listów Ryszarda Milczewskiego-Bruno w części opublikowanych w trzech tomach „Poezji”, „Prozy” i „Listów”, które Szatkowski redagował wraz z Czesławem Mirosławem Szczepaniakiem. Bruno zawsze zwracał się do niego „Wielce Zwirowany”, gdyż znali się od czasów, kiedy Szatkowski mieszkał w podpoznańskich Wirach. Dużo mówił też o śmierci Bruna. To już trzydzieści lat! – podkreślał Pan Jerzy.

Tak się stało, że Jerzy Szatkowski umarł dokładnie trzy dekady i tydzień później od dnia ostatniego pożegnania swojego Przyjaciela. Pamiętny (też) wtorek Pan Jerzy opisał w Posłowiu do „Listów” Milczewskiego.

My też niewiele się żegnaliśmy. Umówiliśmy się, że za tydzień, dwa, kiedy przygotuję się do rozmowy, zadzwonię i umówię na wywiad. Obaj będziemy mieli więcej czasu dla siebie, lepiej przygotuję się do rozmowy. Dzień był pochmurny, nie było sensu robić zdjęć, zresztą nie wiedziałem czy gospodarz sobie tego życzył. Na odchodnym tylko, kiedy poeta żegnał się z Jerzym Grupińskim, ścisnął jego prawicę młodzieńczym gestem, objął go i powiedział. – No Jurek, osiemdziesiąt lat. Piękny wiek. Pięknego wieku dożyliśmy.

Migawka aparatu fotograficznego zanotowała ten uścisk, ostatnie zdjęcie Poety..

Podczas naszego czterogodzinnego spotkania Pan Jerzy nie tknął niczego, nawet szklanki wody. Zażartowałem (choć podejrzewałem, że powód był inny) mówiąc: Panie Jerzy, pan to się chyba tylko poezją żywi. Odpowiedział z głębokim namysłem: A wie Pan, chyba tak. Na pewno tak.

Na odchodnym dostałem wielką reklamówkę z ostatnimi książkami Pana Jerzego oraz stos „Okolicy Poetów” z ostatnich lat.
Cały czas chodzi za mną jego wiersz „Kołysanka na śmierć”

może to nocą będzie czarną jak recydywa

może gwiaździsto białą jak kości słoniowej

wybrzeże albo snu kostnica – – kiedy drzewa

piszą liście do ziemi a wiatr gałąź odprawia

i na polanie dymi człekobojny wilk… i śnią

na jawie poeci okrągłego stołu – – o wpół

do ciebie… kiedy być może liczysz płodne dni

a morze przewraca się na drugą falę […]

Jerzy Szatkowski w oknie - wykadrowane w zbliżeniu

Sebastian Walczak

_________________________________________________

                W imieniu społeczności środowiska naszego Klubu Literackiego żegnam Cię Jurku, niech prowadzi Cię świetlista droga Twego Słowa i nadzieja „Non omnis moriar”, jak w Twym wierszu pod tytułem „Kołysanka na śmierć” – „…z pośmiertnej teki uleci poezja – – ta, która nie zna co to rany lizać…”

Jerzy Szatkowski, natchniony uczestnik naszych pierwszych spotkań z początku lat 1970-ych w Zamku, poeta-słowiarz, czarodziej polskiej mowy, laureat pierwszych zamkowych turniejów „O Zieloną Wazę”, a potem zwycięzca ogólnopolskich konkursów literackich w dziedzinie poezji i prozy, obdarzony także talentem plastycznym. Redaktor i edytor jedynego w kraju periodyku poświęconego poezji, pod tytułem „Okolica Poetów”. Szatkowski dziś wkracza na ścieżkę, na której poprzedzili go pisarze-przyjaciele: Edward Stachura, Ryszard Milczewski-Bruno, Witek Różański, Marek Obarski, Andrzej Ogrodowczyk i Andrzej Babiński – artyści tragicznego losu i wysokiej drogi.

Do Antoniewa, do źródła „by zaczerpnąć”, do antoniewskiej krynicy podążało grono nie tylko Twych przyjaciół; także i młodzi artyści nawiedzali sanktuarium pełne pamiątek, relikwii zostawiając swój ślad.

Żegnaj Jerzy… Zostają z nami Twe wiersze – Słowo dźwięczne, zielone, szumne, bardzo polskie Słowo słowicze.

Pożegnanie wygłoszone przez Jerzego Grupińskiego,
podczas pogrzebu Jerzego Szatkowskiego na cmentarzu miłostowskim w Poznaniu 3 IV 2019

 

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz