Sto lat Związku Literatów Polskich Oddział w Poznaniu – Wspomnienia (1)

WANDA WASIK

          Od wielu lat powtarzające się w Poznaniu spotkania listopadowe poetów z całej Polski, Europy, a nawet świata, owocują głębokimi refleksjami i przemyśleniami na temat poezji. Dają możliwość wzajemnego poznawania się i przybliżania klimatów twórczych, panujących w różnych częściach kraju, Europie i poza nią. Jest to szerokie spektrum życia literackiego, w szczególności poezji, w obecnym świecie. Spotkania poetyckie, zwłaszcza z młodzieżą szkół średnich, choć nie tylko, dają niepowtarzalną okazję do poznawania twórców różnych narodowości oraz ich poezji.

Dla nas – poetów takie wyjazdy i spotkania zawsze są jakąś tajemnicą, niewiadomą, zaciekawieniem – kto tam będzie, jak nas przyjmie, czy odbierze to co pragniemy przekazać.

Mój wyjazd do Międzychodu na spotkanie z młodzieżą szkoły średniej był niespodzianką od pierwszej chwili. W słuchawce telefonu lakoniczna zapowiedź: – Międzychód – biblioteka, szkoły średnie, towarzysz – Ryszard Biberstajn – po spotkaniach Gontyna. Niby wszystko jak zwykle, a ogrom przeżyć ogromny.

Najpierw mój towarzysz – Ryszard Biberstajn, poeta z Leszna. Wrażliwy, inteligentny, mądry. Rozmawiam z nim pierwszy raz, a jakbyśmy znali się od dawna. Rozumiemy nawzajem każde nasze słowo, pomimo różnicy wieku. Piękne krajobrazy za oknami busika bledną, rozmywają się…

Międzychód. Oboje nie znamy tego miasta. Chwilę trwa, zanim odbiorą nas z przystanku, choć biblioteka, nasze miejsce wyjściowe, znajduje się tuż obok. A tam gościnne, miłe powitanie, herbatka, kawa, rozmowy z paniami i…po chwili zjawia się… dyrektor tego ośrodka – postać niezwykła. Wysoki, serdeczny, otwarty, w stylu dawnego szlagona przejętego tutejszą kulturą i  przeszłością Ziemi Międzychodzkiej. Z miejsca zagarnia naszą uwagę, wciąga w atmosferę. To pan Antoni Taczanowski z małżonką. Jest on dyrektorem Biblioteki im. Jana Daniela Janockiego w Międzychodzie, a tym samym muzeum, ponieważ jest ono częścią biblioteki.

Żeby nie tracić czasu, krótkie dyspozycje i oboje z Ryszardem jedziemy na spotkania do naszych szkół. A tam?

W mojej szkole klasa pełna młodych ludzi – oczekujących, ciekawych, uważnych i równie zainteresowana pani profesor. Nawet nie wiem, jak upływa godzina. Troszkę czytam, w międzyczasie rozmawiam o wierszach, o życiu i o miejscu w nim poezji. Uwaga, cisza i zasłuchanie. Przecudna młodzież. Może coś z tej chwili w niej zostanie, może zaowocuje, może…

Potem obiad w stołówce, jak w hotelu kilkugwiazdkowym i zapowiedziana – GONTYNA. Prosta, naturalna chata jak prehistoryczna świątynia pośród rozległych łąk i lasów, od lat promieniejąca wzniosłością, a więc – sztuką. To tu jeszcze za życia Ryszarda Daneckiego spotykali się pisarze, poeci i ludzie szczerze sztuką i kulturą zainteresowani. W domu wita nas serdecznie Bronka, dziś białogłowa, kiedyś ciemnowłosa piękność, moja szkolna przyjaciółka, jeszcze tak niedawno żona Ryszarda. Rozmowom nie ma końca. Bronka prosi o wiersze. Oboje z Ryszardem Biberstajnem mówimy z pamięci. Obiecujemy, że to nie ostatni raz. Jesteśmy wzruszeni. Jest atmosfera, są rozmowy, wiersze, książki Ryszarda Daneckiego i pamięć…jeszcze świeża.

Rok później, 30 listopada 2013 roku Gospodarz opuścił Gontynę na zawsze…

 

Wanda Wasik
opracowanie zdjęcia: Jadwiga Pasiak