Pięćdziesiąt literackich lat Jerzego Beniamina Zimnego

 

      Biogram

         Nieprzeliczone bukiety metafor, ułożonych tak, aby słońce w nich zawsze wschodziło i zachodziło. Bo każdy dzień życia poety ważny a także każdy sen, który jest lekarstwem na szorstkość i zranienia dziennych zdarzeń. W czasowej przestrzeni pięciu dekad dziesiątki recenzji i szkiców literackich, siedem książek poetyckich, dwie powieści… I ciągle nowe słowa się rodzą, wypływają ze źródła dojrzewając na niwie talentu, wiedzy, literackiego rzemiosła. I każde ma  swój czas, miejsce i znaczenie, choćby w niebieskim zeszycie wypełnionym po brzegi hasłem Dzienniki literackie. Słowo bywa wspomnieniem i niczym kadr z niebanalnego filmu pod tytułem Wartość zostaje pod powiekami. Nie byłoby takich wspomnień, gdyby nie paru przyjaciół-poetów, z którymi było mu po drodze.  Babiński, Różański, Rosiak i Obarski, i inne Dzieci Norwida mocne jak półwieczne wino i Róże z Montreux. Ile siebie im dał, szukać trzeba na kartach ich książek, które nigdy nie pożółkną. Bowiem to, co trwałe w treści i przesłaniu zostaje na wieczność. Faktem jest, że poświęcił  im wiele miejsca w swoich szkicach, otwartych w literackiej prasie.

Garnie się doń młoda poezja z warkoczem w artystycznym nieładzie lecz częściej z zadziornym scyzorykiem co rzeźbi po męsku współczesną rzeczywistość.

Ziemia lubuska – zielona kołyska w sercu, Świebodzin, Krosno Odrzańskie – niezbędne etapy ekonomicznych/ projektów bardzo prozaicznych, jakże dalekich od poezji (chociaż się rymują). A jednak – nie ma skutku bez przyczyny – żaden czas nie był zmarnowany i ziarno w żyzny grunt wyobraźni celnie trafiało. Poeta, wrośnięty w miasto Poznań tkanką wierszy, plon zbiera – wiecznie żywe literackie kłosy.

Anna Andrych

______________________________

Jerzy Beniamin Zimny

Czas to chleb i miłość

Ludzie kochają, bo to jest sposób na samotność.
A może na kilka mórg i zaprzęg dwukonny.

Na spacer wśród łanu zbóż z pomysłem na powrót
do domu, do cnót potarganych wiatrem historii

nie zawsze przyjaznym. Po to jest wiersz aby móc
powiedzieć coś przez zęby. Po to poeta pisze, aby

świat był piękniejszy, po to umiera, aby śmierć
mogła zapłakać. Jestem przy klawiszach czytelnych;

ale były klawisze ślepe, dlatego moja poezja przejrzała
na oczy. Teraz kocham samotność a morgi i zaprzęg

nie znajdują już miejsca nawet na zapleczu historii,
która jest matką opuszczoną przez swoje dzieci.
                            
                                                             Z tomu „Nie jestem sam”( Poznań 2020)

___________________________________

Prawa strona życia

(fragmenty)

         Stoję po prawej stronie życia i nie dostrzegam swojego bytowania. W środku bytu jak w oku cyklonu cisza, przerażający bezruch, a zaledwie kilka kroków dalej zawirowania polityczne, kulturalne i pogodowe. Jakby to wszystko połączyć w jedno ciało, byłby koniec świata. I z pewnością poezja najwyższego ruchu. W każdej prym wiodą demony miłości, maszkary, estetyki, pokemony wiary i coś, ktoś tam jeszcze?
Po serii odejść powiększa się pustka, wiersze-sieroty wyciągane z archiwum, fotografie czarno-białe, na których dominuje młodość. Bez retuszu, z ząbkami dookoła – co było wtedy przemyślane, dzięki czemu to ząbkowanie pozwoliło przetrwać każdej podobiźnie. Tylko kogo to dzisiaj wzrusza, kto się obejrzy za niegdyś młodym i pięknym poetą. W wyobrażeniu są bezbarwne plamy, jak na ulicy w słoneczny dzień, kurz się unosi, wznosi, oślepienie dopada widzącego coraz gorzej.

           Po prawej stronie życia jest mój dom, grób moich rodziców, grób córki i ogród, który z roku na rok staje się coraz bardziej tajemniczy. Moja prawa strona przypomina ogród. Centrum opanowała literatura, od lat panuje tutaj niepodzielnie poezja, przeplatana prozą, kapryśna jak kobieta pragnie mnie całego pochłonąć. Z lewej strony moja przeszłość, bujna i durna, poważna kiedy  było trzeba, polityczna z przymusu i całkiem wolna od mechanizmów indokrynacji politycznej. Na ile ten front daje się scalić, tolerancja, pluralizm, przymykanie oczu, chowanie głowy w piasek, ucieczki, powroty. I tak rok po roku krystalizuje się moje uniwersalne ego, bardzo przydatne w obcowaniu z ludźmi. Po prawej stronie jest Warta, po lewej Odra, w środku dorzecze z wieloma dopływami, miłości, gotówki, wolności, satysfakcji z poezji, są też odpływy szczęścia, zdrowia i przyjaźni, odejścia najbliższych i przyjaciół. Czas się z czasem mi rozliczyć, czemu jest taki szybki, przecież nikogo nie goni, nie musi się spieszyć. Po prawej stronie jest najmniej czasu na pokonywanie przeszkód, zauważyłem znaczenie cierpliwości, chociaż nie każdemu jest ona przydatna. Za Jurkiem Szatkowskim będę powtarzał:” My już nie możemy czekać”, nam należy się pierwszeństwo, bez znaczenia skąd nadchodzimy, z prawej czy z lewej strony.

                                                          „Dzienniki literackie” (Poznań 2020)

 

Tekst „Biogramu” i opracowanie: Anna Andrych
zdjęcie:Anna Andrych