47. MLP Hipoteka w Bibliotece

Jadąc do Biblioteki Pedagogicznej w Poznaniu miałem wrażenie, że udaję się na mecz Kolejorza, i to w czasie przeszłym, gdy mecze na Dębcu rozgrywane były w niedzielę o godz. 11 00.  Tym razem była to środa, środek tygodnia, ale godzina jak wtedy. Jedynie inna atrakcja mnie czekała, z której udało mi się wyciągnąć wiele cennych informacji, jak również moje doświadczenie, wzbogaciłem o specyfikę pracy placówek pedagogicznych.

Od czasu, kiedy opuściłem mury Liceum Pedagogicznego przy Różanej, nie miałem kontaktów natury edukacyjnej, wprawdzie podczas różnych spotkań, świadomie lub nie, wcielałem się w rolę prowadzącego lekcję i kończyło się na sukcesie. Tym razem przyszło mi tłumaczyć się z tego, co zrobiłem dotąd, łącznie z tym, czego mi się nie udało. Nigdy nie jest tak, jak człowiekowi się wydaje, dlatego postanowiłem dać pole do popisu słuchaczom, którzy swój wolny czas, postanowili spędzić w moim towarzystwie, zadając mi wiele pytań, np. czym jest wena?, jaki jest charakter inspiracji w procesie powstawania utworu poetyckiego, czy pisania poezji można się nauczyć, czy pora dnia, lub noc – mają jakieś znaczenie dla piszącego wiersze.

Nie użyłem słowa „poeta”, bo na ten tytuł, trzeba sobie zasłużyć, wiersze same mówią za siebie, czytanie ich przy szerszym gremium tylko wtedy ma sens, gdy słuchający sobie tego życzą,  lub mają ochotę posłuchać utworów o konkretnej tematyce.

Sporo czytałem wierszy osobistych, jako, że moje widzenie ludzkich spraw, jest bardzo osobiste. Prośby dotyczyły także wierszy o tematyce erotyczej. Na koniec padło pytanie: poeta to zawód, czy powołanie? Odpowiedziałem, że jedno i drugie, jedno drugiemu nie przeczy, ale nie od razu kontakt z piórem jest tak oczywisty. Początkowo jest to, jakby odruch bezwarunkowy, z czasem przychodzi okres przemyśleń, następny etap jest tzw. pustym przebiegiem, potem osobistego czasu przybywa i pojawiają się książki, coraz lepsze, zdecydowanie odbiegające poziomem od debiutu. Na koniec przychodzi okres klasycyzacji, jaskrawym  dowodem tego procesu  jest moja Hipoteka, tom odbiegający składnią i dykcją od  Rubinosy sprzed 13 lat. Tomu, który przyniósł mi wiele satysfakcji ponieważ był wyróżniany, łączne z nominacją do Wawrzynu Literackiego w Zielonej Górze.  

Poezja nie może równać się prozie w konfrontacji z czytelnikiem. Czytelnik lubi czytać, lirykę przeżywają tylko jej wielbiciele, przeważnie sami poeci – tu abstrachuję od piszących lirykę z niepohamowanej chęci wylewania na papier swoich emocji – ponieważ tacy, poezji wogóle nie czytają, oprócz swojej. Proza ma większe branie, wypiera poezję z księgarskich półek, nadaje jej charakter elitarny. O tym rozmawialiśmy w środę, miałem ze sobą kilka egzemplarzy mojej powieści pt. Róże z Montreux, która wzbudziła zainteresowanie zebranych  na sali. Pytano także o Gromnicę, niestety, na półce pozostał mi tylko jeden egzemplarz tej powieści. Być może pokuszę się o III wydanie. 

Pozostając przy prozie, sporo czasu musiałem poświęcić mojej najnowszej powieści pt. Gry wstępne. Powieści, która od dwóch lat czeka na druk, jest po dwóch korektach i jak dotąd, nie dotarła do czytelników. Powód tej zwłoki jest prozaiczny /jak na ironię/ otóż nie mam kiedy, zająć się swoimi sprawami, praca społeczna coraz bardziej mnie absorbuje, a wiem, że będzie z tym coraz gorzej, ponieważ rzeczywistość stawia coraz większe wymagania i zaczyna brakować czasu nawet na realizację zadań bieżących . Gry wstępne – musiałem pokrótce opowiedzieć fabułę, z zaskakującym zakończeniem, byłbym dłużej się rozwodził, ale w pewnym momencie zorientowałem się, że zdradzam swojego bohatera. A jest on nietuzinkową postacią – wierną kopią jednego z moich dawnych kolegów szkolnych, który całe życie, szuka dla siebie odpowiedniej partnerki. Książka ma charakter komercyjny.

Wracając do domu spojrzałem na Stadion Miejski – jeszcze miałem w oczach cztery potężne konstrukcje, na których umocowane były jupitery. Trzydzieści sześć lat temu oglądałem z Ojcem mecz Lecha z Barceloną. Grali jak równy z równym. To już się nie powtórzy, bo nasza piłka ligowa jest w dołku. I długo się z niego nie podniesie. Chyba, że ograniczona zostanie liczba graczy z obcym paszportem, tak, jak to było w przeszłości,  i miały miejsce naturalne przejścia zawodników z lig niższych.  Pomyślałem też, że podobny kryzys przeżywa poezja szeroko pojmowana, w rezultacie czego, przez biblioteki, domy kultury i kluby osiedlowe, przewijają się coraz częściej, wątpliwej klasy twórcy mowy wiązanej. 

Jerzy Beniamin Zimny

foto – Bożena Zimny