Sieroty po Stedzie?
– wobec wartości –
„Sieroty po Stedzie!” – rzucił w naszą stronę młodszy kolega po piórze, gdy staliśmy w hallu filii Biblioteki Raczyńskich w Poznaniu, oczekując na prelekcję dr. Jakuba Beczka, który zjechał z Warszawy, by opowiedzieć o związkach Edwarda Stachury z tutejszym środowiskiem. Czy właśnie tak? Czy długi cień Stedowy ciągnie się za pisarzami tego pokolenia?
Dwie książki, którym pragnę się tu przyjrzeć, częściowo omijają pytanie, rozszerzają spojrzenie na literaturę, na dzieje generacji. Szczególnie zdanie to dotyczy Pawła Kuszczyńskiego, sygnalizującego „inny gust”, inne kategorie wartości. O czym w drugiej części niniejszego omówienia.
Co jeszcze łączy obie książki poznańskich pisarzy, niezależnie od poszukiwań tytułowych wartości? Otóż, wydaje się, że ważne jest tu nie tylko Słowo, ale i jego twórca, żywy człowiek, jego cielesność – osobowość, psychika, wreszcie i drogi życia. Stąd tak istotne są spotkania twarzą w twarz, wspólne chwile, rozmowy, zmilczenia.
11 czerwca 1984. Pociąg B-B – Łódź. Jadę z Mietkiem Stanclikiem. Tłok. Korytarz. Przesiadka. Koluszki. Łódź. Kazek Węgrzyn na dworcu. Poczekalnia. Rozmowy. Marsz Łodzią. Mietek na „rozgrzewkę” – wódkę z ryżu (sake?). Deszcz. Błądzenie. Lokal PAX-u. Nowe twarze. Wręczenie nagród. Odczytanie wierszy. W drzwiach spóźniony Mirek. Referat. Obiad. Pół litra wyborowej spod stołu. Dyskusja. Turniej Jednego Wiersza – mój „Vincent van Gogh” otrzymuje pierwsze miejsce. Mirek jest drugi. Koniec. Ulewa. Jakaś podrzędna knajpa. Żarcie i wóda. Głównie piją Bochenek ze Zdanowiczem. Mietek i ja umiarkowanie. Pociąg do Koluszek.
Nie jestem pewny czy Cyprian Kamil Norwid przyznałby się do wszystkich dzieci, które przypisuje (dedykuje?) mu w omawianej książce Jerzy Beniamin Zimny. Bo też i rządzi się ta księga swoistym prawem sylwy, pisarskiego raptularza. Po obszernej, autobiograficznej powieści pt. „Gromnica”, autor obdarzył nas tomem, w którym znajdziemy obok esejów, recenzji, sylwetek twórców, fragmentów prozy, wiersze, dzienniki, felietony, opisy podróży, gęsto zakrapianych biesiad. Autor zgromadził ogrom materiału, szkicując portrety pisarzy, środowisk, wreszcie i opisy dróg, czasu, w których żyło i żyje jego pokolenie. Wracają obrazy z młodości, praca w warsztacie kamieniarskim.
Dardanele sakramenckie i jeszcze Syberia we mnie, której nijak się wyzbyć. Poezja mnie trapi codziennie za to moje kamieniarskie błoto i zmarnowany czas przy kamieniu. Kamień jest jak moje życie – chłodny i do tego twardy i taki niespolegliwy i teraz jestem już nie ten sam chłopiec, o piwnych oczach, czuły i zawsze wrażliwy na piękno. Jak patrzę w lustro, to jakbym ojca widział i tego ojca to ja już się nie wyprę, chyba że moja pamięć jest zawodna, chyba że to lustro nadali diabli, chyba że tego lustra nie ma i mnie też już nie ma, jest tylko wyobrażenie i miejsce na to lustro – dopiero.
Autor nie liczy się z autorytetami, z utartymi drogami, opiniami krytyki. Znaczącym walorem jest prywatność, emocjonalność spojrzenia. Niewątpliwie, są w książce poeci, którzy bez szkody dla całości materiału, mogliby się tu nie znaleźć. Niewątpliwie, brak wielu nazwisk, które składają podstawowy obraz polskiej literatury tamtego okresu. Autor skorzystał z oczywistego, przysługującego mu prawa wyboru i pominięcia. Oto ci, których poznałem, przeczytałem, przeżyłem…
Kruchość wszechświata, z której to rodzą się pustynie i wszelkie ścierwo? Przesłanie jasne, ale na wyrost katastroficzne, może w pojedynczym wymiarze, a może poeta dostrzegł inną nieuchronność, odmienną od tych, które znamy. Po tamtej stronie rzeki nie ma nic, a po tej mnie już nie ma. Na butach mam proch jeszcze stamtąd, a w głowie pustkę stąd. Przez dekady idę w szeregu, szereg topnieje w marszu.
Charakterystyczna jest dla tych zapisów mroczna, liryczna nuta, poczucie mijania, tragicznego kresu jednostki i pytania: co po nas pozostaje, jaki sens ma „duchowy pobyt”?
Mój pobyt duchowy wśród żyjących jest coraz gęstszy, już jestem tam, więc bez znaczenia są codzienne odgłosy, telefon, media, warkot pojazdów na ulicy, deszcz albo słońce, wiatr i cisza. Idę siedząc, biegnę leżąc, bywam tysiące kilometrów stąd, bez zerkania w okno. Uciekam i wracam, pozostaję w miejscach, gdzie można do woli żyć nie czując własnych nóg, nie widząc nieba i mroku, tylko światełko, które gdzieś zachęca do magicznej wędrówki. Los wieloramienny, wielonogi, zwielokrotnione tętno, jakby wszystkie impulsy z jądra ziemi zmogły się w klatce piersiowej. Aż do wieczora i tak każdego dnia sprawdzam czy jeszcze jest na swoim miejscu rzeczywistość.
Panorama nakreślona przez Jerzego Beniamina Zimnego zawiera znaczące wartości poznawcze. Dokumentuje wybrane przez autora trendy współczesnej literatury polskiej, kreśli sylwetki twórców i podkreśla niedocenione, często zapomniane postacie. Szczególnym sentymentem obdarzył autor Mieczysława Stanclika, poświęcając mu wiele stron. Są i zdjęcia pisarzy. W tym i to, wiszące u Jerzego Szatkowskiego w Antoniewie, portret Andrzeja Babińskiego z żyletką.
Dzisiaj są imieniny Andrzeja. Znicz symbol pamięci płonący, w tle modlitwa, która dociera tam, gdzie oko nie dotrze. Ani ucho nie usłyszy odpowiedzi. Bezgraniczna próżnia, pod ziemią doczesne szczątki trawione przez glebę. Piętnaście lat rozłąki tej ostatecznej, spotkanie jeśli nastąpi to już nie tutaj.
Przeważają, oczywiście, materie literatury. Jerzy Beniamin Zimny naszkicował portrety m.in. Jerzego Szatkowskiego, Janusza Koniusza, Andrzeja Babińskiego, Wincentego Różańskiego, Andrzeja Ogrodowczyka, Tadeusza Wyrwy-Krzyżańskiego, Edmunda Pietryka, Marka Obarskiego, Mieczysława Jana Warszawskiego, Pawła Kuszczyńskiego. Znaleźli się tu i młodsi, m. in. Magdalena Gałkowska, Karol Samsel, Edyta Kulczak, Łucja Dudzińska, Roman Honet.
Nie uszło i niżej podpisanemu, który według Jerzego Beniamina Zimnego, mimo, że niepalący i słabo pijący, jednak wciąż krząta się organizując od 1970 roku imprezy, wydając od 1988 jedyne pismo literackie w Poznaniu – kwartalnik „Protokół Kulturalny”. Nie omieszka autor „Dzieci Norwida” dwukrotnie wypomnieć autorowi tej recenzji jego późny wiek… Więc grzybem? Jerzy! A przecież tak niedawno byłem młodym poetą… Wygląda na to, że często Zimnego bardziej interesuje żywy człowiek – pisarz, bardziej niż jego pisanina. Liczy się żywe, z mowy słowo, gest, sytuacja towarzyska. I chwała za to autorowi. Stąd i liczne spotkania, rozmowy, wspólne wyjazdy, biesiady. Silną stroną „Dzieci Norwida” są niewątpliwie dzienniki pisarza, często publikowane uprzednio w postaci blogu. Strony ciemne, tragiczne, zawsze wiarygodne. Tracą się w nich gdzieś ludzkie głosy, postaci, sytuacje, słowa… i nie wracają. Jak w „Gromnicy” – „Chłopaków gdzieś wymiotło…”. Strony wypełnione męskim bólem, bezradnością wobec losu, ale i poczuciem wyjątkowości chwili, człowieka i Słowa. Czytamy i testamentowane przesłanie do pokoleń. Jestem im winien nie tylko pamięć, żywię nadzieję, że ktoś z młodszych podejmie tę powinność względem mnie i moich żyjących jeszcze kolegów (…).
Inną książką są „Wartości zauważone” Pawła Kuszczyńskiego. Jej autor, poeta, krytyk, animator, wieloletni prezes poznańskiego oddziału Związku Literatów Polskich, duch sprawczy i współorganizator poznańskiego Międzynarodowego Listopada Poetyckiego, zgromadził dokumentację środowiska w wypowiedziach, które rzadko mamy szansę oglądać w druku, w wydaniu książkowym. Mimo, że podtytuł zapowiada recenzje, obok nich czytamy wspomnienia, refleksje, pożegnania, sylwetki historycznych postaci, laudacje, posłowia… W książce czytamy m.in. o Albercie Camusie, Wiesławie Myśliwskim, Adamie Mickiewiczu, Marii Dąbrowskiej. Paweł Kuszczyński kreśli też sylwetki, recenzje książek m.in. Mieczysława Jastruna, Cezarego Abramowicza, Barbary Tylman, Anny Andrych, Nguyena Chi Thuata, Edmunda Pietryka, Andrzeja Dębkowskiego, Dariusza T. Lebiody, Alicji Tanew. Są w „Wartościach zauważonych” i twórcy, których można by zaliczyć do poetae minorum gentium, którzy znaleźli się tutaj z gestu kolegi, prezesa…
I moje stare serce, moje stare sumienie, / Moja prawda, której nie zmieni śmierć i niewola, / Mój sen o ludziach, co zmielą na chleby kamienie. / Moja ostatnia nad rozpaczą aureola („Porwanie Europy”). To fragment wiersza Mieczysława Jastruna, którego program stanowi poetycki wzorzec dla Pawła Kuszczyńskiego. Jakie to wartości pragnie przenieść, przypomnieć Paweł Kuszczyński? Zapewne wierność, patriotyzm, pamięć, tradycyjny kodeks Polaka, człowieka wybierającego między dobrem i złem…
Ten program realizuje poznański twórca także i w swej poezji, publikując wiersze o Adamie Mickiewiczu, Ignacym Paderewskim, Hipolicie Cegielskim i innych. W poszukiwaniu mostów, autorytetów… Znane są kontakty Pawła Kuszczyńskiego z zaprzyjaźnionym domem Artura Sandauera i jego żony, malarki i poetki – Erny Rosenstein (reprodukcja jej pracy znalazła się w omawianej książce). „Wartości zauważone” otwiera analiza tomu Mieczysława Jastruna pt. „Genezy”, uznanego przez krytyka za kamień milowy w literaturze PRL-u. „Genezy” wydane w 1959 roku są pierwszym tomem Jastruna w latach popaździernikowej wiosny. Doświadczenie przeżytych kilku lat nie odbiera im świeżości, jest jakoby sprawdzianem realizacji humanistycznych idei. Poezja „Genez” sięga daleko w czasie, czeka na „wniebowstąpienie poetów”.
Autorytety, wzorce, tradycje… Niech więc i mi będzie wolno przywołać chwilę z początku lat 1960-ych, kiedy to na poznańskim Listopadzie Poetyckim Mieczysław Jastrun zaatakował gwałtownie „awangardzistę” Juliana Przybosia. Doszło do gorszącej kłótni (scena w sali błękitnej poznańskiego Zamku), w której mediował przewodniczący obradom Anatol Stern (opinia niebezpiecznego skandalisty w 20-leciu międzywojennym), który zapewnił panów, że obaj są znakomitymi poetami. Uspokojeni adwersarze zeszli ze sceny. A zapraszany przeze mnie Mieczysław Jastrun nie chciał przyjechać do Poznania. Żona – Mieczysława Buczkówna mówiła, że mąż pamięta z przedwojnia, panoszących się tu akademików z prawicowych korporacji, z laskami, burdy antysemickie… Wiemy, pamiętamy numerus clausus ograniczający liczbę studentów żydowskich na studiach medycznych. Zdarzało się i przymuszanie tych słuchaczy do niezajmowania miejsc siedzących, na wykładach.
Wróćmy do „Wartości zauważonych”, do polecanego pamięci i praktyce nurtu Jastrunowego. „Genezy” utwierdzają w przekonaniu, że sztuka pełni wielką rolę, jest ona bowiem miernikiem ciągłości humanistycznych dążeń w dziejach ludzkich. Sztuka determinuje ciągłość istnienia i człowieczeństwa. Ruiny Grecji i Rzymu, obrazy Rembrandta i Rafaela, rzeźby Michała Anioła…
Ale są i inne spojrzenia na nasz narodowy, chrześcijański dekalog – sporne i gniewne, jak w twórczości Tadeusza Stirmera zmarłego charyzmatycznego, poznańskiego poety… Paweł Kuszczyński przepisuje cytat z wiersza pt. „Miara”: w stolicy sumienia reducie Europy / katohistoria w narodowym sosie / nowi Kordeccy plują krwią w obiektyw / kontra bełowcy świętego totemu / truchło rewolucji żuje dawną chwałę / patos międli pacierz i wrogie zaklęcia / – …wszystko jest cząstką poznanego świata / a świat zaledwie zmarszczką w czasie i przestrzeni.
Język, mowa są podstawowym czynnikiem kreującym jednostkę ku człowieczeństwu. Gdzieś zagubiła się tajemnica, ciekawość świata, otwarcie się na drugiego człowieka… Przypomina Paweł Kuszczyński. Są w tej książce i nowe, inne spojrzenia, zdania. W ciekawy sposób interpretuje autor twórczość Kaliny Izabeli Zioły (odczytywaną najczęściej przez „klucz miłości”), proponuje mianowicie interpretację przez motyw wędrówki, podróży jako sposobu na rzeczywistość, oswajanie czasu. Bliski jest naszemu krytykowi Andrzej Dębkowski, który zadaje rudymentarne pytanie dotyczące każdego z nas: w wieku informacji / można zdobyć wiadomość z dowolnej dziedziny, / oprócz elementarnej / – skąd jestem.
Od dawna z pasją czytam internetowy „Dziennik ornitologa” Dariusza T. Lebiody więc w zachwycie przypominam sobie i zapiski, które przytaczają „Wartości zauważone”: Przysiadłem na kamieniu i patrzyłem w niebo jak świstają w powietrzu, jak nagle przyspieszają i spadają w dół, jak wznoszą się lotem śmigłym ku chmurom. (…) Patrzyłem na latające w przestworach ptaki i cieszyłem się, że istnieją, że ja istnieję i że istnieją inni ludzie i cały ten boski świat. (…) Zrozumiałem wtedy, że Bóg jest jak ów świst skrzydeł, jak chwilowy lot w górę i równie nagłe opadanie.
Uogólniając a więc upraszczając… Dwie książki, dwa różne spojrzenia (jedno pełne emocji, ekspresji, drugie klasycyzujące, przypominające nam tradycje, normy), jak dwa skrzydła naszej kultury, literatury – dionizyjskie i apolińskie.
Jerzy Grupiński
Jerzy Beniamin Zimny, „Dzieci Norwida”, ZLP, Poznań 2016.
Paweł Kuszczyński, „Wartości zauważone”, ZLP Libra, Poznań 2015.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.