Dzielić włos na czworo
To prawda, że wszystko można obśmiać z góry do dołu (lub odwrotnie); że można postawić pod pręgierzem publicznej krytyki, by gawiedź miała pożywkę (np. zamiast chleba – igrzyska). Gdy jest się osobą publiczną, powiedzmy – celebrytą lub urzędnikiem na dość eksponowanym stołku, to niemal naturalną jest rzeczą, że wielu próbuje ten stołek podciąć, pchnąć, a przynajmniej obsiusiać.
To prawda, że stołki, na których zasiadają owi urzędnicy, są z materiału o różnym stopniu odporności. Jedne bardzo szybko gniją od dołu, innym nie jest w stanie nic zaszkodzić – surowiec okazuje się twardy. Do tego są ciężkie, stabilne, nogi szeroko rozstawione – fachowa stolarka.
To prawda, że pozy, jakie przyjmują siedzący na nich, są rozmaite. Jedni zdradzają niepewność i niepokój, siedzą ledwie na brzeżku, kolana trzymają razem i tylko oczami raz po raz strzelają na boki. Zupełnie jak przed drzwiami dentysty, kiedy to rozsądek podpowiada trwanie w miejscu, a dusza chciałaby do raju. Inni siedzą dość pewnie, całym zadkiem, lecz bez zbędnej nonszalancji. Czynią to z godnością, z niejakim namaszczeniem, z całym towarzyszącym temu ceremoniałem. Są również tacy, nienależący wcale do egzotycznych wyjątków, którzy rozparci na stołku demonstrują pewność, że oto zabiegi tych z dołu wokół mebla mają dokładnie w tej części anatomicznej, która przylega do mebla.
To prawda, że wszystkie te warianty, pozy itp. mają jedną wspólną cechę. Mianowicie niezależnie od tego, jak kto dziarsko siedzi, artystycznie upozowany bądź nie, zawsze z jednakową mocą widać podział na tych, co na dole i tych, którzy u góry. Odwieczny scenariusz, według którego każdy odgrywa swoją rolę.
To prawda, że role rozdziela się czasem bez planu. Bywa, iż primadonnie przypadnie w udziale halabarda. Jednocześnie ów podział na górę i dół jest względny i nietrwały. W myśl ewangelicznej zasady ostatni mogą być wywyższeni, a pierwsi będą wtedy ostatnimi.
Podobno udział w każdej władzy deprawuje. Pewnie często tak. Zabawnie musi przedstawiać się widok rozprawiczonych, zdeprawowanych urzędników, którzy po fikołku ze swoich ulubionych stołeczków usiłują je trącać noskami – tylko z tego powodu, że sami na nich już nie siedzą.
To prawda, że w tyglu gigantycznego kraju, jakim jest Polska, w środku największego z kontynentów, w tym najlepszym ze światów, podobne zjawiska w ogóle nie mają miejsca. Tu wszyscy radośnie się szanują. W imię miłości bliźniego potrafią dzielić między siebie zarówno chleb, jak i stanowiska. W imię dobrze pojętego interesu publicznego – świecąc przykładem innym – dzielą także… skórę na niedźwiedziu i włos na czworo.
Ryszard Biberstajn
zdjęcie: archiwum ZLP OP