Wiersze w kolorze sepii
Było to pięć lat temu. Do naszej siedziby, mieszczącej się wówczas w bloku na os. Powstańców Warszawy, przyszedł (dziś już nieżyjący) Ryszard Podlewski. Przyniósł ze sobą nieco pożółkły tomik wierszy, który otrzymał od znajomego ze Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Przytoczył nawet towarzyszący temu słowny komentarz, brzmiący mniej więcej tak:
– Rychu, zobacz. To są wiersze mojego stryja, dawnego członka ZLP. Weź je, może ktoś z was się tym zainteresuje, a może warto by zrobić dodruk?
(otwórz)
Ponieważ mam słabość do antyków, zaintrygowała mnie skromna, trochę sfatygowana okładka. Przewertowałam książkę i na chybił trafił przeczytałam tytuł jednego z wierszy: Ballada bamberska. Kiedy w treści natrafiłam na nazwę Starołęki, wiedziałam już, że tomikowi muszę poświęcić więcej uwagi. Wszak po mieczu jestem bamberką, a urodziłam się właśnie w Starołęce.
Rzeczony eksponat to zbiór wierszy pt. „Księżyc nad Poznaniem” Floriana Jernasa. Jakby mało było tu przypadków, mój ojciec miał na imię Florian. Książka ta została wydana (bagatela!) w 1937 roku przez Księgarnię J. Dippela w Poznaniu, czcionkami drukarni S.A. „Ostoja”. Już sam ten dopisek sugerował, by pochylić się nad dziełkiem z należytym szacunkiem. A tu jeszcze okazało się, że opatrzone było wstępem Jana Sztaudyngera.
Stan techniczny woluminu, jak na jego metrykę, był całkiem dobry, tzn. wewnątrz nie posiadał ani zaplamień, ani rozdarć, czy zagnieceń. Jedynie okładkę zdobiły delikatne oznaki starości. Natomiast o samym autorze Jan Sztaudynger wypowiadał się tak:
(…) Już w wypracowaniach szkolnych, które przed kilku laty z racji Jernasowego (uczeń) i mego(nauczyciel)stanowiska poprawiać mi przyszło, dziwiłem się bujności bocznych perspektyw, nieokiełzanej chęci jazdy poszczególnych słów. Miewałem wrażenie, że wchodzę w egzotyczny ogród w którym oszalałe motyle zapładniają w zapale nie tylko kwiaty i drzewa wszelakiego rodzaju, ale lampy i lambrekiny. Czuło się w tym chłopaku jakąś podzwrotnikową bujność porównań, jakieś opilstwo wyrazowe. Poezji nie szukał, poezja była w nim, wezbrana, przelewająca się w pianie wierszy. Opanowany, cichy, spokojny, zawsze zadumany, ale równocześnie przytomny, nie chcący nigdy niczego dla siebie, skromny i dumny…Ujął mnie od pierwszej chwili poetycznością swego na świat spojrzenia a zaniepokoił zegadłowiczowską lekkomyślną ufnością w nieograniczone prawo do wylewania wierszy. Walczyłem z nim przed laty i przez lata, jak Tobiasz z Aniołem starając się jego frazy obdarzyć sensem (a raczej może tylko konstrukcją) i przecinkiem. Dziś, kiedy mam asystować przy starcie pierwszego tomu jego wierszy, trudno mi obronić się wzruszeniu…Sądzę, że zarażę nim czytelników i krytykę – ugór poznański zaczyna się coraz bardziej zielenić i zakwitać(…)
Książka, jak na relikt przystało, zawierała „Spis rzeczy”; wiersze zebrano w trzy odrębne części: „Księżyc nad Poznaniem”, „Trucizna nocy” oraz „Rozmowy z Panem”. W większości były to utwory lekkie, rymowane, pisane z pewną dozą sentymentu, sporym liryzmem. Niektóre może i trochę pretensjonalne, ale z pewnością urokliwe, jak starodawne landszafty, czy oleodruki, kupowane na jarmarkach i targach staroci. Moją szczególną uwagę zwróciły te, które zawierały pierwiastek poznański, np.: „Ballada o Kazimierzu-Mnichu”, „Ballada o studzience Prozerpiny”, „Ballada o studzience Hygiei i szkapach dorożkarskich”. Autor zawarł w nich misternie ułożone historie, oparte na własnych wizjach poetyckich.
Ale można w nich odnaleźć także wątki prawdziwe, jak np. słynna powódź w Poznaniu, o której mówi „Ballada świętojańska”. Oto fragment:
Ballada Świętojańska
Działo się to dawno…
Biegły wylękłe mieszczanki
Przez placyki i zaułki,
|A w włosach im się plątały
Błotne i śmigłe jaskółki.
Biegli szewcy i kramarze
W nieokiełzanej panice,
A za nimi rwała woda
I zalewała ulice.
Wpadli, jak dzicy na rynek!
A właśnie plac się kołysał
W gwarnych rozkoszach jarmarku –
Kotłował się tłum pstrokaty,
Jak ukrop w olbrzymim garnku.
Powiedzieli co się stało.
A wieść obiegła tłum krasny,
Co pęczniał jak ciasto w dzieży –
Zamknięto jatki i budy,
I stróż zatrąbił na wieży.
Powstało okropne piekło!
——————————–
Chlusnęła woda na rynek! (…)
Być może ktoś powie, że to literackie starocie; ale za to pisane oryginalnym językiem z minionej epoki, pełnym niekłamanego, subtelnego czaru, melodyjności, kunsztu w doborze słów.
W trakcie lektury przypomniałam sobie inną, podobną w charakterze książkę, wydaną nakładem Wydawnictwa Łódzkiego w 1987 roku, a zatytułowaną „Wiersze o Toruniu” (wybór, wstęp i opracowanie Wiesław Krzysztoszek). Zawiera ona poetyckie obrazy grodu Kopernika, tworzone z wielką, artystyczną pieczołowitością. Są tu liryczne, nastrojowe impresje, utwory tkane na kanwie ballad, legend i ludowych pieśni, strofy wiślańskie oraz opiewające uroki dawnej architektury miasta. Spośród wielu autorów (jest to antologia), począwszy od XV- wiecznych do współczesnych, wymienię kilku: Ryszard Milczewski – Bruno, Jan Górec-Rosiński, Franciszek Fenikowski, Władysław Broniewski, Tadeusz Śliwiak, Marek Wawrzkiewicz. Zaiste, plejada nazwisk wielkiego formatu, stąd i waga tej pozycji znacznie większa.
Tymczasem „Księżyc nad Poznaniem”, to zaledwie debiut jednego młodego poety. Dziś ten wolumin liczy sobie 82 lata. Tym bardziej, trącający myszką zbiorek, nabiera archiwalnej wartości. W wierszach Floriana Jernasa zatrzymał się czas sprzed ośmiu dekad, ożyły dawno zapomniane, nie istniejące już realia, smaki, zapachy, barwy. Nie wstydzę się wzruszenia, jakie odczuwałam, dotykając tego pożółkłego, kruchego listka, który przypadkiem trafił dokładnie tam, gdzie powinien go przywiać niesłabnący wiatr czasu…
Co się jednak stało z autorem? Czy to jedyny po nim ślad? Może zginął, wszak po dwóch latach od wydania tej książki wybuchła II wojna światowa. Zadawałam sobie wówczas te pytania, nie mając pojęcia, że za pięć lat odpowiedź na nie znajdzie się sama.
28 czerwca br. wybrałam się do Muzeum Etnograficznego w Poznaniu, na wernisaż wystawy „Ty Bambrze!” Wśród wystawionych na sprzedaż pamiątkowych drobiazgów, zauważyłam książkę dla dzieci autorstwa…Floriana Jernasa! Kupiłam ją natychmiast, nie kryjąc radości ale i zdziwienia, że w ogóle taką książkę dzisiaj wydano. Wydawcą okazało się Muzeum Narodowe w Poznaniu. Na tylnej okładce widnieje zdjęcie autora i krótki jego biogram, z którego przytoczę to, co najistotniejsze: Florian Jan Zygmunt Jernas ur. 26.02.1914 roku w Berlinie, uczęszczał do Państwowego Seminarium Nauczycielskiego Męskiego im. E. Estkowskiego w Poznaniu. W roku 1933 otrzymał dyplom nauczyciela szkół powszechnych i przyjęty został na Wyższy Kurs Dziennikarski przy Wyższej Szkole Handlowej w Poznaniu, który ukończył po dwóch latach z wynikiem bardzo dobrym. 22 września 1938 roku został mianowany podporucznikiem rezerwy Wojska Polskiego. Uczestniczył w wojnie obronnej Polski we wrześniu 1939 roku. Był dowódcą II plutonu I kompanii w I batalionie 57 Pułku Piechoty Wielkopolskiej. Walczył na szlaku bojowym, m. in. w bitwie nad Bzurą. Zmarł 10 września 1939 roku w Goślubiu pod Łęczycą w wyniku odniesionych ran podczas natarcia na stanowiska niemieckie.
Z kolei w stopce redakcyjnej książki znalazłam adres strony internetowej: www.bohaterowie1939.pl/polegly,jernas,florian,6164. Z podanej tam informacji wynika, że dwudziestopięcioletni, ciężko ranny żołnierz i poeta wykrwawił się na śmierć, gdyż przez całą dobę nie udzielono mu pomocy, o czym zaświadczyli jego koledzy z pola walki. Jakże długie i ciężkie musiało to być konanie…
Patrzę na sympatyczną twarz z fotografii, pełną afirmacji życia. W myśl opinii, jaką wystawił temu młodziutkiemu twórcy nauczyciel, polonista a potem i krytyk debiutanckiego tomu wierszy – Jan Sztaudynger, można by przypuszczać, że Florian Jernas byłby dzisiaj uznanym twórcą literackim, o dużym dorobku artystycznym. Wszak „Poezji nie szukał, poezja była w nim, wezbrana, przelewająca się w pianie wierszy ”. Dał się poznać, będąc dopiero na początku literackiej drogi i gdyby żył, z pewnością rozwijałby swój twórczy temperament, szlifował umiejętności pisarskie, operowanie słowem i całym warsztatem twórczym.
Los bywa okrutny, czasem ścina młode życie, jak mróz świeżo rozkwitłe kwiaty. W tym roku mija osiemdziesiąt lat od śmierci Jernasa. Kto wie, o jakie nie stworzone przez niego utwory jesteśmy ubożsi. Możemy tylko zapalić płomyk pamięci, temu młodemu, zdolnemu człowiekowi i bohaterowi, któremu nie dane było rozwinąć skrzydeł talentu…
Maria Magdalena Pocgaj
oprac.: admin
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.