Felieton tygodnia

Rodzinne fotografie

Już nie kluczę po Poznaniu w poszukiwaniu miejsc, gdzie można usiąść i porozmawiać o sztuce, o tym co najważniejsze, o tym co powinno się robić, dokąd się udać z ciekawym pomysłem. 

Od kilka lat w środowisku artystycznym /głównie wśród poetów/ panuje wszechobecne celebrowanie, prezentowanie wizerunków, merytoryka zeszła z planu, bo w większości przypadków mamy do czynienia z amatorszczyzną. Każdy kto zechce bierze mikrofon do ręki i pcha się na ekran smartfonu, laptopa, pragnie krążyć jak bumerang w mediach społecznościowych. Dlatego panuje w nich totalny chaos, nie wiadomo, co jest przedmiotem prezentacji, autor czy jego dzieło. A może nic. Tylko samo przybycie się liczy, aby nie było pustych krzeseł, aby było co sfotografować i rozdmuchać w sieci?

Prezentowanie życiorysów artystycznych jest powielane przy każdej okazji, nawet w publikacjach zamieszczanych w pismach, autorzy zabiegają o swój biogram. Wyliczanie nagród i osiągnięć jest na porządku dziennym. Nie szkodzi, że to już miało miejsce kilkanaście razy, przy okazji każdego almanachu, każdego tomu wierszy. A nagrody? Z dyplomami włącznie. Nie pomijane są dyplomy wręczane w gminnach i podczas  osiedlowych spotkań, jakby zasługi miały świadczyć o pozycji autora. 

Te wszystkie osobliwości najbardziej ogniskują się podczas niektórych festiwali literackich, tzw. drugiego obiegu. Tutaj nie trzeba sugerować się datą wydarzenia, te same osoby powtarzają się co roku. Towarzystwa wzajemnej adoracji wędrują po kraju, uczestniczą w majówkach i nocach poetów. Nierzadko jest to jednodniowy spęd z noclegiem. Liczy się sam fakt uczestnictwa i setki fotografii, zaśmiecających Internet. Poezja schodzi na dalszy plan. Chociaż można mieć wątpliwości czy to poeci się spotykają? Może faktycznie takie spotkania mają charakter zlotu rodzinnego, czyż nie jest rodziną grupa wzajemnie się popierająca.

Demokracja dotarła do sztuki słowa. Kto komu może cokolwiek zabronić?

 

JBZ