PROTOKÓŁ
z posiedzenia Kapituły 39. Konkursu im. Kazimiery Iłłakowiczówny na debiut roku 2022 odbytego w dniu 15.10.2023 w Poznaniu
Kapituła w składzie:
- Jerzy Beniamin Zimny , przewodniczący – poeta, prozaik, krytyk literacki
- Paweł Kuszczyński, członek – poeta, prozaik. prezes Oddziału ZLP w Poznaniu
- dr Karol Samsel, sekretarz – poeta, krytyk i historyk literatury polskiej, adiunkt na UW.
po rozpatrzeniu zgłoszonych do konkursu 16 książek poetyckich postanowiła przyznać nagrodę główną Marlenie Niemiec z Krakowa za tom poezji pt. cierpkie, Biuro Literackie Kołobrzeg 2022.
Ponadto, kapitula postanowiła wyróżnić:
Jakuba Sęczyka z Wrocławia za tom poezji pt. Święta pracy, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich w Łodzi, Instytut Literatury w Krakowie.
Julka Rosińskiego z Warszawy za tom poezji pt. Streszczenie pieśni, Biuro Literackie Kołobrzeg 2022.
podpisy:
Jerzy Beniamin Zimny
Paweł Kuszczyński
Karol Samsel
Poznań, 15.10. 2023 r. ‚
Marlena Niemiec
Cyzeluje śniąc, śni cyzelując.
Marlena Niemiec – próba wejrzenia
Laudacja 39. Nagrody Poetyckiej im. Kazimiery Iłłakowiczówny za debiut
(Marlena Niemiec, cierpkie)
Co odpowiedziałaby Marlena Niemiec, gdybym zadał jej pytanie o etyczność, czyli jedno z najważniejszych pojęć XX-wiecznej praktyk poetyckich, pojęcie nierzadko przez te poetyki fetyszyzowane (Miłosz, Eliot, Kawafis, ale przecież i na swój sposób – Różewicz)? Pytanie brzmiałoby, powiedzmy to może dla pewnej ścisłości, okrutnie staromodnie: „czy, a jeżeli tak, to jak manifestuje się w Twojej poezji etyczność?”. Oczywiście, wiem, że takich pytań dzisiaj się nie zadaje, że pachną literackim krużgankiem, poetyckim średniowieczem. Marlena Niemiec, urodzona w 1997 r. absolwentka jagiellońskiej polonistyki o specjalności antropologiczno-kulturowej, a także autorka nagrodzonego tegoroczną nagrodą Kazimiery Iłłakowiczówny tomu wierszy cierpkie, miałaby mi może jednak coś do powiedzenia… Czy powiedziałaby, na przykład, że etyczność – wyrażona poetycko – to jedna z najbardziej przeszacowanych cech poetyckiego antropocentryzmu, cech otowarowanych, ryzykownych, przewalutowanych, a gdy myśleć o bezinteresowności sztuki, o jej absolutnej teraźniejszości tworzenia, etyczność – mój Boże – to musi brzmieć w rękach niezdolnego poety (wręcz) reklamiarsko?
Może dlatego tak wyobrażam sobie odpowiedź Marleny Niemiec, bo cierpkie są dla mnie tomem reprezentującym liryczny posthumanizm? Tak, posthumanizm… Co prawda, w opisach książki pojawiają się istotni (i potężni) intelektualni patroni tej książki poetyckiej: Gilles Deleuze, mężczyzna oraz Rosi Braidotti, kobieta, inspirowana w równym stopniu – wymienionym przed chwilą – Deleuzem, co Lucy Irigaray. Niemiec zawierza jej do tego stopnia, że to jej powierza rolę nieoczywistej i symbolicznej przewodniczki, poniekąd więc Wergilego prowadzącego po skrytych sensach swojego debiutu czytelnika: chciałbym w tym miejscu podkreślić, że to cytat z Braidotti otwiera tom cierpkie, co chyba nie jest tutaj bez znaczenia, co czyni cały utwór Niemiec propozycją – w mojej opinii – tyle artystyczną, co intelektualną… I chociaż Braidotti jest autorką ważnych tomów rozpraw, Posthuman z 2013 roku oraz Posthuman Feminism z 2022 roku, uświadamia mi po jakimś czasie, że Niemiec chciałaby chyba czegoś więcej niżeli jej „mistrzyni” (?), że chciałaby Braidotti przekroczyć, gdzie? W stronę neohumanizmu, powiedziałbym – pisząc, może pierwszy, tak intensywny neohumanistyczny tom wierszy w polskiej literaturze czasów ostatnich. A może powiedzmy jeszcze silniej – pisząc „neotom”, gdzie reguła antropocentryczna i cała jej iluzoryczna moc, moc dyskursywna, która w ostatecznym rozrachunku okazuje się pseudodyskursywną, jeżeli nie zostaje jeszcze porzucona, to ulega daleko i gwałtownie postępującej – marginalizacji. Jednak co w tej sytuacji z kłopotliwym pytaniem o etyczność? Czy tom Niemiec byłby tutaj czymś w podobnym rodzaju, a więc manifestacją postetycznych, postantropocentrycznych sytuacji etycznych? Czy raczej – byłby wyrazem, byłby ewokacją (mówiąc uczenie) postaw neoetycznych? Tych najbardziej nieoczywistych, oczywiście, bo Niemiec w swojej kreacji lirycznej nie chce długo pozostawać dosłowna i mówiąc nie wprost, nie zaprasza do stołu każdego, kto tylko, z przyczyn błahszych, trywialnych, chciałby po prostu zasiąść, chciałby przysiąść obok niej.
Ale co właściwie oznaczałoby to „neo-”, odmieniane w kontekście cierpkiego przez wszystkie przypadki? Padł już neoetyzm, padł neohumanizm, zaś w opisie książki poetki („neotomie”) możemy przeczytać o – chyba najbardziej zachowawczym z tej listy, chociaż również dyskusyjnym – określeniu: „neomaterializm”. W poszukiwaniu („przeszukiwaniu”) odpowiedzi na anglojęzycznych stronach poświęconych spuściźnie intelektualnej Braidotti znajduję zaciekawiające mnie określenie dotyczące jej założeń książki Posthuman – cytuję oryginalnie: „The Posthuman starts by exploring the extent to which a post-humanistic move displaces the traditional humanistic unity of the subject”. W języku polskim trzeba by to, być może, ująć następująco: „Książka The Posthuman Rosi Braidotti zaczyna się od zbadania stopnia, z jakim »krok w posthumanizm« musiałby pociągać za sobą wyparcie tradycyjnie pojmowanej humanistycznej jedności podmiotowo-przedmiotowej”. Cóż, wydaje mi się, że konieczność prześledzenia tego właśnie jest koniecznością etyczną, i to w sensie ścisłym. Więcej, wydaje mi się, że w tym celu został również napisany cały tom cierpkie i że – w pewnym sensie – fundamentalna rozprawa Rosi Braidotii i esencjonalny tom debiutanckich wierszy Marleny Niemiec nie tylko mówią o tym samym (nie tylko o to tutaj chodzi!), lecz wyrastają z tych samych, wspólnych, celów, że owe dwie książki – Posthuman i cierpkie – osiągają jakąś przekonującą, osmotyczną, poetycko-intelektualną jedność, albo inaczej (co znaczyłoby, że delikatniej, ostrożniej) niewielki tom Niemiec jest poetyckim rozwinięciem ponaddwustustronicowej rozprawy Braidotti, jakimś fantastycznym rozciągnięciem – ale i pełnym piękna zgłębieniem – myślowych elips filozofki.
Jak to wszystko pracuje na konkretnym materiale tekstowym – i ile z Niemiec może wziąć dla siebie współczesny czytelnik współczesnych polskich wierszy młodego pokolenia, albo, szczerze zafascynowany tym pokoleniem, krytyk literacki lub literaturoznawca? Jak Niemiec promować, jak reklamować jej język poetycki, czy jest w tej materii – „śmiałą innowatorką”, czy wręcz przeciwnie – pozostaje wierna „ostentacyjnej nieinnowacyjności”, gdzieniegdzie może nawet i, – „antyinnowacyjności”? Innowacyjna, czy antyinnowacyjna? Lecz może to jest źle postawione pytanie. „Niesamowity jest u tej autorki balans między organicznością a precyzją słowa”, czytamy w opisie książki. Tak jest, przytakuję w myślach, chyba właśnie o to chodzi, bowiem Niemiec, poetka z literaturoznawczym zapleczem – a przynajmniej wyczuciem – ma niezwykle widoczną metaliteracką erudycję, którą potrafi „przetopić” w formę niewidzialną, tak lojalnie jej usługującą, metaliteracką erudycję, która pozostaje całkowicie niewidoczna w planie tekstu i tego, co wyrażane. Nie, nie znajdziemy nigdzie w cierpkim żadnych autotematyzmów, więcej – porządek aluzji, symboliki, alegorii wydaje się tutaj jakąś zbędną nerwowością, drżeniem kamery – niewprawnie, niestabilnie, nieumiejętnie (mówiąc językiem filmu) – prowadzonej „z ręki”… „Na styku pór spiekota napięte ścięgno lata / rozpisane na szkło pot i włókna wiatru”, czytamy w wierszu krawędź, natomiast w wierszu posmak zauważamy jeszcze co innego: na wpół „kafkowskiego”, a na wpół „lynchowskiego”: „pozbywać się miesięcy jak gorzkiego posmaku / odrastać każdym włosem w złym kierunku pod skórę”. Znów to „post-”, znów to „neo-”, myślę sobie, bo cóż, właśnie takich określeń, ponownie, mam ochotę użyć: to jakaś postsensualna, neosensualna perspektywa. Ale może chodzi również o to, że Marlena Niemiec, mówiąc krótko, mówiąc dosadnie, zapowiada nowe, że wkrótce, kiedy na etapie kolejnych liryków już całkowicie zidiomatyzuje swój strumień mowy poetyckiej, to to nowe się ustali, się ustabilizuje – stanie się oczywistym dla każdego jej czytelnika – oczywiście, odpowiendio przygotowanego – w tym także dla mnie.
Wszak zadanie, które sobie stawia Niemiec, jest niebywale perspektywiczne (wręcz można by powiedzieć: marzycielskie) – upłynnić stanowiącą fundament całej europejskiej filozofii jedność podmiotowo-przedmiotową, oczywistą od Kartezjusza przez Kanta aż do Husserla, i to poezją, tylko poezją – na dobrą sprawę – ukazać, że inna filozofia, filozofia nieoparta fanatycznie, nieoparta fiksacko na arcyregule – regule antropocentrycznej – jest możliwa, nawet w ciężkiej od grzechów podobnego rodzaju Europie. Czy nie jest przesadą wyczytywać aż tyle sensów, w tym też tych kulturowo-cywilizacyjnych, z 44-stronicowej, raptem, książki? Cóż, uważam, że takim właśnie sensom, makrosensom, służy literatura w każdej ze swoich emanacji, swoich postaci, tym właśnie makrosensom, świadomie lub nie, służy również poetka, zwłaszcza wówczas, gdy w swoim tomie podejmuje się trudu – jak to ujmuje opis książki – „upłynniania perspektyw podmiotowych” – nawet wtedy, gdy pisze cudownie niejasno i niebywale lirycznie o „ciętym języku światła, który spada na wprost zrywny zręczny dotyk” (a jest to wers z wiersza Pętla).
Oczywiście, można powiedzieć: nomadyzm, poetycki nomadyzm. Jednakże to nie rozwiązuje sprawy, dopiero zawęźla problem. Oczywiście, świetnie, że Niemiec została już rozpoznana w środowisku, właśnie jako „poetycka nomadka”, świetna kreatorka, dokładna architektka nomadycznych konstrukcji podmiotowych w wierszach. Ale trzeba myśleć oraz mówić więcej, coraz więcej, na przykład, o etyczności poetyckich światów przedstawionych przez Niemiec, na przykład, o tym, czemu proponowany przez nią językowy obraz świata – sprzężony z obrazem organicznym – jest etyczny, i to w nowym, neoetycznym, tego słowa znaczeniu. Trzeba w końcu zadawać pytania o literacką przyszłość Niemiec – przecież nie chodzi o to, żeby taką przyszłość jej wyprorokować – kolejne ruchy na tarczy należeć mogą wyłącznie do niej. Kończąc tę (wielostronną, jak mam nadzieję) refleksję nad jej wierszami, myślę o tym, jaką ta poetka mogłaby być cyzelatorką. Albo i postcyzelatorką: w świecie odziedziczonym po wielkich cyzelatorach, wielkich (ale równie wielkich, co dyskusyjnych) cyzelacjach? Ale już może jest… Może osobliwa organiczno-językowa równowaga, którą Niemiec w swoich wierszach osiąga, jest właśnie efektem tak osobliwie pojętej cyzelacji – cyzelacji pojętej jako czynność wewnętrzna, jako czynność autokorekty, nie zaś – korekty (tekstu), cyzelacji pojętej dwojako – i jako narzędzie poznania świata – i jako narzędzie samopoznania. Może więc już teraz Marlena Niemiec pisze właśnie tak, jak usiłuję to tu wyrazić – cyzeluje śniąc i śni cyzelując. Nie wiem, z mojej perspektywy krytyka, filozofa, literaturoznawcy mogę wyłącznie się tego domyślać, oglądając kolejne karty znakomitego tomu cierpkie. Bardzo szczerze doceniam to, że poetka wszystkie swe artystyczne wysiłki wkłada w to, by, mówiąc jej językiem, „upłynnić monolit”, upłynnić europejski podmiot chlubiący się swoją filozoficzną „nieruchomością”, upłynnić również – koniec końców – transcendentalną jedność apercepcji, która go – rzeczony podmiot – usztywnia i paraliżuje. Która go uniesprawnia i – co zawsze w końcu wychodzi na jaw, taka jest natura rzeczy, nie inna – która go (ów podmiot)… „uniemożliwia”. Gratuluję debiutu.
Poznań, 7 listopada 2023 roku