/…/ Spośród nielicznych wydawnictw z obowiązku kronikarskiego trzeba odnotować ukazanie się „wyboru młodej poezji” pod enigmatycznym tytułem (między pustymi imionami), książeczki wydanej przez Stowarzyszenie Pisarzy Polskich w Poznaniu. Nie znam okoliczności wydania tomu, w stopce redakcyjnej brak redaktora, wyboru dokonali sami autorzy, grafikę opracowała Danuta Muszyńska.
Tom uświetnił swoimi wierszami Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, wówczas poeta po ciekawym debiucie w 1990 r. Poeta ten bardzo szybko znalazł się w ścisłej czołówce poetów polskich, w kolejnych latach coraz bardziej doceniany za odrębną rozpoznawalną dykcję. W dalszej kolejności byli to mniej znani poeci, w większości absolwenci poznańskich wyższych uczelni: Piotr A. Sadkowski, student Filologii Romańskiej UAM, współtwórca grupy >EL HARAPO<, Danuta Romała-Kaszewska, absolwentka filologii polskiej UAM. Pracowała w Polskim Radiu i Telewizji w Poznaniu. Debiutowała w 1984 r. autorka wielu ciekawych książek poetyckich. Jerzy Dziopak, absolwent Papieskiego Wydziału Teologicznego dla świeckich w Poznaniu. Piotr Kępiński, absolwent Filologii Polskiej UAM, dziennikarz. Współpracuje z „Czasem Kultury”. Jacek Kowalski, pracownik Instytutu Historii Sztuki UAM. Autor zbioru piosenek, w formie kaset i śpiewników. Celina Łęgowska, w 1992 r. zdawała maturę, wiersze zawarte w almanachu są jej debiutem. Janusz Purzycki, muzyk, skrzypek, koncertmistrz Filharmonii Poznańskiej, pedagog. Publikuje od czasu do czasu w prasie kulturalnej. Tamara Słowińska, pracownik w Instytucie Matematyki UAM w Poznaniu. Zofia Jabłońska, absolwentka filologii polskiej UAM, nauczycielka. W krótkim biogramie pisze: „fakt, że piszę wiersze, zawdzięczam poznańskiej komunikacji, kiedy to na przystanku tramwajowym zastanawiała się nad rodzajem gramatycznym Muzy”. Poznańska komunikacja jest sprawczynią wielu szczęść. Spóźnienia przynoszą wiele pożytku, wystawanie na przystanku bardzo często jest miejscem kojarzenia par na całe życie. Anna Małgorzata Piskorz, absolwentka teologii, często publikuje, w wieku 25 lat miała już na swoim koncie cztery arkusze poetyckie.
Wydarzenie odnotowane, i można zajrzeć do obecnych metryk wymienionych autorów i autorek, pod kątem wzbogaconych z upływającym czasem biografii, ale jest to zadanie karkołomne, wyszukiwarki internetowe wskazują tylko szczególne cechy, nie wszyscy z młodych poetów kontynuowali swoje zainteresowania, wielu robiło to podczas studiów, potem praca zawodowa zdominowała ich życie codzienne, a pisanie wierszy, wyłącznie dla przyjemności, straciło jakikolwiek sens.
Była to pierwsza publikacja zbiorowa SPP w Poznaniu po powstaniu tego stowarzyszenia. W większości znaleźli się tam byli członkowie ZLP, a almanach (tak nazwijmy ten wybór) był pierwszą próbą zachęcenia młodych autorów do ewentualnego uczestnictwa w strukturach stowarzyszenia. Tę informację uzyskałem od Jerzego Grupińskiego, ale jest to tylko jego przypuszczenie. Okoliczności wydania tomu są trudne do sprecyzowania, ponieważ nie ma możliwości skontaktowania się z redakcją tomu, której de facto nie było. Wiadomo tylko, że wybrani autorzy i wiersze były pokłosiem konkursu poe-tyckiego organizowanego przez „Arkusz”, dodatek artystyczny do Głosu Wielkopolskiego, „Arkusz” miał być namiastką zlikwidowanego „Nurtu”, jednakże w dość krótkim czasie podzielił los miesięcznika. „Czas Kultury” powoli umacniał swoją pozycję nie tylko w Poznaniu.
Zastanawiałem się długo, jak to możliwe, że tyle pism literackich zakończyło swoją działalność, a kilka zdołało przetrwać, w tym najstarsze w Polsce, „Odra” i „Twórczość”. Gdyby decydowały względy finansowe, nie byłoby w tym nic dziwnego. Po latach doszedłem do wniosku, że ludzie przyzwyczajeni do etatów i budżetów, które otrzymywali z zewnątrz, nie potrafili w okresie procesu transformacji dokonać restrukturyzacji pism, pozbyć się większości kosztów utrzymania, zastanowić nad finansowaniem wierszówek, zmniejszyć obszar dystrybucji zmniejszyć nakłady i przede wszystkim, dokonać zmiany profilu pisma. Skierować swoje działania na region, współdziałać z placówkami kultury objętymi polityką promocji miasta czy regionu. Badania marketingowe mające na celu ustalić, co jest przedmiotem zainteresowania czytelników, kim jest ten czytelnik, jak do niego dotrzeć. Wszelkie próby reanimacji dawnych marek i tytułów kończyły się zwykle porażką. Za to nowe, może nie od razu zaistniały na dobre, ale przetrwały najgorsze i obecnie potrafią się znaleźć w mechanizmach grantów i finansów publicznych. Przykładem są: „Topos”, „Fraza”, „Migotania”, „Gazeta Kulturalna”, „Okolica Poetów”, „Czas Kultury”, „EleWator”, „Wyspa”, „Akant” czy od niedawna poznańskie „ReWiry”. Przypuszczam, że to nie koniec, jak to mówią: życie nie znosi próżni, nie zawsze udaje się powtórzyć to, co kiedyś było, łatwiej na tym miejscu zbudować nowe.
Moje sugestie nie są bezpodstawne, ponieważ w tym samym czasie przebiegała restrukturyzacja Wydawnictwa Poznańskiego, nie czekano na tzw. lepsze czasy, czas wtedy działał na niekorzyść, pomimo trudnej sytuacji Wydawnictwo znalazło się w nowej sytuacji i istnieje nadal, w podobnej sytuacji znalazły inne duże wydawnictwa, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza w Warszawie, oraz Wydawnictwo Literackie w Krakowie. Przypomnę jeszcze wydawnictwo Anagram założone przez Jerzego Leszina Koperskiego i Andrzeja Waśkiewicza. W latach dziewięćdziesiątych Anagram wydał miniaturową serię poezji znanych i docenianych poetów polskich. Mimo to przy braku wsparcia finansowego wydawnictwo zaprzestało działalności. Jeśli miałbym wysnuć wnioski wynikające ze wszystkich wydawnictw zbiorowych w latach 1970-1995, to są one następujące:
Poza nielicznymi wyjątkami almanachy i antologie nie posiadały żadnego klucza rekrutacji autorów do druku. W zdecydowanej większości byli to członkowie Klubu i to przeważnie studenci poznańskich uczelni, którzy po ukończeniu studiów wracali do swoich rodzinnych stron, byli to też miłośnicy poezji na prawach członka Klubu do czasu zaspokojenia swoich niewielkich ambicji twórczych, bądź z braku sukcesów po jednej publikacji zbiorczej, odchodzili jak to określam: „do swoich zajęć”. Z upływem czasu średnia wieku w Klubie była coraz wyższa, bowiem wstępowali głownie seniorzy w celu opróżniania swoich szuflad literackich. Czy zmieniła się przez to struktura działalności Klubu? Niezależnie od miejsca siedziby obserwujemy proces „starzenia się klubu”, co nie oznacza, że młodzi nie wykazują zainteresowania zrzeszaniem się w taki sposób. Przeciwnie, zaobserwowałem zupełny brak oferty ze strony Klubu. Brak zachęty w postaci możliwości debiutu, a także całkowite odpuszczenie edukacji. W myśl zasady nikt nie rodzi się żołnierzem poeci też się nie rodzą, w szkołach wykrywane talenty trafiają na podatny grunt, bo tam działają mechanizmy edukacji. Potem studia filologiczne, publikacje itd. Ale jest też inna prawda, która mówi, że czasy zrzeszania się w grupy minęły bezpowrotnie, Kiedyś grupy miały możliwości oddziaływania na otoczenie, dzisiaj tylko jednostki silne, utalentowane nie muszą zabiegać o legitymacje wspólnot. Zabiegają jedynie o fundusze, które im umożliwią debiut. Niewątpliwie dużą rolę w kształtowaniu oblicza młodej poezji polskiej mają konkursy na debiut. Wrócę jednak do idei grup poetyckich. W Wielkopolsce jeśli się pojawiały, to raczej nie w celu deklarowania czegoś nowego w poezji. Cel był taki sam możliwości wydawania książek, z pominięciem indywidualnych dróg podpartych talentem. I zwykle najwięcej na tym tracili ci poeci, którzy reprezentowali najwyższy poziom pisania. Zwykle po kilku latach grupa się rozpadała bez konkretnego dorobku. Nie znajduję konkretnego śladu działalności Grupy „W Zmowie”. Ich oddziaływanie na młode środowisko było praktycznie żadne. Przynajmniej ja ani razu nie zetknąłem się z namacalnym dowodem działalności tej grupy. W przeciwieństwie do sukcesów „Stowarzyszenia nieżywych poetów”. które jest bardzo aktywną oficyną wydawniczą. Jak i „Stowarzyszenie jeszcze żywych poetów” w Zielonej Górze, od czasu do czasu pokazuje się z nowymi produktami. Są widoczni na łamach pisma „Pro Libris”, jest to jedna z najdłużej działających grup literackich w Polsce.
W drugiej połowie dziesiątej dekady moje kontakty z Klubem Literackim w Zamku były bardzo rzadkie. Poeci dojrzewali, każdy w swoim bezpośrednim środowisku, lata zrobiły swoje, większość członków po ukończeniu studiów rozjechała się po kraju. W ich miejsce pojawili się nowi, czego przykładem są kolejne arkusze i almanachy, w których trudno znaleźć poetów z przeszłości. Często wyjeżdżałem z Poznania, kiedy wracałem, to tylko na krótko, nie pisałem poezji, moje wysiłki skierowane były na opracowania z dziedziny ekonomii. Głównie interesowały mnie kryzysy gospodarcze, jakie miały miejsce w Korei i Argentynie. Interesowała mnie makroekonomia, niezwykle istotna dziedzina ekonomii, traktująca o zagadnieniach związanych z zasadami prowadzenia gospodarki, zarządzaniem pieniądzem, handlem i giełdą finansową. Sporządzanie analiz to bardzo pasjonujące zajęcie. Analizowałem przyczyny wielkich kryzysów, których podłoże nie było tak oczywiste, jak to wypowiadali się specjaliści w tym zakresie. Inne uwarunkowania stawiała gospodarka socjalistyczna, gdzie wszystko było centralnie sterowane, podczas gdy powiązania z rynkami kapitalistycznymi miały charakter wymiany handlowej, lecz rozliczenia odbywały się wyłącznie w twardej walucie. Gdy przeważał import nad eksportem, zaczynały się problemy ze środkami z tzw. „drugiego obszaru płatniczego”. Takie zjawisko niekorzystne miało miejsce pod koniec lat siedemdziesiątych, i było przyczyną kryzysu gospodarczego w Polsce, mimo tak dużego rozmachu inwestycyjnego. Niestety korzyści z zainwestowanych dewiz miały postać tzw. rubla transferowego, podczas gdy do spłaty zaciągniętych kredytów potrzebne były dewizy.
Nieraz zastanawiałem się, jak wiele wspólnego ze sobą mają finanse i literatura. Może poezja, wymagająca dużej wyobraźni w przekazywaniu rzeczywistości. Brzmi to nieco fałszywie, bo po co angażować wyobraźnię do opisywania realiów? Tutaj w sukurs przychodzi maksyma: poeta widzi więcej, widzi inaczej, każdy artysta widzi po swojemu, a poeta jeszcze kreuje nowe wartości, dopowiada pasujące elementy i nierzadko wzbogaca słownictwo, także wkracza w świat filozofii. Nie bez powodu do najlepszych poetów należą osobnicy posiadający wykształcenie techniczne. Znam osobiście wielu ekonomistów, zwłaszcza księgowych piszących świetną literaturę. Aby ogarnąć cały ten świat, trzeba mieć wyobraźnię, inaczej wszystko pojmujemy zbyt dosłownie, popadając niekiedy w banał, infantylizm, żeby nie powiedzieć głupotę. Czy poezja chroni przed głupotą? Mówi się: „Chory, słaby, a nawet upośledzony, bo pisze poezję”. Mówi się też: „żeby być poetą, trzeba cierpieć na schizofrenię, albo cierpieć na nadwrażliwość”. Niewątpliwie wyobraźnia schizofrenika jest niczym nieograniczona, niewątpliwie nadwrażliwość kojarzy się z kruchością i słabością fizyczną. Nie bez powodów poeta cierpi za miliony. Zaważyli to Bursa i Wojaczek, kontynuował Babiński, po części Stachura. Mógłbym jeszcze wymienić Milczewskiego-Bruno, ale w porównaniu z innymi on był twardzielem, pracując w wielu zawodach, prowokował życie, nie zważając na konsekwencje. Dlatego jego poezja jest twarda, na pozór odpychająca, często jednak można się w niej doszukać ukrytego liryzmu./…/
Książka ukaże się za kilka tygodni, w pierwszej połowie czerwca, /JBZ/