
Na Mazury – z Mistrzem Konstantym!
Za nami 70 spotkanie na Ławeczce Literackiej. Mimo upału publiczność nie zawiodła. Po raz pierwszy wybrzmiały też piosenki, i to aż siedem, bowiem zamiast stale nam towarzyszących młodych muzyków z ZSM (obecnie na wakacjach), Ławeczkę uświetnił duet wokalno-instrumentalny Anna Pierzyńska (gitara, śpiew) i Jerzy Gumny (gitara). Piosenki autorstwa obojga wpisywały się w klimat, gdyż motywem wiodącym były mazurskie jeziora, a poetą pierwszoplanowym Konstanty Ildefons Gałczyński i jego Kronika Olsztyńska.
Obszerne jej fragmenty przeczytali ze swadą poeci: Zygmunt Dekiert i Stanisław Szwarc. Spotkanie rozpoczęłam jednak od przeczytania fragmentu przywiezionej z mazurskiej Ostródy książki Katarzyny Enerlich „Oplątani Mazurami”. Autorka pisze o sobie tak: Korzenie mojego rogu Enerlich sięgają Prus Wschodnich. Może dlatego miłość do tej ziemi krąży w moim krwiobiegu? Na każdym kroku napotykam tu pochowane we wspomnieniach lub starych dokumentach ludzkie historie. Nie potrafię o nich milczeć…
Zacytowałam też Melchiora Wańkowicza z utworu „Na tropach Smętka”:
Czyż można się dziwić, że nawracanie tego kraju szło opornie, skoro Bogu chrześcijańskiemu nie przeciwstawiano bożków, jeno słońce, księżyc i gwiazdy, gromy i ptactwo, zwierzęta czworonożne – dzieła właśnie tegoż wielkiego jedynego Boga (…)To był krajobraz, który trzeba było dopełniać polowaniem, konną jazdą, pływaniem. To był krajobraz, do którego nie można było mieć stosunku biernego i wypoczywającego, boby człowieka ogarnęła nostalgia.
A także wyjątki z twórczości niemieckiego pisarza, Ernsta Wiecherta, w większości poświęconej Mazurom:
(…) Są lasy, które nas uszczęśliwiają jak jasny uśmiech matki ziemi, ale są i lasy, które niewysłowionym smutkiem obejmują człowieka jak ofiarę wydaną na ich pastwę. Wchodzisz w nie jak do obcego miasta, myśląc, że opuścisz je przez drugą bramę. Jednak czyniąc pierwszy krok, już wiesz, że tej bramy nie ma, że one nie będą może miały końca niczym las czarowników i że nigdy nie wyjdziesz z nich taki sam na ludzkie drogi. Zatrują twoją krew ciemnym smutkiem pokoju zmarłych. Stajesz i wsłuchujesz się w nie i nie wiesz już, jak masz się uśmiechać po tym ciężkim i milczącym oddechu (…)
Ewa Kazimierczak-Grygiel, reprezentująca Ogród Botaniczny, obdarowała nas zerwanym na obszarze botanika wielkim bukietem polnych kwiatów i ziół. Jego zapach niósł skojarzenia z latem i wypoczynkiem na łonie natury.
Poeci w czytanych wierszach niejednokrotnie nawiązywali do leśniczówki Pranie, gdzie przebywał i tworzył Gałczyński. Anna Landzwójczak przyniosła ze sobą wczesne wydanie Kroniki Olsztyńskiej, wyjęte z jej panieńskiej biblioteczki. Czytała więc z wielce szacownego woluminu.
Prezes Paweł Kuszczyński, w swojej wypowiedzi przypomniał, że dawniej poeci czytywali swoje wiersze w kawiarniach, co dziś, w dobie Internetu raczej byłoby dziwne. Po czym z wielkim zaangażowaniem zinterpretował wiesz Gałczyńskiego Inge Bartsch.
Elżbieta Tylenda przeczytała jakże piękny i głęboki wiersz o szmaragdowym jeziorze, które jest w niej…
Niestety, nie dojechała do nas ze Szczecinka koleżanka z naszego oddziału, poetka Krystyna Mazur. Ale przysłała dwa wiersze, które zostały odczytane. Fragment jednego z nich:
Pływam/ Dwa kormorany krążą nad jeziorem/ Jestem bezpieczna Drapieżniki szukają płotek/ Nie tędy droga- szumią trzciny/ Pałka wąskolistna broni lęgowisk łabędzia niemego/
Krople strącane z drzew wsiąkają w ziemię/ Nie mącąc tafli/ I świergotu: brzęczyków/ trzciniaków potrzosów dziwoniów / Widzę komara Potem krąg na wodzie/ Ryba wyskakuje Krąg znika(…)
Cóż, mając pieczę nad czytającymi, sama zapomniałam przeczytać utwór własny. Pozwolę więc sobie choćby na dłuższy cytat:
Kocham was, wody mazurskie/ srebrnołuskie platynowosine/ przelewane przez palce czasu/ deszczowe klawiatury jesieni/ w oddechu zimy tężejące w tysiąc zwierciadeł/ Kocham was, w sercu Europy/ hojnie napełnione niebem/ ja, jętka z asfaltowych łąk/ którą Bóg dla mego nad wami zachwytu/ w dłoniach swych ocala//
Dla rozluźnienia spontanicznie wymienialiśmy nazwy mazurskich jezior i wsi, które brzmią niezwykle zaskakująco i tajemniczo. Poruszyliśmy też wątek kajakarzy oraz padło kilka dowcipów o wędkarzach, np. :
Na brzegu rzeki siedzą dwaj wędkarze. Starszy mówi:- Przed wojną w tym miejscu były takie ryby, że robaka na haczyk musiałem zakładać za drzewem, bo ryby zjadłyby mi go z ręki!
Żartobliwie rzecz biorąc, zabrakło jedynie żywego kormorana, symbolu Warmii i Mazur… Spotkanie zakończyła „Niezwykle bezsensowna piosenka”, w związku z którą Jerzy Gumny zaapelował o napisanie sensownych do niej słów, co spotkało się ze sporym aplauzem sali.
Maria Magdalena Pocgaj