Marek Słomiak
(1948-2024)
Poeta pojęć i znaków nieszczególnych
Otwarciem poznańskich poetyckich kart był pierwszy konkurs Zielonej Wazy w 1971 roku, organizowany przez Pałac Kultury, Gazetę Poznańską i Koło Młodych przy poznańskim ZLP. Jurorami konkursu byli Ewa Najwer, Józef Ratajczak i Nikos Chadzinikolau. Wśród finalistów znalazł się Marek Słomiak, poeta przypisany do nurtu Orientacji Hybrydy, nurtu który swoje „panowanie” miał już wtedy za sobą. A to za sprawą autorytetów, mocno podporządkowanych hasłom i deklaracjom Nowej Fali. Z finałowej czternastki swoją obecność w Poznaniu akcentują obecnie Jacek Juszczyk i Jerzy Beniamin Zimny. Większość poetów spoczywa na poznańskich cmentarzach, nieliczni zamieszkują na emigracji.
Marek Słomiak wrócił do środowiska w 2011 roku, wydając po długiej przerwie swoją kolejną książkę poetycką. O tym fakcie dowiedziałem się w Antoniewie, będąc u Jurka Szatkowskiego. I tak, do dziś, tułamy się po Poznaniu w nielicznym już gronie poetów, którzy pamiętają atmosferę lat siedemdziesiątych, panującą w poznańskich klubach podczas wieczorów poetyckich.
Twórczość popularnego „Slomy”, można podzielić na trzy okresy, pierwszy mocno zdominowany walorami Orientacji, drugi to próby konfrontacji z poetyką Nowej Fali. Słomiak ani nikt inny z poetów, nie mieli szans wygranej w tej konfrontacji, w rezultacie znaleźli się na uboczu, i wielu z nich zamilkło na długie lata. Trzeci okres to powrót po latach milczenia w 2011 roku. Udany powrót, jak później dowiodły jego kolejne książki poetyckie.
Powrotu poety nie uświetniły fanfary, Słomiak musiał się znaleźć w nowych warunkach – poezji wolnej od cenzury, poezji masowej, nękanej przez młode pokolenie, zachęcone do nieograniczonej swobody języka. Kultura, obycie, zasady i kanony obowiązujące w przeszłości stały się uciążliwe w pisaniu poezji, Marek musiał dobrze się przyjrzeć temu, co zaoferowali poeci, tacy jak Honet, Sosnowski, czy poeci „Brulionu” ze Świetlickim na czele. Neopostmoderna zmusiła poetów do narracyjności, całkowitego odejścia od „wzoru” Przybosia. Początkowo z rozpędu poezjował z bogatą metaforą, szafując tropami i symbolami, ale z czasem zacząłem dostrzegać nowego Słomiaka, nie stroniącego od zawiłych formuł językowego labiryntu, kontynuatora liryki Andrzeja Waśkiewicza i Zbigniewa Bieńkowskiego. Nic dziwnego, starsi koledzy w końcowym okresie swojej twórczości, stanowili dla nas niedościgniony wzór dykcji, składni i budowy wiersza wolnego. W wierszach umieszczonych w Arkuszu /publikacja w ReWirach/ znajduję także elementy tuwimowskiego języka, wierność modernie tak potrzebna w procesie klasycyzacji, który trwa niezależnie od zamiarów poety, bywa że poeta dowiaduje się ostatni, już jako klasyk. /JBZ/
/fragment szkicu opublikowanego w 7 numerze ReWirów w 2021r./