Z wierszami do chorych na samotność
Za przykładem koleżanki po piórze, Marii Magdaleny Pocgaj pragnę i ja podzielić się refleksjami z dwóch spotkań, jakie odbyłam w ramach projektu „Aktywizacja czytelnictwa na terenie miasta Poznania”.
Były to dla mnie absolutnie nowe doświadczenia. Dotąd miałam jedynie kilka spotkań autorskich promujących moje kolejne tomiki. Teraz miałam krzewić ducha literatury w zupełnie nieznanym środowisku.
Pierwsze spotkanie odbyło się w Domu Pomocy Społecznej, w świetlicy. Chwilę trwało nim opiekunki pomogły przybyć na miejsce pensjonariuszom z balkonikami, na wózku, nieliczni przybyli o własnych silach. Oczywiście miałam przygotowany scenariusz, ale odbiegłam od niego dość znacznie, gdyż twarze obecnych osób nie zdradzały nic, ani niechęci, ani zaciekawienia. Przypomniał mi się wiersz Szymborskiej „Nie każdy lubi poezję”, był doskonały na tę okoliczność.
Trochę wstępu o literaturze, o czytaniu książek, o naszym oddziale ZLP i moim w nim członkostwie, a potem przeszłam do swojej poezji. Czułam, że trzeba wybierać wiersze pogodne, pozytywnie nastrojone. Tylko jedna z pań żywo włączyła się do rozmowy nie tylko o poezji, ale też o wynikających z treści życiowych sytuacjach. Nieśmiało zapytała, czy mogłaby otrzymać taki tomik na własność, sprawiła mi tym ogromną radość. Po spotkaniu podeszły jeszcze dwie osoby z dobrym słowem. Pożegnałam się z organizatorką spotkania i gośćmi obdarowana prezencikiem wykonanym przez pensjonariuszy. Wyszłam stamtąd w poczuciu spełnienia swojej misji.
Drugie, sierpniowe spotkanie było w Domu Dziennej Pomocy. Zgoła odmienna publiczność. Po rozmowach w ramach spotkania i po nim miałam wrażenie, że to ludzie chorujący przede wszystkim na samotność. Urocze miejsce, ogród przyległy do wiekowej willi. Ogromne drzewo, w jego cieniu stół, ławki i krzesła. Gdy przyszłam, kobiety i mężczyźni brali udział w zajęciach gimnastycznych. Zatem było coś dla ciała, a teraz dla ducha. Kontakt z uczestnikami spotkania był dużo lepszy, nawet nie czytałam tyle, ile zaplanowałam, bo toczyły się żywe rozmowy np. o aniele stróżu, który pojawił się w moim wierszu, albo o procesie wydawania poezji. Niestety, muszę też odnotować pewne minusy. Nieprzewidzianą przerwę spowodowały dwukrotnie przelatujące nisko samoloty, oczywiście z właściwym sobie rykiem. No i na koniec okazało się, że nie wszyscy słyszeli, czy to z powodu szumu dookolnego, czy własnych ograniczeń słuchowych. Nie miałam mikrofonu, ale – świadomość, że mówię do ludzi starszych, więc ze swej strony starałam się nie szczędzić głosu. Oczywiście zostawiłam tomiki oraz wyszłam obdarowana rękodziełami. Jeszcze na koniec miła rozmowa z panią, która najżywiej uczestniczyła w spotkaniu, a przychodzi do tego Domu z tęsknoty do ludzi. Miło, ale jednak czułam niedosyt mając świadomość, że mój głos nie dotarł do wszystkich.
Realizacja szlachetnej i pięknej idei tych spotkań, prócz tego, że pomogła mi pokonać pewną własną nieśmiałość, dała mi nowe, cenne doświadczenie. Mam tez nadzieję, że zostawiła choć maleńki ślad w sercach uczestników.
Anna Landzwójczak
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.