Malarstwo Van Gogha w Poznaniu
W dniu piątego stycznia bieżącego roku odwiedziłem w hali targowej Poznania wystawę malarstwa Van Gogha. Zastałem ciemność, a raczej szarość miejsca i poruszające się cienie ludzi. W skupieniu i powadze, nie patrząc na innych, kieruję wzrok niczym ćma na światło, ukazujące kunszt, arcydzieł malarskich jednego człowieka, Wincenta Van Gogha, pożywka artystyczna dla duszy wielu miłośników tego wielkiego malarza.
Sześćdziesiąt minut w prezencie, jakie ofiarowała mi bliska osoba, spowodowała, że świat zawirował kolorem barw. Brakuje słów na opis, odbiór tego co czułem, dobrze, że oczy, posłusznie przenosiły obrazy we mnie, do mojej szuflady pamięci. Ciemność sali wystawowej była z pozoru tłem, preludium doznań, wprowadzeniem w przebogaty dorobek malarski autora gigantycznych dokonań, uzupełniony opisem jego życia.
Opuszczając ciemność komnaty, pozostawiłem na chwilę jasność obrazów mistrza, które swoją wizją z tamtych lat, prowadziły mnie jak drogowskaz do drugiej części hali targowej. Wszedłem w wirujący świat kolorów, byłem jakby poza, jakbym zawisł w przestworzach nieba. Wszystko za sprawą techniki audio-wizualnej, która poruszała obrazami mistrza, ożywiała je, docierając słowem, muzycznym akcentem, a przede wszystkim barwą, nasyceniem kolorów żółci, czerwieni, niebieskiego i ich pochodnych. Wrażeń moc, a godzina tylko jedna. Wystarczyło usiąść na pufie, aby słuchać i patrzeć, będąc dorosłym i dzieckiem jednocześnie, aby
Nie przegapić słoneczników
Wszedłem głodny, pochłaniałem obrazy,
mistrza Van Gogha,
wyszedłem nasycony, nawet mój
błędnik stał nieruchomo,
ustępując przed wirującymi widokami,
zachwycając się ich ożywieniem.
Malarz pozostawił nam dzieła, by
zatrzymać ciepło jego namiętności,
pozostawionej na płótnie, aby
galop dzisiejszego dnia,
nie ominął co pięknem było,
co jest i pozostać powinno dla innych.