Od Malborka poprzez Modlin, Rembertów, Dęblin – Szkołę Orląt, Darłowo, Zieloną Dolinę, Szamotuły do Poznania. To szlak poetki, Elżbiety Tylendy, która ma w swojej Kolekcji nie tylko Bursztyny, znalazłem wiele pereł, wiele drogocennych kamieni /zbieranych na plaży przez męża, nieodżałowanego Saszę/ i metafor utkanych z pietyzmem w wersy, z narracją godną mistrzyni pióra.
Kurtuazja, miłe słowa, moje panegiryczne podejście do jednej ze znaczących dzisiaj poetek w kraju. Przy tym bardzo skromnej, nie ubiegającej się o wyróżnienia, nagrody. W jej życiu nie było aż tak różowo, nie było za wiele róż pod stopami, nawet w Zielonej Dolinie szczęście nie trwało długo, ale poetka nigdy się nie załamywała, szła przez życie z podniesioną głową. W minionym roku, poetka długo siedziała na walizkach, sposobiąc się do kolejnej przeprowadzki, tym razem do Poznania. Nie przyjechała na Listopad Poetycki, nie uczestniczyła w spotkaniach literackich, ale była blisko nas, odkładając bezpośrednie kontakty na nowy rok, kiedy na stałe zakotwiczy w Poznaniu. I oto nastąpił ten moment, kiedy zapukałem do jej nowych drzwi i mogłem wręczyć medal Labor Omnia Vinci, nadany przez Towarzystwo im. Hipolita Cegielskiego, podczas Międzynarodowego Listopada Poetyckiego w Poznaniu. Miało być inaczej, bardziej uroczyście ale pandemia ograniczyła nasze możliwości poruszania się w terenie. Przed nami okres odrabiania zaległości, poznański klimat będzie równie korzystny, jak tamten nad morzem.
W sobotni wieczór 22 stycznia wracałem do domu podbudowany optymizmem na przyszłość. Padło kilka ciekawych deklaracji ze strony Elżbiety, i jedna z pewnością zostanie zrealizowana pod hasłem: „Poznańscy poeci na majówce w Darłowie”. Będzie to jakby kontynuacja, w naszym związkowym wydaniu, majówek organizowanych w przeszłości przez Darłowskie Centrum Kultury, których pomysłodawczynią jest Elżbieta Tylenda. /JBZ/