
/…/ Marka poznałem w połowie lat siedemdziesiątych w redakcji poznańskiego Nurtu. Pracował tam prowadząc swój dział związany z poezją i recenzjami. Mieliśmy stały kontakt roboczy; zamawiał sporo recenzji do publikacji w miesięczniku. Były to ciekawe czasy, dużo się działo w literaturze, a Marek okrzepł po okresie bujnej młodości w szeregach ludzi wyzwolonych kulturowo, jak większość młodych wtedy, ulegał modzie i trendom przychodzących z zachodu mimo cenzury i jawnego zwalczania tego, co nasiąknięte było kapitalizmem.
W połowie lat dziewięćdziesiątych spotkaliśmy się kilka razy u mnie, po wyprowadzce z Kuźniczej, sąsiedztwa Witka Różańskiego – na Świerczewo. Marek chętnie zahaczał o mój adres i anonsował swoją rychłą przeprowadzkę na Winogrady. Byłem u niego z żoną na tzw. parapetówce, kupiliśmy jakiś przedmiot poznańskim zwyczajem do nowego mieszkania, pokropiliśmy aby nie spadał tynk, rozważając dalsze losy polskiej literatury w warunkach wolnego rynku. Krótko potem dowiedziałem się o jego nagłej śmierci.
Marek nie doczekał się faktu podsumowania własnej twórczości. Jak dotąd niewiele opracowań ukazało się na jego temat. Nie był poetą łatwym w sensie percepcji, ale jego książki, krążą wśród czytelników, pojawiają się w sieci na licznych przetargach. Nazwisko Obarski pojawia się przy różnych okazjach, przede wszystkim, kiedy jest mowa o poetach przeklętych. Tak, Marek należy już do Gwiezdnego Szlaku – życiopisanie jest mu przypisane, udział w tym szczególnym nurcie, obok kolegów, na czele z Edwardem Stachurą i Ryszardem Milczewskim-Bruno.
JBZ