Czterdziesta rocznica śmierci Andrzeja Babińskiego

Rocznica bez „Zniczy”

  Od śmierci poety minęło czterdzieści lat, okres ten przyniósł niewiele informacji na temat jego życia, ocen jego twórczości, poza nielicznymi wzmiankami w opracowaniach krytycznych, wspomnieniami kolegów i znajomych. Nikt też nie pokusił się    o gruntowną ocenę jego poezji. W połowie lat osiemdziesiątych sam poeta, a także wiedza o nim nie zawsze prawdziwa, oraz tragiczna, zagadkowa śmierć – wszystko urosło do mitu zamykającego usta na wiele lat tym, którzy mogli cokolwiek powiedzieć o wartościach pisania Babińskiego. Trzeba także wziąć pod uwagę fakt, że poeta był rzadko publikowany za życia. Zmowa milczenia, zamykane przed nim drzwi redakcji literackich, pomijanie ze względów politycznych i manifestowana wręcz niechęć do niego wielu decydentów. Wszystko to miało wpływ na percepcję czytelniczą, wiedzę o autorze, a także uniemożliwiało dotarcie do jego publikacji. Dość powiedzieć, że Babiński debiutował bardzo późno, w cyklu Generacje, arkuszem pt. Z całej siły wydanym  w niewielkim nakładzie. Podobnie Znicze, formalny debiut poety – miał niewielki nakład, który błyskawicznie rozszedł się w poznańskich księgarniach.

           Niewątpliwie czas pojawienia się Babińskiego jako poety nie był mu sprzyjający. Przypomnę, że był to schyłek Orientacji Hybrydy, koniec lat sześćdziesiątych i początek Nowej Fali. Poezję symbolu i kodu wyparła poezja deklaracji wprost. Babiński bardziej zbliżony do Orientacji, napiętnowany romantyzmem, egzystował poza nurtem awangardy, minionej i mu współczesnej. Nie okrzyknięto go osobnym zjawiskiem poza nielicznymi głosami, tolerowanie jego poezji było bowiem wyłamaniem się z powszechnej cezury obowiązującej w redakcjach poważanych pism literackich. Niewątpliwie wywarło to dodatkowe piętno na jego kruchej przecież psychice, stąd frustracja, demonstracje niechęci do liderów, prowokowane skandale w salonach, klubach itp. Tłumaczono to stanem jego  zdrowia, ale w mojej ocenie był to sprzeciw wyrażony przez człowieka, który mówił wprost i był szczery aż do bólu.

        Wrażliwość jako choroba? Te pytanie zadawałem sobie w przeszłości  i zadaję dzisiaj. Po części odpowiedź znajduję w poezji pisanej przez Babińskiego, ale nie tylko. W mrocznych czasach PRL-u wygodnie było  tłumaczyć jego zachowanie, pomijać jako poetę i człowieka. Sądzę, że dzisiaj miałby on należne mu miejsce obok najwybitniejszych nazwisk, jednakże czas wymazał to wszystko, co było na tamten okres  wybitne, lecz niewygodne, a przywrócenie tych pogrzebanych wartości wymagać będzie jeszcze wielu lat, zanim idee romantyzmu, kreacja bohatera przegranego na pozór, osobowość odpychająca – będą tolerowane z punktu widzenia ich genezy i deklarowania wartości uniwersalnych.

             Czy Babiński był romantykiem? Myślę, że tak, choć nie do końca, jego podmiot liryczny zdradza co prawda cechy bohatera romantycznego, lecz nie jest to bohater uwikłany społecznie, nie jest to rycerz ani cierpiący Werter, lecz Bard dotknięty nieprzystosowaniem do rzeczywistości panującej, buntownik bez adresu, dla którego domem jest ziemia, miejsce tragicznego ładu i pośmiertnego odrodzenia w jakikolwiek sposób. Odpowiedź znajduje się w poezji, dla której samo życie to za mało. Poemat Nike i kilka innych wierszy skłania mnie do tezy afirmującej Babińskiego jako romantyka. Bo w istocie przypisywano mu te cechy, tłumacząc jego „bezimienność” stopniem trudności w percepcji czytelniczej. Pisano, że ta poezja jest trudna, piekielnie trudna i że można ją zrozumieć dopiero po wniknięciu  w świat samoudręczenia autora. Rimbaudowskie piętno, którego ja nie dostrzegam nawet dzisiaj po latach, śledząc poczynania obecnej awangardy sięgającej po znamiona poezji kodu, symbolu, a także szeroko pojmowanego formulizmu. /…/

fragment szkicu, który znajdzie się w 17 numerze ReWirów jeszcze w maju br. 

Jerzy Beniamin Zimny