Zofia Grabowska-Andrijew
CHOINKA
z gwiazdą w koronie
w balowej sukni świecidełek
pulsujących jak serce
pod nią dzieci
oczy powtarzają choinkowe błyski
skrywają niepokój – czy przyjdzie
pierwsza gwiazda
ozdobiła granatowy firmament
plac opustoszał
wiatr wstrząsnął samotną choiną
pękło płonące serce
zapadła ciemność
w zapach i zieleń zaszył się bezdomny
otuliła go gałązkami
tają sople kroplami łez
MOJE WIGILIE
Dwanaście potraw
na stole
barszcz
w parze z uszkami
śledzie i ryby
jak kto woli
od taty
mazowieckie
łazanki z makiem
od mamy
wileński
kisiel z żurawin
żmudzki piernik prababci
pachnący złoty
i dziadka
kurlandzka
kapusta z grochem
a ja
już pyra poznańska
bez pyr się obchodzę
w tym regionalnym
grochu z kapustą
Zdzisława Jaskulska-Kaczmarek
* * *
Śnieg
miasto rozjarzyło się światłami
w domach dziwni ludzie
zaciemniają okna
zatrzaskują drzwi
przy kolędzie spóźnionych aniołów
wiatr opłatkiem dzieli drzewa
milkną wrony
Bóg się rodzi…
KRÓTKIE OPISANIE ZIMY
Niechętne poranki
pospieszne zachody słońca
nagie ramiona drzew ku niebu
i ludzie bez twarzy
o zziębniętych sercach
na śniegu głodne wrony
i gile
jak krople żywej krwi
Krystyna Grys
SAMOTNA WIGILIA
W izbie przesiąkniętej
samotnością i oczekiwaniem
siedzi pochylona
nad talerzem
pełnym łez
Z komody patrzą
nieruchome oczy
dzieci i wnuków
Dla nich wymoszczone
siano pod bielą obrusa
Parafialna świeca
i opłatek
kruchy jak jej życie
Maria Magdalena Pocgaj
***
Nareszcie spokój
tylko wieczerza nietknięta
siedzą naprzeciw siebie
z łyżkami w zastygłych dłoniach
dziecko zmęczone płaczem
przed chwilą zasnęło
boją się nawet poruszyć
wiedzą że i świat wstrzymał oddech
odłożył broń i nienawiść
zwiesił głowę
a spokój trwa
wieczerza stygnie
na łyżkach pełga płomyk świecy
drżące dłonie
instynktownie stykają się
radość nie może pomieścić się w oczach
choć opadają powieki
Narodził się!
Słyszysz świecie?!
Płaczesz…
***
W dzwonnej ciszy
o gałązkę nieba
zaczepiła nadzieja
cienka jak anielski włos
wiąże nasze
rozerwane szczęście
Elżbieta Gałęzewska-Krasińska
BOŻONARODZENIOWE PREZENTY
chłopiec o imieniu Jezus
w jednych się urodzi
jak coś przemijającego
jak smartfon
albo inna przytulanka
w drugich się narodzi
czymś nieokreślonym
zaczną szukać
szukać czegoś
dostrzegać kojarzyć
nie dowierzać
nie będą mogli zatrzymać się
w szukaniu
bo przecież dobro chce zostać
przyjęte
DLACZEGO NIE BYŁO MIEJSCA W GOSPODZIE
Boże
narodzisz się
i co
mam tyle przyzwyczajeń
planów możliwości
a Ty chcesz się we mnie narodzić
czy to konieczne
znasz mnie i wiesz co należy mi się
od życia
więc sprezentuj to co chcę
ploteczki oplatają jak anielskim włosem
stroją migoczą
bombkami kruchych radości
w tym roku też można przyjść na świat w Stajence
tak ogólnie
dla wszystkich
ZA SZOPĄ SCHOWAŁ SIĘ STRACH
między krową a osłem
wielkie oczy zdziwienia
a w żłobie na słomie Bóg
mały Człowiek
nadzieja się ściele za próg
a więc stało się
karp smażony na maśle
i pachnące pierniki
i to że w świerkowym igliwiu
zachwyt migocze jaśniej
tylko zaufać trzeba
On przyszedł by zabrać ból
uwolnić mnie
tak jak uwalnia się światło
burząc labirynt ziemskich ról
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.