Niezwykły prezent
Otrzymaliśmy prezent. My, poeci od Iłły. W czasie bardzo niespokojnym, kiedy zewsząd dobiegają nas informacje i komunikaty, wpędzające w nastrój przygnębienia i niepewności. Poetka z Ukrainy, Natalia Belczenko, którą znamy nie od dziś – gościła bowiem kilkakrotnie na organizowanym przez nas Międzynarodowym Listopadzie Poetyckim – obecnie posiadająca status wojennego uchodźcy, przetłumaczyła na język ukraiński wiersz naszej wybitnej poetki Kazimiery Iłłakowiczówny. W dowód szczerej sympatii, przesłała go nam właśnie teraz, kiedy mamy jeszcze w pamięci pandemiczne zawieszenie, a w świadomości ciągle trwającą wojnę za sąsiednią granicą i wielką falę uchodźców, którą przyjęliśmy w naszym kraju, kiedy wreszcie po uciążliwie skwarnym lecie powiało jesiennym chłodem… Wiersz to szczególny, przez ukraińską poetkę wybrany nie przypadkiem. Wiersz o sile Poezji. Za niespełna dwa miesiące planujemy zorganizować kolejny, już 45. Międzynarodowy Listopad Poetycki. Czy sprosta dzisiejszym trendom i oczekiwaniom? Czy poezja sobie poradzi w tak zagmatwanej rzeczywistości, w tym medialnym chaosie i natłoku różnych informacji? Może rzeczywiście przyszedł czas, by poprosić ten nasz stary i jakże zmęczony świat, aby oparł się na ramieniu wiersza, który przetrzyma nasze lęki, frustracje, narzekania i na liścia drżącej łodyżce poda… nadzieję?
Maria Magdalena Pocgaj – foto: MBP Leszno
Natalia Belczenko
ОСІНЬ У ПОЗНАНІ
Обіпрись на мене, світе, обіпрись. Найсолодші твої липи облетіли,
зарум’янилась рум’янцем горобина…
Та мене щось на плечі твоїм не видно,
підупалий доходяго, світе білий.
Белькотіти годі як пияк «за жисть»,
краще обіпрись.
В пальцях кволих ти нічого вже не вдержиш.
Як один повіт маленький маєш межі.
Долю не ковтнеш – бо чималий шматок,
сильний поштовх був – не зупинити крок…
В голові мигтить, все валиться кудись,
отже обіпрись.
Нас обох посипле золотистим листям…
Я мовчатиму… Собі клубком вкладися.
Ти скульптура чи стеблини очерету,
невідомо це нікому… Лиш поету.
Kazimiera Iłłakowiczówna
Jesień w Poznaniu
Oprzyj się na mnie, świecie,
oprzyj.
Lipowy z ciebie kwiat zleciał
najsłodszy,
jarzębina się rumieńcem rumieni…
Ani mi nie ciężysz na ramieniu,
sterany, chudzino, świecie.
Zamiast pleść, bełkotać jak pijak trzy po trzy,
Lepiej się oprzyj.
Palce twoje przezroczo cienkie
nie chwycą.
Krąg jak jeden powiat maleńki
twoja granica.
Nie przełkniesz doli – za duży dla cię kęs,
nie strzymasz biegu – za mocny dla cię pęd…
Już ci się miga, już ci się mroczy,
więc się oprzyj.
Zaraz nas posypie oboje złotym liściem…
Nic nie powiem… Ułoży się koliście.
Zostaniesz tam – posągiem albo suchym badylkiem,
i nikt nie będzie wiedział… Poeta tylko.