Chyba jesteśmy społeczeństwem, które coraz bardziej zamyka się w sobie. Coraz trudniej przychodzą nam spontaniczne zachowania zmierzające do kultywowania towarzyskich więzi. A jeśli już, to zostawiamy te sprawy na czas urlopów, kiedy oderwiemy się od kieratu codziennego zabiegania. Natomiast tak normalnie, w życiu, okopujemy się w swoich własnych piaskownicach i na ogół mało nas kręcą spotkania z innymi. Namiastką tychże, jakże iluzoryczną, są społecznościowe portale, na których rzeczywiste spotkanie zastąpione jest byciem w kontakcie. Tak naprawdę – w kontakcie tylko z elektroniczną maszyną. Sprzyja temu wydłużający się okres pandemii.
Zainteresowanie drugim człowiekiem owocuje za to przypadłością, którą można by nazwać skłonnością do plotkowania. O, w tej mierze jesteśmy mistrzami! Zjawisko to opisywali liczni badacze, a wśród nich Klaus Thiele-Dohrmann, jednak wiedza na temat mechanizmów plotkowania nie przekłada się na jakąś wymierną stymulację naszych zachowań. Wystarczy wieczorem zrobić sobie rachunek sumienia i prześledzić rozmowy, jakie odbyliśmy w ciągu dnia. Większość z nich dotyczyła szefa, znajomych, rodziny. Powtarzaliśmy przy tym niesprawdzone opinie, przykładaliśmy etykiety bez pokrycia, wygłaszaliśmy stereotypowe sądy. Zwykle towarzyszyło nam wówczas nieodparte uczucie satysfakcji czerpanej z pozycji bycia lepszym od innych, ogarniania rzeczywistości i leczenia – zazwyczaj nieświadomego – własnych frustracji i kompleksów.
Plotkowaniu oddajemy się z zapałem godnym lepszych działań. Pławimy się w cudzych niepowodzeniach, z upodobaniem zaglądamy w życie bliźnich z bliższego i dalszego otoczenia. Powodzeniem cieszą się portale internetowe do tego właśnie przeznaczone i prasa tabloidowa. To jeszcze pół biedy, bo bycie celebrytą ma przecież swoją cenę. Gorzej, gdy takim procederem – plotkowaniem właśnie – ranimy najbliższych. Zawsze jednak, o czym zwykle zapominamy, wraca to do nas jak bumerang. Sami bowiem stajemy się ofiarami takich działań. Stara to, także ewangeliczna, zasada.
Zainteresowanie drugim człowiekiem powinno mieć inny wymiar. A przecież mówimy o dość powszechnej znieczulicy społecznej. Jak to zatem jest? Tu kłania się semantyka. Rzeczywistość jest przecież taka, jak ją nazywamy. Zamiast „jedna baba drugiej babie” warto przyjąć do wiadomości, że „jeden człowiek drugiemu człowiekowi”. Niby niewiele znacząca zamiana słów (wszak baba to też człowiek), a jednak jakże inaczej rozłożone akcenty!
Czas pandemii sprzyja chwili refleksji nad sobą. Nad sobą – powtarzam – a nie nad innymi. Taki swoisty egocentryzm może przenieść się w obręb późniejszej codziennej praktyki. Nie należy w tym względzie mieć nadmiernych złudzeń. Skłonności do plotkowania się pewnie nie wyzbędziemy. Możemy mieć jednak nad nią pewną kontrolę, i to niekoniecznie w trosce o innych, lecz nade wszystko dbając o samych siebie.
Aha, na koniec przypomniało mi się jeszcze coś. Otóż ten pan Zenek, no wiecie, ten, któremu żona przyprawiła… sami wiecie co… Właśnie ten Zenek powiedział mi, że jego sąsiad, ten, co cztery razy dziennie wydeptuje ścieżkę do baru, no jak to po co – wiadomo… Spotkał Macieja z piątego piętra, który z tą babką… No wstydu nie mają, żeby tak na oczach ludzi, w biały dzień…
Ryszard Biberstajn