W roku 1980 ukazał się almanach młodej prozy wielkopolskiej pt. Prosto z młodości, w którym Ogrodowczyk zamieścił swoje opowiadanie Wśród snu. Począwszy od 1980 roku publikował Dziennik z wczoraj, zapiski rowerowe. Wiersze, eseje, szkice, recenzje, fragmenty prozy publikował na łamach „Integracji”, „Akcentu”, „W drodze”, „Toposu”, „Radaru”, „Obrzeży”, „Tygodnika Kulturalnego”. Aktywność pisarska Andrzeja Ogrodowczyka w latach 1970-1980 należała do najważniejszych w naszym środowisku, niewielu może się poszczycić takim dorobkiem publikacji. Jak się później okazało, szczyt jego możliwości nastąpił dekadę później, w dalszej części jeszcze wrócę do jego sukcesów.
W ramach spotkań literackich przy kominku organizatorzy wydali czternaście indywidualnych arkusików poetyckich. Szczęśliwcami okazali się: Marek Obarski, Jerzy Szatkowski, Marek Słomiak, Franciszek Piotr Bernacki, Jerzy E. H. Busza, Tadeusz Wyrwa-Krzyżański, Stanisław W. Piskor, krakowska grupa literacka Tylicz, Krzysztof Lis, Jan Krzysztof Adamkiewicz, Ryszard Milczewski-Bruno, Ryszard Krynicki.
Piotr Bernacki był pierwszym polskim artystą, który zapoczątkował w Poznaniu a potem za granicą, happeningi. Z powodzeniem uprawiał performance. W latach osiemdziesiątych otworzył w Köln galerię sztuki awangardowej, jego wernisaże budziły konsternację wśród miłośników sztuki współczesnej. Na zdjęciu powyżej /zdjęcie jest w książce/ publikuję fragmenty artykułu, jaki ukazał się w prasie niemieckiej przedstawiający państwo Bernackich w sądzie po zakończeniu rozprawy, w której uczestniczyli w charakterze pozwanych. Sąsiedzi wystosowali pozew za zakłócenie spokoju w bloku mieszkalnym, Bernaccy przyszli do sądu z dwoma kogutami, sprawcami zakłócania spokoju. Sędzia był tak zaskoczony przedstawioną scenką rodzajową, że podając wyrok, oz- najmił, co następuje: koguty mogą piać. Proces ten wzbudził duże zainteresowanie mediów, niewątpliwie była to bardzo skuteczna reklama galerii Piotra i jego małżonki.
Pierwsza dekada działalności Klubu Literackiego wypełniona była przede wszystkim licznymi spotkaniami, nie można pominąć skromnych, ale ambitnych arkuszy poetyckich. Należy podkreślić, że promowano w ten sposób najlepszych poznańskich poetów i poetów z krajowej elity. Zapraszano do Sali Kominkowej nie tylko młodych i rokujących poetów. Warto przypomnieć spotkanie z Marcinem Świetlickim, Tadeuszem Śliwiakiem i wieloma innymi poetami. Działalność klubu nie ograniczała się tylko do spotkań i wydawnictw. Zakres tematyki imprez obejmował: „wieczory prób literackich”, „prezentacje witryn poetyckich”, prezentacje grup literackich, spotkania z członkami ZLP, biesiady młodej literatury poznańskiej, „moje życie moje książki”, nowe książki Wydawnictwa Poznańskiego, biesiady na terenie województwa, imprezy w Kawiarni Literackiej, turnieje wierszy, oraz „wieczory szmiry”. Pomyślano także o organizowaniu happeningów, tutaj warto przypomnieć „Turniej jednego wiersza o gęś Neumerta”, odbywanego w gospodarstwie poety w Gulczu.
Pierwszy almanach Klubu Literackiego wydany w postaci arkusza jest niezwykle ważnym dokumentem, świadczącym o bogactwie talentów literackich w Poznaniu w pierwszym ćwierćwieczu powojennym. Sięgając do odległej przeszłości, nietrudno zauważyć podział na literatów zorganizowanych i literatów niezależnych organizacyjnie. Koła Młodych zarówno w przeszłości, jak i po wojnie były zaledwie atrapą, pozorami mecenatu państwa bądź związku twórczego. Próby centralizacji młodego ruchu niewiele przyniosły korzyści, zarówno państwu, jak i młodym twórcom. KKMP, serie wydawnicze, „Generacje”, „Pokolenie, które wstępuje”, umożliwiły start niektórym talentom. Dalej istniała próżnia, w której trzeba było się samemu znaleźć, kryzysy gospodarcze i polityczne dopełniły końca wszelkich inicjatyw. Historia toczy się kołem, niezależnie od uwarunkowań historycznych i politycznych. Przed wojną w podobnej sytuacji młodzi poeci też tworzyli kluby, w latach trzydziestych bardzo aktywny był Klub Prom, wydający miesięcznik literacki o tym samym tytule, oraz Klub Loża, zrzeszający studentów poznańskich uczelni. Warto tu przypomnieć nazwiska najaktywniejszych w tamtym okresie poznańskich literatów. Eugeniusz Morski, promowiec zmarł w 1975 r. Po wojnie próbował reaktywacji tego pisma, bez powodzenia. Godna szacunku i podziwu za wszystko, czego dokonała, jest niewątpliwie Jadwiga Popowska, całe swoje życie poświęciła literaturze. Redaktorka wielu pism, korektorka, bibliotekarka i pedagog. Zmarła w 1983 roku, pozostawiając po sobie bogaty dorobek poetycki. W mojej ocenie należy obok Iłłakowiczówny do najwybitniejszych poetek, które związane były z Poznaniem.
Dramatyczne lata osiemdziesiąte. Na początek strajki i koniec dekady Gierka, nadwątlony socjalizm wyczekuje na odpowiednią chwilę, aby zdławić demokratyczny ruch Solidarności. W Antoninku, gdzie pracowałem, nastał nieciekawy dla mnie okres zawodowy. Ukończyłem prace przy projektowaniu systemu informatycznego, zlecono mi pieczę nad racjonalizacją w fabryce, był to straszny ugór. W międzyczasie otrzymałem awans na Szefa Organizacji w zakładach. Było to ciekawe, ale bardzo odpowiedzialne i dyspozycyjne stanowisko.
Latem 1980 r. otrzymałem wezwanie do jednego z ministerstw w Stolicy. Zaproponowano mi stanowisko dyrektora w resortowym ośrodku informatyki. Warunki marzenie, odpowiedzialność i kompetencje na równi duże. Ale jak dotąd zawsze unikałem stanowisk powiązanych z polityką, nie odpowiadała mi ówczesna nomenklatura, zbyt dużo było w tym czasie tzw. „kozłów ofiarnych”. Informatyka potrzebowała kadr wykwalifikowanych, ludzi zdolnych, kreatywnych, w strukturach partyjnych trudno było znaleźć takich fachowców, miałem tego świadomość, jak i miałem pewność, że to wszystko niedługo się rozsypie, dlatego zamiast usiąść za dyrektorskim biurkiem włożyłem na siebie kombinezon i do końca lat osiemdziesiątych pracowałem fizycznie w branży budowlanej. /…/
/Fragment książki przygotowanej do druku/.