Czerwiec 1956

Marek Słomiak

 

przychodzące w miejsce 56

Przychodziły w to miejsce tyle razy Przynosiły ze sobą

ogień ślad pamięci Dwie nieznajome z odległych przedmieść

a jednak zespolone dłońmi w tym czasie i w tej przestrzeni

w jedną łzę po synach Przychodziły w to miejsce jak wyrzut

sumienia prosto w oczy tych wydawać się może bezpiecznie

skrytych za murem

               za maską

               za zmianą

siedziska przy innym już biurku z innym dowódcą i innym

narzędziem zbrodni

                                – czerwienie się puszą

                                  puszczą dnia czerwienie

                                  rozpuszczone psy czerwieni

gonią za zwierza zwierzeń tropem Rozkoszny świat wzniecania

lęku podnieca Rozkręca w nich zbrodni demona Premia już czeka

litr cystej caplowanej i kicha za dwa strzały w serca przypadkowo

ganiające w lesie miasta pułapek

                                                   Przychodziły tu często dotykać

bruku z rozbitymi serc skarbami

                                   –  czerwienie miłości słowa się ścieliły

                                    kobiercem troski i milczenia wprost

                                    spod rozpaczy kamienia krzyk niemocy

Zamknęły pamięci niepokój głęboko w sobie W tym przychodzeniu

zbawienia szukały… a miasto tętniło dalej jakby nigdy nic się

nie stało – – –  jakby nigdy nic