
Marek Słomiak
przychodzące w miejsce 56
Przychodziły w to miejsce tyle razy Przynosiły ze sobą
ogień ślad pamięci Dwie nieznajome z odległych przedmieść
a jednak zespolone dłońmi w tym czasie i w tej przestrzeni
w jedną łzę po synach Przychodziły w to miejsce jak wyrzut
sumienia prosto w oczy tych wydawać się może bezpiecznie
skrytych za murem
za maską
za zmianą
siedziska przy innym już biurku z innym dowódcą i innym
narzędziem zbrodni
– czerwienie się puszą
puszczą dnia czerwienie
rozpuszczone psy czerwieni
gonią za zwierza zwierzeń tropem Rozkoszny świat wzniecania
lęku podnieca Rozkręca w nich zbrodni demona Premia już czeka
litr cystej caplowanej i kicha za dwa strzały w serca przypadkowo
ganiające w lesie miasta pułapek
Przychodziły tu często dotykać
bruku z rozbitymi serc skarbami
– czerwienie miłości słowa się ścieliły
kobiercem troski i milczenia wprost
spod rozpaczy kamienia krzyk niemocy
Zamknęły pamięci niepokój głęboko w sobie W tym przychodzeniu
zbawienia szukały… a miasto tętniło dalej jakby nigdy nic się
nie stało – – – jakby nigdy nic