Na drogach Armenii
Edgarowi Ghazaryanowi
nad wierzchołkami gór
wiatr chmurom
rozczesuje włosy
ich platynowe pasma
zaczepiają o ostre krawędzie
łagodne zbocza
w fioletowej poświacie mgły
jak na tajemniczych
płótnach Saryana
zachodzące słońce
spływa złotymi strumieniami
po krętych ścieżkach
samochód pędzi pośród gór
w oddali pokryte śniegiem
wysokie skały
Erewań coraz bliżej
na wyciągnięcie ręki
za oknami lśniące bielą
wierzchołki Araratu
co mnie tam czeka
za następnym zakrętem
za następnym mijającym dniem?
ściskam w dłoni
czarny odłamek obsydianu
i czekam
a góry Armenii
milczą wyniośle
wchodzę do starej cerkwi
zapalam cienką długą świecę
na szczęście
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.