Poeta pod piórem /15/

Zygmunt Dekiert

Posługa w metafizycznej tkance słowa /fragment większej całości/

/…/ U źródeł poezji Zygmunta Dekierta stoi czułość do otaczającej go rzeczywistości, zachwyt nad niebanalnym pięknem przyrody. Jako wrażliwy poeta jest bytem zanurzonym w przyrodzie i uważnie ją kontemplującym. W wierszu „Tajemnica poczęcia”, dzieli się z czytelnikiem swoją liryką zieloności, będącą niezwykłym doznaniem zachwytu nad pięknem i doskonałością świata stworzonego: Świątynia zielenią tajemna / (…) / Świerki modlitwą / w nieba kopułę / w intencji ciszy objawienia. W tekście „Żyć muzyką raju” notuje poetyckie, malownicze obrazy: Drżą napięte struny topól / Wierzby pieśnią spłakane, jest i wieczność zielonych rapsodii traw. Akcenty przyrodnicze odnaleźć można także w utworze „Liturgia”, a w wierszu „Realność świata” autor porównuje pejzaż do błogosławieństwa. Poeta jest wyraźnie poruszony mnogością doznań, feerią barw natury, jej jawnego i ukrytego piękna. Nie zatrzymuje tych doznań tylko dla siebie, pragnie się hojnie dzielić nimi z czytelnikami, kreśląc kolejne wersy autorskich notatników słowa. Nie kryje swego podziwu dla natury i jej dzieł. Próbuje przetrawić jej piękno i odtworzyć w słowie, na białej kartce papieru – przy pomocy sobie znanego szyfru kodowania. Ów rekwizyt – prosto z autorskiego warsztatu pracy, pojawia się na stronach jego tomiku poetyckiego wielokrotnie.

W wierszach z tomiku „Poza horyzontem” Zygmunta Dekierta, odnaleźć możemy także pamięć i zapis własnego dziedzictwa kulturowego, zwyczajów rodzinnych pielęgnowanych i przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Jest więc Wielkanoc, wigilia, opłatek, gdzieś w tle wierszy słychać nuconą kolędę „Cicha noc”. Nie brakuje licznych, choć nie zawsze bezpośrednich odniesień do Opatrzności. Katarzyna Michalewska tak pisze we wstępie do najnowszego tomiku poetyckiego autora: Refleksyjna ta poezja stanowi rodzaj modlitwy, jako próba dotarcia do prawdy i tajemnicy istnienia, nawet jeśli nie zawiera częstego bezpośredniego odniesienia do Absolutu. W wierszu „Refleksja ofiarna” autor pisze o wędrówce niedzielnych dzwonów, miodzie psalmu pod niebiosa, dzieli się z nami wizjami nieba: Niebo / archaniołami przepełnione / Święci / w długiej kolejce do Pana / (…) / Palce  / zanurzam w wodzie święconej / (…) / Srebrzystość monet / na tacę brzękiem – Bóg zapłać. Jednocześnie w wierszu dedykowanym zmarłemu Witkowi Różańskiemu, próbuje wypytać go o to, co jest właściwie po śmierci ludzkiego ciała: Miałeś powiedzieć / jak tam jest po tamtej stronie. Niestety, wciąż odpowiada mu milczenie – i ono właśnie może jeszcze bardziej niepokoić, nękać duszę wrażliwego poety. Swoje lęki koi w kolejnych wierszach – w utworze „Awiacja” czytamy zdanie o „locie (…) błagań w ramiona nieba”, autor postrzega oto „zużytego anioła”, być może swojego zmęczonego anioła stróża, który tyle razy nadstawiał za niego karku i chronił go przed wszelkim złem – przypadkowym i zawinionym, które go w życiu spotykało: Skrzydła mojego anioła / z piór ogołocone / Przysiadł smutkiem / w ciemnym kącie zadumy. Wiara w życie wieczne w piękny, poruszający sposób objawia się w tych nasączonych prawdami eschatologii strofach: Dusze / Wyzwolone brakiem mgły / na lusterkach do ust przystawianych / w damskich torebkach oczekują / policzków makijażu („Przetrwać przed oknem życia”). Warto więc siłować się zdaniem autora z codzienną, trudną nieraz egzystencją, nawet gdy – Żagle w strzępach / połamane wiosła („Rozbitek”); nawet gdy – Boga coraz mniej / Coraz mniej człowieka / (…) / W ciemności / chichot przetrwania szyderczy / zgrzyt szeptu złych mocy („Wizje”). Autor prosi pokornie Boga o wzmożoną, czułą uwagę: Drugie ucho / – chroń Panie / Oczu / – nie zamykaj  („Ekran akustyczny”).

Oto ocalenia poeta upatruje nie tylko jednak w interwencji Opatrzności, ale także w potędze uczucia łączącego kobietę i mężczyznę. Ono zmusza niejako do twórczej, odważnej penetracji świata i wszystkich jego uciążliwości egzystencjalnych. Kobieta i mężczyzna są jednakowo doświadczani przez brutalne wyroki losu, pod tym względem panuje między nimi równouprawnienie: On – ona te same dźwigają blizny („Psalm o poszukiwaniu”). Mężczyzna jest jednak tym, który ofiaruje kobiecie całą ulotność i migotliwość świata: Gwiazdka z nieba / prosto w twoje dłonie („Cicha noc”), a w innym tekście czytamy: (…) wspinam się / na szczyt piramidy nieba / by gwiazdy strącać / – wprost do twoich rąk („Ciepło gwiazd tylko twoje”). Miłość jest tą wartością, która przetrwa każdy kataklizm, każde życiowe zawirowanie: Moja dłoń spod lawiny błota / duszy nieobecnością / szuka twojej dłoni („Wizje”). I jeszcze autor prosi: Nie porzucaj tego / co w azylu twych dłoni / przyjemne / ciepłe / ciche („Abstrakcja – to takie proste”). Realnego, mocnego uczucia nie jest w stanie pokonać nawet śmierć. Poeta powinien raczej bardziej obawiać się zapomnienia swojej twórczości, a nie pogrzebowego pożegnania z doczesnym ciałem, które przecież czeka każdego, kto tylko się narodził.

W nieco nostalgiczne, metafizyczne rozmyślania o końcu biologicznym organizmu, wdziera się w poezji Zygmunta Dekierta znienacka wątek szalonej, pstrokatej jak kostium arlekina otuchy: Odchodzimy – wracamy / Rozstania – powroty / Karkołomność zdarzeń / na trapezie pod kopułą namiotu / gdzie tylko klaun uśmiechem wita / żegna uśmiechem („Constans”). Czyżby autor zręcznie niczym prestidigitator sugerował, że ludzkie bytowanie jest rodzajem cyrkowej sceny, a dźwięki głośnego śmiechu przeplatają się z odgłosami odwiecznych lamentacji? Może każdy z nas po prostu musi sam przejść indywidualną ścieżkę strachu w lunaparku doznań, by uznać swoje życie za pełne, spełnione?

Jaka by nie była odpowiedź na to pytanie, najnowszy tomik wierszy poety pozwala sądzić, że warto podjąć trud posługi w tkance słowa. Materia to wymagająca, trudna, ale ostatecznie jakże wdzięczna dla artysty. Wprawne oko twórcy dostrzega więcej i mocniej poza horyzontem istnienia. Zwielokrotniając w sobie doznania psychiczne, rozczepiając swoje myśli na atomy drgnień, poruszeń, błysków – konstruuje nowe byty. Tam zaprasza czytelnika, z którym pragnie dzielić się rekwizytami czułej uważności w słowie. 

Anna Kokot-Nowak