Naftaliniada
– czyli rzecz o poezji Michała Banaszaka, autora
Książki Roku, Nagrody Literackiej 42. Międzynarodowego Listopada Poetyckiego w Poznaniu
Jest takie miejsce, między grzejnikiem a ścianą, miejsce pełne cienia, miejsce niewidzialne, miejsce, w które zajrzeć się nie da.
Czy to przypadkiem nie jest też miejsce polskiej poezji współczesnej, ba, każdej poezji w tych barbarzyńsko merkantylnych czasach? Czy nie jest to też i nasze miejsce? Miejsce, w które zajrzeć się już dziś nie da?
To jest przecież miejsce zawsze obecne w naszym życiu. Miejsce naszego: skazania, wygnania, naszej rzeczywistości. Miejsce tylko pozornie puste.
Michał Banaszak stara się pisać bardzo ważne wiersze. Wy wszyscy, tu obecni, doskonale wiecie, że nasz kraj jakby poezją stoi. Poezję chyba ma we krwi, z poezji się wywodzi. Przecież nawet Papież pisał wiersze, minister zdrowia pisze wiersze, robotnik budowlany i profesor uniwersytetu też piszą wiersze. Czy to już jest poezja? A jakie to ma znaczenie skoro i tak, oprócz wtajemniczonych mało kto do nich zagląda.
Poezja jest w nas. I jest w tych „Banaszakowych” …miejscach. Jest dziś nam poezja bardziej potrzebna niż oddech. A może nawet bardziej niż Bóg. Potrzebna, bo nic nam już nie zostało z kategorii nadziei, oprócz poezji… I być może, między innymi to dostrzegła nasza Kapituła.
Poeta ciszy – Michał Banaszak, poeta detalu, niezauważalnej drobnostki i błahostki wręcz, wreszcie poeta ważnych i metafizycznych pytań – ponoć dziś już zbędnych, niepotrzebnych i jakże passe… jak napisał jeden ze „światłych” krytyków (Marek Olszewski UJ) – pytań zalatujących naftaliną, albo jak napisał inny krytyk (równie „światły” Jakub Skurtys, Instytut Filologii Polskiej Wrocław, tekst w Małym Formacie) – pytań martwych, kliszowych i bez polotu.
Otóż my dostrzegliśmy tu polot, ba, sami mocno nasiąkliśmy naftaliną, też dramatycznie pytamy: o sens życia w takim świecie, o poezję, o wieczność, o nasze … miejsca.
O naszą nostalgię, o prawo do niej, o prawo do kosmicznej ciszy, na którą nas skazano i prawo do zmierzenia konsekwencji – ciszy, zdegradowania kultury wyższej do rangi dziwactwa dla najnaiwniejszych i najbezbronniejszych, słowem do tych, których można się pozbyć rzucając im ochłap mecenatu i wsparcia.
Wróćmy do „Miejsc”, nagrodzonego tomu i poety Michała Banaszaka… choć on sam dramatycznie pyta – być może nas, a może i sam siebie: myślę, czy odtworzyć tamten spacer, czy nie należy wracać do miejsc… Ja sam się zawsze o to pytam (i coraz rzadziej gdzieś się włóczę, spaceruję, zawieruszam ), choć jakoś tak nieustannie ciągnie mnie do miejsc…, które pokochałem.
Zadaniem poezji dzisiaj jest stawianie coraz intensywniejszych pytań, jest nim też pobudzanie do myślenia, do zagłębiania się zarówno w pytania o świat makro jak świat mikro, do poszukiwania właściwych proporcji, i do odszukania tych proporcji, w niekoniecznie stylowo i specjalnie udziwnionej metaforze, byle tylko zaszokować przyrdzewiałego czytelnika, być może do odkrycia tych proporcji nawet w prozie skoncentrowanej na metaforze samego pytania, albo metaforze sytuacji, którą kreuje nasze: opuszczenie, alienacja, stagnacja, atrofia i humanistyczna, wręcz antropologiczna utylizacja do pozycji zbędnego społecznie dziwoląga.
I jeszcze jedno zadanie poezji – wciąż oddalać nas od realiów – coraz bardziej brutalnych, coraz bardziej dzikich, coraz mocniej niszczących „nas w nas”, paradoksalnie, wbrew piewcom orgii wolności, którzy wtłaczają nas w zasadzie w swawolę swojej nowej i zdeformowanej wizji tego świata. Michał Banaszak w tym tomie próbuje coś ocalić, próbuje nas ocalić, a przy okazji i siebie. Niech robi to nadal: jak i my, pachnąc naftaliną, zadając też martwe i kliszowe pytania, pytania dla nas ważne i odwieczne , i byle nadal robił to: stanowczo, mądrze, zastanawiająco i metafizycznie inspirująco.
Myślę, więc jestem, a jak tak sobie jestem tu z wami to i myślę, że i my tu wszyscy przecież jesteśmy, a tak właśnie budzi nam się nowa nadzieja. Pomiędzy grzejnikiem, a ścianą, w cieniu, w niszy, w stanie literackiego demontażu, w stanie upadku czytelnictwa i w stanie atmosfery oszpecenia każdej opowieści, wyszydzenia każdej prawdy, zrelatywizowania każdej postawy, zanegowania każdej wiary… my znów się spotkaliśmy.
Miejsca Michała Banaszaka jakby temu wszystkiemu przeczą. Nie powinno nas tu być. Delikatnie, dyskretnie, subtelnie – budujemy jednak ten inny świat. Świat poezji. Świat emigracji wewnętrznej poety… właśnie w miejscach – w tych „Miejscach”, między innymi tu, w Poznaniu, miejscu ukrytym tu w ogromnym zamyśleniu nad najwątlejszym elementem życia właśnie w nas i we wszystkim tym co można jeszcze dziś ocalić. Dlatego wierzymy głęboko w tę poezję, w możliwość jej tworzenia, jej wydawania, właściwie sobie, a muzom, i wierzymy też (co bodaj najważniejsze) w siebie nawzajem i w jakąkolwiek przyszłość, oczekując jak w długotrwałej suszy deszczu otrząśnięcia się tego świata z letargu tej zidiociałej postnowoczesności.
Andrzej Walter
Zdjęcia: Hanna Szeląg
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.