Paweł Kuszczyński o „Dzieciach Norwida”, Jerzy Beniamin Zimny – spełnienie przyrzeczenia

 

Paweł Kuszczyński

zdjęcie Pawła

Poeci zauważeni

Czytając wyjątkową / szczególną książkę autorstwa Jerzego Beniamina Zimnego „Dzieci Norwida”, czułem, że podążam za rozważnym przewodnikiem po poetyckiej przestrzeni ostatnich pięćdziesięciu lat.

Już sam tytuł, szczęśliwie podtrzymany, określa dziedzictwo pisarskie przywołanych poetów. W ich poetyce jak i przesłaniach filozoficznych / metafizycznych można bez trudu znaleźć Norwidowy rodowód. Kamil Cyprian Norwid jest bowiem najbliższym wieszczem dla współczesnych poetów polskich.

Książka ta napisana jest potoczyście, przypomina narrację prozatorską: są w niej przytaczane treści rozmów z przywołanymi literatami, opisy spotkań z nimi, ich życiowe problemy, a także fragmenty dziennika i „Gromnicy” (nawiązujące do prezentowanych postaci), oraz wybrane recenzje krytycznoliterackie autora.

Zimny jest spolegliwym (żeby posłużyć się terminem Tadeusza Kotarbińskiego), uważnym krytykiem, traktuje swych „bohaterów” krytycznie z racjonalną wyrozumiałością, ale i także z podziwem. Zna doskonale poetycki fach; twórcze i życiowe uwarunkowania obecności w literaturze.

Autor „Dzieci Norwida” przez przeszło 45 lat bardzo blisko obcuje z poezją polską. Recenzowana książka jest tego niewątpliwym owocem. Szczególnym zainteresowaniem obdarza wartościowe debiuty poetyckie, posiada znaczną ich liczbę w swoim archiwum. Potwierdzeniem trafności ocen debiutanckich tomików są decyzje jury Konkursu im. Kazimiery Iłłakowiczówny, któremu od dwóch lat Zimny przewodniczy. Nagrodzone książki to: w 2015 roku Piotra Przybyła „Apokalipsa after party” oraz w 2016 roku Dawida Mateusza „Stacja wieży ciśnień”. Wybór wymienionych tytułów nie był przez nikogo kwestionowany, a wręcz odwrotnie, decyzje jury przyjęte zostały przez krajowe środowisko pisarskie wyjątkowo pozytywnie. Także potrafi zauważyć pierwszą książkę poetki starszego pokolenia („Wsłuchani w ciszę” Ireny Szałek).

Z oczywistych przyczyn większą część książki krytyk oddaje poetom, którzy mają znaczący dorobek twórczy i przez wiele ostatnich lat ich pozycja w literaturze polskiej jest ważna. Jednocześnie Jerzy Beniamin Zimny uświadamia czytelnikom, że ocena wybitnej twórczości nie jest i być nie może „zamknięta”, że wiele nowych wartości można w niej odnajdywać, wgłębiając się w jej treść i formę, nieustannie powracając do niej.

Jerzy Szatkowski zajmuje zasłużenie poczesne miejsce w książce. Tego jednego z prekursorów „żywopisania” autor prezentuje następująco: Szatkowski znany i nieznany. Zrozumiany albo pomijany z powodu ponadczasowości jego poezji. Trudno powiedzieć nawet po tylu latach coś ostatecznego, aby być bliżej prawdy o Nim. O jego poezji czerpiącej z dokonań Norwida, Przybosia i Leśmiana, które ulepszał, modyfikował w sposób dla siebie szczególny, nie stroniąc od eksperymentów językowych, udanych w całej rozciągłości. To właśnie jest owym fenomenem, nie do końca zdefiniowanym przez historyków literatury po dzień dzisiejszy. Nie ulega wątpliwości,że w eksperymentach językowych, w tworzeniu neologizmów Szatkowski zaszedł najdalej.

Trafność tego sądu potwierdzić mogą choćby następujące wyimki z „Triady dla Iwony (cyklamen prawdosłowny)”:

„siwiec?, starzec popielny?, przegorzan? – o nie! – jam

wielosił w kwieciu! a…żyłem jak mniszek pospolity

bratek józefek ostrożeń czy skrytek trędownik wręcz / – /

(…)

a tyś mi, Iwonko – muzą, werweną była…kapłanką

bożej iskierki skalnicą / – / z ciebie – wszystkie moje

dobromyśli, cała ma pisownia, słowienia, lawsonie…

o! niech to…czwarta! – i…arcy – czerniec sam!

(…)

Droga! krzyżyczek Ci na drogę i całusek! już

nigdy przenigdy szarotką boimką, ale śmiałką radostką

tańcówką cieszynianką bądź! Amen: Niech się tak stanie”.

Niedawno zmarły Janusz Koniusz, który umieszczał recenzje autora w zielonogórskim „Nadodrzu”, tak postrzega recepcję swojej poezji po śmierci:

Będzie jakby nigdy nas nie było

wyschłe badyle liter nie zaskrzeczą

nad tą szlachetną dziejów pomyłką

może tylko ktoś ten tu ślad po mnie

w płomyk przemieni”

Trudno byłoby założyć, by ten wyjątkowo wrażliwy, osobliwy / szczególny w zachowaniu i pojmowaniu misji poetyckiej jakim był Andrzej Babiński nie znalazł miejsca w tej książce.

Trafnie zauważa autor: Poezja Andrzeja Babińskiego spełnia się sama w sobie. Poza nią istnieje jednak rzeczywistość, od której poeta nie potrafi uciec. Więc trwa, choć wie, że żadnej miary kanon nie spełni jego przymiaru do zastanej rzeczywistości. Wraca więc poeta nie mając dokąd pójść w przeszłość, prosząc:

„ /…/ nie wypędzaj mnie z ruin starożytnych, gdy znam wygnanie

z królestwa kwiatów i nic już nie ma. Zostanę przeklętym

Prometeuszem /…/

(…) samym wyzwaniem, więc nie zwyciężę, przeciąży mnie Ziemi

jedno ramię (…)”.

Wincenty Różański jeden z najwybitniejszych poetów polskich (jak ocenił go

Dariusz Tomasz Lebioda) jest autorem niekończącego się poematu (nie tylko z powodu nienadawania tytułów swym wierszom). Żył poezją, zagubiony w rzeczywistości, tak to ukazuje:

Znika południe nagle, jak niepokój, a pejzaż bez przyjaciela zaczął wirować, po przebudzeniu zapisałem to, co śniłem, i zapłonąłem czymś w rodzaju reportażu ze snu, i wrócił do mnie ten, co mnie usynowił, i poszedłem przodem do Zagubiniowa…”

Andrzej Ogrodowczyk „przewidział” swoją tragiczną śmierć w przedostatnim tomie „Nieprzeźroczysta” : „Znajdujemy swoje ciała na dnie / Przywiązane do kamienia / Warkocz krwi zjadają ryby / Opium księżyca podwaja skórę w welony piasku / On już tego nie widzi, mówią dzieci / Włosy przewrócone w wodorosty.”

Oryginalnie charakteryzuje autor Jerzego Grupińskiego, wybitnego poetę, niestrudzonego animatora kultury: nikt dotąd (przez ponad pięćdziesiąt lat) spośród poetów nie znalazł się tam, nawet w pobliżu tego obszaru: połączenia klasycznego poetyckiego obrazowania, antycznego świata i echa antycznego metrum oraz wspaniałej erudycji z przebłyskami współczesności i delikatną wręcz nieśmiałą obecnością podmiotu lirycznego w tle.

Nie został pominięty Tadeusz Wyrwa Krzyżański posiadający znaczący dorobek w poezji, prozie, książkach dla dzieci, w sztukach plastycznych.

Autor zauważa, że w osobie Tadeusza Niebieszczańskiego wykreował bohatera romantycznego zadziwiającego konsekwencją w dążeniu do pełnego „udomowienia się” w sensie ducha w sprzeczności z dobrem materialnym.

Człowiekiem słowa jest zapewne Edmund Pietryk – poeta, prozaik, aktor, reżyser oraz dziennikarz, nazwany przez autora legendą poznańskiej bohemy.

Wyjątkowo znaczący dorobek w twórczości własnej (poetyckiej, prozatorskiej) oraz w dokonaniach translatorskich (pierwszy przekład z języka starogreckiego „Iliady” i „Odysei” Homera) ma Nikos Chadzinikolau, obywatel Grecji i Polski. Autor pisze, że bohater jego poezji nieustannie poszukuje prawdy i coraz boleśniej przeżywa częste rozczarowania: „Zbieram słowa rozsypane / dla prawdy jednego wzruszenia / Bo stale coś w sobie żegnam / stale odchylam się w ciszę”.

Najczęściej w książce pojawia się Karol Samsel, interlokutor w najważniejszych dla autora problemach literackich, który należy do nielicznego grona najmłodszych poetów, akcentujących swoją odmienność, osobność we wszystkich walorach poezji jako sztuki, który podkreśla, że świadomie dokonał tego wyboru, konsekwentnie kroczy własną ścieżką i nazywa to wędrówką w ciemnościach…

Nie bez kozery pozostaje mi przywołać tutaj słowa Erny Rosenstein, która zalecała dla „wejścia w głębię: zamknięcie oczu” ; mówiła , bo to ciemność nie rozprasza, przynosi pełnię poznania.

Autor rekomenduje tom „Dusze jednodniowe” czytelnikom pragnącym poezji uduchowionej, nasiąkniętej rozważaniami filozoficznymi, poezji bogatej w odniesienia historyczne, odwołujące się do arcydzieł literatury, zwłaszcza że w ostatnich czasach Samsel bardzo się angażował w relację Norwid – Conrad, czego pokłosiem jest obrona doktoratu na Uniwersytecie Warszawskim.

Pisząc o Karolu Samselu prezentuje oryginalny pogląd na temat prawdy: Błądzenie to poszukiwanie prawdy. Kto błądzi, prędzej czy później znajduje najistotniejsze wartości. (Jakże bliski jest autor myśli św. Augustyna: „Błądzę, więc jestem”)…Uniwersalne, niepoddające się destrukcji czasu. Niepodlegające cenzurze, niezależnrne od okoliczności politycznych lub społecznych. Czy sytuacji wymagającej poświęcenia dobra, aby złu nadać miano wyższej konieczności?… Liryka Samsela jest dwuznaczna. Dwa oblicza, jednak bardzo wyraziste, a przy tym wymowne w swoich tajemniczych rysach…

O poecie, prozaiku, krytyku literackim, tłumaczu Marku Obarskim, zmarłym w dniu pięćdziesiątych urodzin, J.B. Zimny pisze: …nie doczekał faktu podsumowania własnej twórczości. Jak dotąd niewiele się ukazało na jego temat. Nie był za życia poetą łatwym w sensie percepcji, jednak jego książki krążą wśród czytelników. Od czasu do czasu nazwisko Obarski pojawia się przy różnych okazjach, kiedy jest mowa o poetach przeklętych.

Według Obarskiego zalążkiem życia jest pierwowzór istniejący obiektywnie, przygotowany do bytu jedynie ciałem. Śmierć jest aktem twórczym, podczas którego świadomość ulega zmaterializowaniu. To jest właśnie „kwiat płodu” z ukształtowanym rdzeniem świadomości, wokół której rozwija się doskonalsze ciało. Genezy ludzkiego bytu należy szukać nie w materii, ale w świadomości, pełnym wyzwoleniu – doskonałości: „(…) zwiódłszy nerwy / płeć i wzrok / postradałem swe / ciało…/ śmiertelny relikt / na przedprożu świadomości…”

Mieczysław Stanclik, wyjątkowo wrażliwy twórca, lider z autorskiego wyboru: to niemalże wieszcz, poeta zjawiskowy z bardzo ciekawą przeszłością znalazł się na początku lat siedemdziesiątych w niełasce krytyków. Próba rewizji wyroku po latach, to próba przywrócenia autorowi „Kryształowej kuli” należnego mu miejsca na polskim Parnasie.

Towarzysz konkursowych eskapad, Juliusz Wątroba (artysta estradowy, również z Bielska – Białej) tak go wspomina: „Jeśli miałbym jednym słowem określić najważniejszą cechę Mieczysława Stanclika (1941 – 1998), byłaby to wrażliwość. To musiał dostrzec każdy – już na pierwszy rzut oka i na pierwszy dźwięk słowa. Pięknego Słowa, bo Mietek był estetą, mistrzem formy, nie szukający nowinek. Ale zawsze wierny sobie, do samego końca. A jakie byłoby drugie słowo? To dobroć. Bez wahania… Mieczysław Stanclik jak Wrażliwość i Dobroć…”

Przez autora przywołany jest Andrzej Jopowicz, ściszony, wyjątkowo skromny w swych poetyckich oczekiwaniach, twórca. Jego jedyny tomik „Czerwona winnica” ukazał się po jego śmierci za sprawą życzliwych ludzi.

Bardzo wymowny i przejmujący ostatni wiersz (umieścił jedynie w Internecie), potwierdzający kunszt poetycki Jopowicza: „Kolejka / w najbliższej perspektywie / spojrzenia ściekają po szybach / zabujane w obłokach, baranki bujają we wzroku / węża na szyi baranka / … nadchodzi widmo burzy. / …po plecach mknie gradobicie / krew wolno spływa z krzyża / na zdrowie wychylić kieliszek / umierać na widok człowieka”.

Autor pisze: Często wracam do poezji Czesława Mirosława Szczepaniaka w chwilach zwątpienia, choroby, utraty bliskiej osoby. Bo jego poezja krzepi, podnosi na duchu, przywraca wiarę w człowieka, dodaje sił…Fenomen jego poezji wynika nie z odkrywczych treści, ale z najprostszych, wręcz z banalnych przejawów naszej rzeczywistości, które nieczęsto pojawiają się w lirycznej oprawie.

Oryginalny dyskurs egzystencjalny zaprezentował autor, mówiąc o tomie Elżbiety Tylendy „Kamienie i bursztyny”: które mienią się barwami życia w sposób magiczny, mimo żalu, mimo nieskrywanej niemocy (po śmierci męża), „smutku wielkiego jak kosmos”, mienią się optymizmem, lecz tak jak „morski kamień jest piękny dopóki nie wyschnie” optymizm ten jest koniecznością, czymś, co nie może zastąpić wszystkiego, ale może łagodzić ból („po utracie wszystkiego jednak można żyć”), umożliwiając tym samym dalsze egzystowanie w okaleczonej rzeczywistości: „spoglądam po raz pierwszy Twoimi oczami”.

Dla młodej trzydziestotrzyletniej Melanii Fogelbaum, wywiezionej z łódzkiego getta do Auschwitz w dniu 1 sierpnia 1944 roku (w którym zginęła zagazowana) – poezja staje się potwierdzeniem tego, że sztuka jest nieśmiertelna i nie można jej upodlić tak jak człowieka…nie miała możliwości walczyć z bronią w ręku, jej bronią był ołówek i świadomość dobra, które zwycięża zło…

Przesłanie Fogelbaum skierowane do przyszłych pokoleń jest najbardziej dramatycznym apelem, jaki miał miejsce w minionym stuleciu.

Zmarła w styczniu 2016 roku Jolanta Nowak – Węklarowa, poetka z Wągrowca zmagała się z upływającym czasem i różnorodnymi przeciwnościami losu (najpierw chorobą i śmiercią męża, potem z wieloma własnymi chorobami).

W jednym z wierszy w tomie „Wstępuję w jesień” mówi wprost: „jestem nowe studium kobiety”: „naprzeciw twarz moja / …w szyderczym lustrze przemijania / prześwietlona do chłodu / przedśmiertnej maski”.

Spotykamy genialną interpretację tej poezji: Jej prawda o przemijaniu to nie odwzorowanie wnętrza lub lansowanie określonej kondycji psychicznej. To ciało-kobieca oręż i kobieca bezbronność. To uroda.

Kazimierz Burnat próbuje wierszem śmierć zniewolić „i za moment zgłosić krótkotrwały akces do wieczności”. To nie tylko wersy, słowa, to wyznanie poety, któremu trudno cokolwiek literacko zarzucić. Nie stawia siebie w rozpoznawalnej grupie, nie łączy do szeregu, nie słucha rozkazów historii poezji, ma wiele pretensji do zaszczytu o nazwie Parnas. Zatem liderowanie Grupie Literackiej „Dysonans” ma nie tylko symboliczną wymowę.

Problem upływającego czasu jest znacząco obecny w Burnatowej poezji:

stary mężczyzna / sięga po niedostępne / potyka się o przeszłość / nostalgią zastępuje miłość…patrzę na twarze żywych / którzy idą ku śmierci / widzę twarze umarłych / którzy wracają.”

Drugą część swojej książki Jerzy Beniamin Zimny zatytułował „Na poetyckich szlakach”. To doprawdy poetyckie silva rerum.

Jerzy Fryckowski, znaczący poeta konkursowy za swój tom: „Chwile siwienia” otrzymał nagrodę główną w VII Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Wacława Iwaniuka. Nazywany jest Największym Łgarzem, czego potwierdzeniem są jego słowa: „Nigdy nie zapomnisz i będziesz miał mnie na uwadze, nawet wtedy, kiedy stracisz pamięć”.

Niekonwencjonalny jest wywiad o wartościowaniu instytucji poety, jako że jest on człowiekiem, a wiersze przez niego pisane jedynie produktem ubocznym – udzielony przez Izabelę Pietkiewicz – Paszek Beacie Patrycji Klary.

Wiersze Krzysztofa Jelenia przekonują, że życie ważniejsze jest niż słowo.

Autor trafnie zinterpretował wyznania Edyty Kulczak jako szamanki: Każdy osobisty świat ma dopisaną jakąś bajkę, aby można było w nim wytrzymać.

Nie sposób pominąć wybitnego studium o drzwiach pomieszczonego w recenzowanej książce. Motyw drzwi często jest obecny w poezji. Wybornym przykładem może być znany wiersz noblisty Octavio Paza.

J.B. Zimny pisze między innymi: Bez drzwi nie ma niczego, jest przestrzeń, przelot, poczucie w sobie wiatru, brak czegoś, co zatrzyma, zaprosi, odeśle do diabła albo każe zaglądać co jakiś czas…Drzwi mogą być zaporą, wrotami otwartymi na przestrzał, lub uchylone tajemniczo jakby zachęcały do wejścia lub budziły niepokój, że coś za nimi niezwykłego, strasznego, a nawet śmiertelnie niebezpiecznego… Przez drzwi można wylecieć jak ptak lub jak worek kartofli, drzwi można całować, jeśli nie mają klamki.

Nieustająco będzie nurtować nas pytanie: kto i co jest za drzwiami przez które chcemy przejść, co nas czeka po ich przekroczeniu?

Dzieci Norwida” z powodzeniem wypełniają lukę w krytyce literackiej.

Jest to tym bardziej ważne, ponieważ istniejące (nieliczne już) pisma kulturalne, posiadające „familijne” inklinacje, zauważają wyłącznie wybranych przez siebie twórców.

Jerzy Beniamin Zimny wykonał ważne i potrzebne zadanie dla dobra poezji polskiej i jej autorów. Wielu znaczącym poetom przyznał azyl istnienia.

Paweł Kuszczyński

Jerzy Beniamin Zimny: Dzieci Norwida
Związek Literatów Polskich Oddział w Poznaniu, 2016, s.307.

(przedruk z „AKANTU”, lipiec 2018)

 

Jerzy Beniamin Zimny

 

FOTO ZIMNY

 

DZIECI NORWIDA

Zacząłem od Szatkowskiego skończyłem na Różańskim, wielkich poetyckich włóczęgach. Dzisiaj kiedy większość z nich nie żyje, nadałem im taki przydomek, chociaż rzadko ruszali się z miejsc zamieszkania.  Być może ten istotny szczegół miał na uwadze Stachura umieszczając Witka w Całej jaskrawości. I Bruno jeśli chodzi o Jurka Szatkowskiego, pozostawił u niego w Antoniewie wiele rekwizytów, które ubarwiały mu wojaże po Polsce. Drugi w kolejności Janusz Koniusz, wszechstronny pisarz rodem z Niwki, osiadły na zawsze w Zielonej Górze, ten sam, który kilka lat temu namówił mnie do napisania tej książki. Z pozytywnym skutkiem jak widać, chociaż musiałem zadać sobie wiele „wycieczek”do prywatnych archiwów aby sprostać wyzwaniu.  Książkę uświetnił swoim blaskiem Andrzej Babiński. Jednak wątpliwy to blask jeśli spojrzeć na dokumenty historyczne, zwłaszcza na materiały jakie dostarczył mi Janusz Taranienko, pierwszy recenzent jego debiutu pod koniec lat siedemdziesiątych. Tenże Taranienko przekazał mi kilka cennych dokumentów w postaci listów Babińskiego do redakcji miesięcznika „Poezja”. Dotąd sądziłem, że byłem pierwszym, który się odważył pisać o debiucie poety skazanego na zmowę milczenia. I dobrze, prace przy książce spowodowały wiele pozytywnych reakcji w różnych zakątkach kraju. Dzisiaj nie tylko mówi się o Babińskim, ale także czyta jego wiersze.  Akademicy na jego twórczości zdobywają stopnie naukowe.  A przecież Babiński  nie może się poszczycić okazałym dorobkiem literackim. Jest doceniany za poezję osobną, dającą się odróżnić od współczesnych mu autorów z kręgów kilku generacji poetów.  Jak jest mowa o Babińskim to nie może zabraknąć Wincentego Różańskiego.  Oddaleni od siebie warsztatem jednak zespoleni w geniuszu, kreowali każdy swój świat w cudowny, liryczny sposób wzbudzając powszechne uznanie kilku już pokoleń czytelników. Poeta z Ostrobramskiej był przyjacielem poety   z Kuźniczej, obaj rozumieli się bez słów, ale dalecy od pochlebstw wydeptywali swoje ścieżki do czytelników,  z różnym skutkiem.  Wśród poznańskich poetów  w książce znalazło się miejsce dla tych, którzy w jakiś sposób zaistnieli w moim życiu.  Na krótko  z mocnym przytupem i na dłuższą metę bez przytupu, jednak z dramatycznym podtekstem. Myślę o Obarskim, Ogrodowczyku, Gałkowskiej, Kuszczyńskim i Jerzym Grupińskim.  Byli też inni, jednak przy nich  było mnie mniej, fizycznie i piórem. Mam na uwadze  okres dłuższy niż dekada, lub kilka dekad jak w przypadku Jurka Grupińskiego, bo oto zbliża się pół wieku naszej znajomości. Od kilkunastu lat widujemy się coraz częściej.  Podobnie Paweł Kuszczyński,  najstarszy  w naszym środowisku, debiutant z początku lat sześćdziesiątych nadal aktywnie uczestniczący w życiu literackim.

Mieczysław Stanclik, jego dramatyczna  historia jest rdzeniem tematycznym mojej książki. Rdzeniem wybranej przeze mnie do oceny poezji, którą tutaj przedstawiłem. Stanclik lider z mojego wyboru, Stanclik niemalże wieszcz, poeta zjawiskowy z bardzo ciekawą przeszłością znalazł się na początku lat siedemdziesiątych w niełasce krytyków.  Próba rewizji wyroku po latach to próba przywrócenia autorowi Kryształowej kuli należnego mu miejsca na polskim Parnasie.  Dzisiaj kiedy umilkły echa poetyckich sukcesów kolejnych generacji, sukces pośmiertny Stanclika przywróconego do łask, nabiera jedynie historycznego znaczenia.

Inaczej prezentują się sylwetki Marka Obarskiego i Nikosa Chadzinikolau, poetów uwikłanych w kręgi kulturowe. Zwłaszcza Nikos wybitny tłumacz i poeta dwóch kultur, dramaturg i eseista, animator kultury w Polsce i Grecji.  Spośród plejady znakomitych nazwisk nieśmiało prezentują się sylwetki Andrzeja Ogrodowczyka i Mieczysława Jana Warszawskiego. Szczególna jest pozycja Andrzeja wśród znakomitych krytyków i recenzentów. I bardzo jaskrawa Mietka w gronie autsajderów na równi z innymi, którzy zapisali się w poezji złotą zgłoską. Mietka „ochrzczono” onegdaj poetą jednego wiersza, Andrzej bardziej niezależny od krytyki sam wymierzał „sprawiedliwość” swoim wierszom. Wiele mu zawdzięczają poeci wstępujący i malarze, bowiem zajmował się także pisaniem szkiców artystycznych i oceną wystaw malarskich.

W książce wykorzystałem z niewielkimi poprawkami moje recenzje opublikowane w latach 1976-1989 na łamach pism literackich m.in. „Nurt”, „Nadodrze”. Współpracowałem z tymi pismami do momentu ich likwidacji. Wykorzystałem też swoje dzienniki i felietony pisane w latach 2005-2015, a także recenzje wartościowych książek i debiutów poetyckich jakie ukazały się w ostatnich latach.. Indeks nazwisk, które pojawiają się na łamach książki jest bardzo długi (od Adamkiewicza do Żernickiego),  Juliusz Wątroba, artysta estradowy poeta i prozaik z Bielska Białej przekazał mi swój artykuł wspominkowy o Mieczysławie Stancliku, oraz garść cennych informacji na jego temat, za co składam mu serdeczne podziękowanie. W szczególności dziękuję za wyrażenie zgody na publikację tego artykułu w mojej książce.  W książce znalazły się krótkie szkice Karola Samsela dotyczące mojej twórczości i twórczości Andrzeja Jopowicza. Współpracujemy od kilku lat, czego owocem jest m.in. niniejsza książka, wiele innych projektów mamy zamiar w przyszłości wspólnie realizować.

Oddając książkę do rąk czytelników spełniam tym samym złożone niegdyś przyrzeczenie moim starszym kolegom, którzy odeszli z tego świata. Jestem im winien nie tylko pamięci.  Literacka rodzina oprócz przywilejów ma także obowiązki, z których w miarę możliwości powinna się wywiązywać. Co niniejszym dla przykładu czynię.

 

 Jerzy Beniamin Zimny  

Autor: JBZ o 10/24/2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz