Fontanna
Nie jest dobrze, kiedy poeta leje wodę. Ale gdyby podstawił głowę pod urządzenie, które przez trzon z dyszą wyrzuca pod ciśnieniem strumień migocących kropel? To byłoby zupełnie coś innego.
W Poznaniu, u zbiegu trzech ulic: Zielonej, Długiej i Strzeleckiej mieszczą się tzw. Zielone Ogródki. Ten istniejący od dawna skwerek, „straszył” przed laty opłakanym wyglądem i wcale nie zachęcał do tego, by przysiąść na ławce, poczytać gazetę lub po prostu podumać. W czasach mojej młodości były tu zainstalowane huśtawki, dzieci mogły się też popluskać w płytkim, betonowym basenie z wodą, szumnie nazywanym fontanną.
Po wielu latach, idąc na nagranie do studia Radia EMAUS, mieszczącego się wtedy przy ul. Zielonej 4, ku mojemu zaskoczeniu i radości – na nowo odkryłam Zielone Ogródki. Są zupełnie inne niż przedtem, zyskały nawet patrona, a jest nim profesor Zbigniew Zakrzewski, zasłużony dla naszego miasta w dziedzinie ekonomii. Dzięki artyście rzeźbiarzowi, Norbertowi Sarneckiemu fontanna nabrała prawdziwie epickiego charakteru. W przestrzeni skweru, wokół basenu z nowym obramowaniem, stoją trzy postacie: szacowny profesor oraz dwoje dzieci w wiejskich strojach. Dziewczynka zdjęła buty i w podkasanej, przydługiej sukience, z wdziękiem próbuje zanurzyć stopę w wodzie. Vis á vis stoi bosonogi chłopiec, kojarzący się z Chuckiem Finnem z powieści Marka Twaina, a obok niego siedzi wielkie psisko, rasy baset. Obaj przypatrują się dziewczynce.
Najbardziej jednak przykuwa uwagę postać jowialnego profesora, zapewne nawiązująca do wspomnianego już patrona Zielonych Ogródków. Ubrany w staromodny garnitur, z opartą o nogi skórzaną teczką, taką samą, jaką nosił do pracy mój dziadek, w wyglansowanych butach, lewą ręką wsparty o złożony parasol – jakby dopiero wyszedł za próg domu. Wyciągając przed siebie otwartą dłoń sprawdza, czy nie pada deszcz. I tutaj objawia się, jak można by przypuszczać, zamierzony psikus rzeźbiarza. Kiedy fontanna nie działa, to znaczy, gdy nie leje się woda, gest profesora, spoglądającego w niebo jest oczywisty i nikogo nie dziwi, ani nie śmieszy. Natomiast kiedy z fontanny tryskają strumienie, z impetem uderzają w plecy profesora, rozpryskując się na wszystkie strony i mocząc go do przysłowiowej suchej nitki. A ten ze stoickim spokojem i zamkniętym parasolem, nadal sprawdza, czy nie pada. Doprawdy, kiedy się nań spojrzy, mimo woli na twarzy pojawia się uśmiech.
Może niektórych dziwić styl, w jakim fontanna została zaprojektowana i wykonana. W dobie sztuki współczesnej, gdzie przeważa abstrakcja, geometryzacja a nawet burzenie wszelkiej formy przedstawiającej, ta właśnie naturalistyczna rzeźba, zamiast szokować, po prostu wzrusza, a tym samym przywraca równowagę i ład w odhumanizowanej przestrzeni. Tę kompozycję figuralną można oglądać z prawdziwą przyjemnością, odczuwając wewnętrzne rozbawienie, co z kolei wpływa na szeroko pojętą afirmację życia. Zagospodarowana zieleń skweru Zakrzewskiego, wkomponowana w pergole, stała się azylem dla ptaków, i to nie tylko gołębi, spacerujących wokół fontanny. Teraz można tu naprawdę odpocząć, słuchając szumu kaskady, bijącej co prawda w plecy starszego pana, ale w niczym to nie przeszkadza ani jemu, ani ptactwu, ani zaczytanym na ławkach poznaniakom. Zielone Ogródki to prawdziwy oddech dla miasta. Są jak wiersz, który pisze się sam, do wtóru spadających kropli wody. A jeśli to za słaby bodziec, wystarczy podejść bliżej profesora…
Maria Magdalena Pocgaj
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.