Kilka słów o Joli Szwarc (1949-2022)
Jolę poznałam dawno temu, i to wcale nie na gruncie literackim. Była mamą flecistki, Agnieszki, która nie jeden raz z mężem, pianistą Pawłem Mazurem współtworzyła oprawę muzyczną moich poetyckich prezentacji, jeszcze pod koniec lat dziewięćdziesiątych. O tym, że Jola zaczęła pisać wiersze, dowiedziałam się właśnie od jej córki. Bodaj dwukrotnie gościli mnie państwo Szwarcowie w swoim mieszkaniu, na trzecim piętrze kamienicy przy ul. Krakowskiej. W starym budownictwie już od progu uderza swoisty klimat wnętrza. Z tamtych wizyt pamiętam starodawny zegar, kolekcję stylowych filiżanek oraz niecodzienny kwietnik, urządzony przez panią domu w starym wózku, takim z koszykową gondolą i małymi kółkami. Zamiast dzieci czy lalek „siedziały” w nim doniczki z pokojowymi roślinami. Pomysł zaiste artystyczny, zresztą w stylu Joli, toteż rozmowom przy kawce i herbatce nie było końca. „Trochę kawy ze szczyptą Bacha słodzę myślą, mieszam łyżeczką z prababci wiana. Srebrny kształt jej został. Kawa, Bach, łyżeczka”.
Po jakimś czasie nasze drogi znów się zetknęły, przede wszystkim za sprawą odbywającego się w latach 2001 – 2006 Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego „Nie pochłonie nas ekran”, którego byłam jednym z jurorów, natomiast Jola – kilkakrotnie – przewodniczącą komitetu organizacyjnego. Pamiętam, jak któregoś roku, podczas uroczystego finału wygłaszała w Sali Malinowej Urzędu Miasta Poznania nie tyle laudację, co pełen konkretnych treści i swoistego dowcipu wywód na temat wyższości ekranu telewizora nad książką, Potrafiła umiejętnie przebić balon nieco nadętej powagi i sprawić, że cała sala żywo reagowała na jej słowa, ze śmiechem włącznie.
Później dowiedziałam się, że jej małżonek, Stanisław również pisze wiersze. Szwarcowie tworzyli niebanalny duet poetów. Niebanalny, bo daleki od sentymentalnych i ckliwych klimatów, jakie pokutują nieraz wśród piszących par. Dzieląc ze sobą stół, łoże i balkon poetyckiego parnasu, prezentowali w tym tandemie zupełnie różne osobowości twórcze, z wykształcenia – polonisty i chemika. Jola, zadziorna i przebojowa, nie stroniąca od gorzkich, ironicznych słów podczas gdy Staszek stonowany, liryczny, kroczący przy boku żony poetki, wiernie dotrzymujący jej kroku. Nie rywalizowali ze sobą ale stanowili całość, barwną i interesującą, dopełniając się jak dzień z nocą tworzące dobę.
Jola śmiało wyrażała własne zdanie, broniąc do upadłego swojej racji. Była kontrowersyjna? Trochę tak. Czasem i obcesowa. Jednak to z takimi osobami większość z nas bardziej się liczy, poważa je i ceni. Z drugiej strony odznaczała się niebywałym poczuciem humoru i dowcipem. Była też refleksyjna: „Czas jest materiałem na sukienkę, której nie potrafię uszyć”. I współczująca: „Ręce wyciągnęły się same po atlas, by palcem delikatnie dotknąć. To tu gdzieś na odrastanie bólu skazał Zeus Prometeusza. Jest… Kaukaz, Osetia i … Biesłan. Daleko, a czuje się bliskość ognia”.
W jej autorskim tomiku „Myśli spod beszamelu” znalazłam i taki wiersz: „Miłość jest w domu jak sprzęty znajome, oczywiste, bo jakby mogło ich nie być? Ocieram się o nie codziennie, czasem odkurzę, czasami zapomnę, a one cierpliwie czekają na dotyk, na otwarcie szuflady, w której poskładane wspomnienia przeciągają się leniwie i kurczą pod ciężarem nowych.”
Jako polonistka uprawiała krytykę literacką, m.in. w konkursach, organizowanych przez „Dąbrówkę” , klub literacki, którego oboje z mężem byli aktywnymi członkami. Kiedyś wybrałam się do PoemaCafe i podeszłam do stolika poetyckiego, przy którym we dwoje prowadzili rozmowy warsztatowe z tymi, co „parają się” pisaniem wierszy. Oj, gorące to były dyskusje, ale – wszak w ogniu hartuje się złoto.
Co godne podkreślenia, Szwarcowie wszędzie pojawiali się razem. Jak dwoje przyjaciół, zawsze zwróceni ku sobie, z upodobaniem uczestniczyli w literackich spotkaniach, wieczorach autorskich, koncertach, wernisażach. Często słyszało się w kuluarach: Co, nie ma jeszcze Szwarców? Na pewno przyjdą.
O życiu Jola pisała: „nie uśmiecha się do mnie na zawołanie. Oporne na zabiegi wychowawcze, pokazuje język jak niesforny dzieciak. Wymyka się spod kontroli. Goni nie wiadomo za czym. Szachruje, bruździ, obiecuje… I nie wiadomo do końca, kto kogo się trzyma,”
I chociaż nasz kontakt był raczej luźny, to właśnie Jola ze Staszkiem zawsze jako pierwsi przysyłali mi życzenia wielkanocne i bożonarodzeniowe.
Myślę, że Jolę będziemy pamiętać długo, jej wczorajsze, nagłe odejście do innego świata już teraz stanowi niewymowną lukę pośród naszego szerokiego literackiego kręgu.
Magdalena Pocgaj