Na początku było niebo. Nie słowo, niebo. Miało kolor. Widzialny, widoczny gołym okiem małego chłopca. Potem pojawiło się słowo, poetyckie, ale upłynęło wiele lat, a niebo zatraciło barwę, pociemniało, a raczej – stało się niewidzialne. Tymczasem słowo czarną czcionką odbiło się w w bieli kartek . . .
Chłopiec szuka błękitu. Dotyka drzew – ich gałęzie soczystą zielenią wspinają się ku niebu, którego on teraz już nie widzi, ale patrzy w nie, oczami dziecka. W tych oczach mieści się kilkuletni chłopiec, jego doznania, uczucia, wrażliwość. Świat kształtów, barw, twarze matki, ojca, rówieśników. Świat, który się nie oddala, nadal jest pełen bólu i bezradności: (Internat) „ma zapach przypalonej kapusty/brudnej ścierki. . . nikogo nie rozpieszcza/ niczego nie wybacza. . . mama odjechała/zostawiła batystową chustkę obszytą koronką/żebym miał w co wytrzeć/zasmarkany nos . . . tu nie ma miejsca na litość/wzajemną sympatię/czy inne gesty przynależne dzieciom . . . nie umiem dość wysoko wspiąć się na palce/kiedy ręka rozwścieczonej wychowawczyni/skrupulatnie wymierza karę”.
Chłopiec staje się poetą. Wrażliwość, wielokrotnie wystawiana na próbę, znajduje „ujście”. Poeta powoli nabiera oddechu, nie od razu jednak dostrzega światło i ujawnia się przed światem. W jego wspomnieniach, schodzących strofami ku cieniom codzienności, matka „ . . . wstydliwie ukrywa łzy”. Okazując wiele dobroci, czeka na jej owoce, jest matką „. . . spełnioną cierpieniem/co dusi jak powróz . . . cichą/ pełną nadziei/ulepioną z miłości”.
Z ojcem, jak wynika z zapisu poetyckiego, prawdopodobnie nie zdążył porozmawiać, powiedzieć mu wielu słów, którymi zawsze pragnął go obdarować. Jakoś zabrakło, czy to odwagi, czy też po prostu czasu, mijali się: „Piszę ten wiersz żeby uwolnić prawdę/o nas/o moim zachwycie/nad ojcowską powagą/o miłości syna/co nie znalazła w porę/odpowiednich słów”.
Chłopiec stał się mężczyzną, twardym mężczyzną. Bowiem, kiedy źrenice zapominają barwy i trzeba poznawać wszystko wyłącznie przy pomocy rąk, opuszkami palców, a świat przyspiesza i staje się coraz bardziej niebezpieczny, on próbuje stawić mu czoła ,, . . . skazany na ćwiczenie woli . . . podejmuję trudne wyzwania/nie ulegam ślepej niemocy/nie pozwalam się wykluczyć/ani zepchnąć na margines . . . ”.
Jednak świat wokół niego coraz częściej staje na ostrzu noża. W tym świecie panuje przemoc, egoizm. Brak na nie skutecznego leku. Kierując się „filozofią ruletki” poeta musi być przygotowany na zdarzenia zupełnie przypadkowe i zaskakujące, nagłe spotkania z nieznanymi ludźmi, rozmowy trudne i o niczym. Ma prawo wietrzyć podstęp, jest nieufny, dostrzega zło. To, co dobre, to, co przyjazne, staje się niewidoczne lub niedostępne. Nie znajduje rozwiązania na ocalenie wartości, a przecież każdy człowiek winien je kreować, zaszczepiać i pielęgnować. Tyle tylko, że, niestety, ten człowiek często znajduje „drogi błotniste”, które nie prowadzą do żadnego celu. Wtedy oplata go strach „ . . . starannie ukrywasz porażki/często litujesz się nad sobą/ nie możesz trafić na przyjazne dłonie. . . segregujesz myśli . . . tyle w tobie ludzkiej twarzy/ile nadziei w rozwianym dmuchawcu”. Każdą cząstką ciała i myślą czuje, że zabrakło już nad nim błękitu nieba, ponieważ „ . . . niebo układa chmury/w gwarne skupiska. . . „.
Kompromisy, które mogą stanowić o współistnieniu poety w tym świecie, ciążą ku schematom i wytartym frazesom, nakazują czasem wręcz ulegać, podporządkować się. Chociaż zdarzyło się, że nieuległego poetę nazwano „tępym humanistą” – akurat w tym przypadku mógł poczuć się dumnym humanistą.
W jego rozmyślaniach o rzeczywistości, w jakiej przyszło mu się poruszać z trudem i która nie tylko dla niego jest niezrozumiała i krzywdząca, pojawiają się sprzeczności. Poeta zastanawia się, jak to się dzieje, że nawet przyjaciele, patrzący sobie w oczy, z biegiem czasu i zdarzeń, zmieniają się w zakładników własnych zasad. Zastanawia go także, jak znaleźć miłość, skoro człowiek jest coraz dotkliwiej pozbawiany marzeń? Wciąż żywe pozostają w nim jednak marzenia o bezwstydnej, zwyczajnej, ludzkiej radości, o możliwościach obłaskawienia nieprzyjaznej ciemności, wymazania wrogów z pamięci, a także odrzucenia raz na zawsze poczucia strachu i winy. Topnieje też stopniowo dzieciństwo, wspomnienia stają się, jak opadłe z drzewa liście. Na jakiś czas schronieniem staje się samotność.
W tomie wierszy „Modlitwa o błękit” Krzysztofa Galasa znajdziemy wiersze dedykowane znajomym. W jednym z nich poeta w sposób bardzo plastyczny pisze o morzu i jego piaszczystym brzegu, o swoich z tym krajobrazem związanych doznaniach tak, jakby malował obraz.
Plastyczność przekazywanego słowem obrazu jest widoczna w wierszach o kobietach, zwłaszcza o ukochanej żonie.
Poeta zauważa, że kobieta, od chwili, kiedy obcina warkocze, skazana jest na samotność. Samotność ma różne oblicza. Są kobiety zatroskane, choćby brakiem pieniędzy na podstawowe potrzeby życiowe. Gniew ubierają w słowa, a niczego nie da się złagodzić. Zanim zasną, kołyszą cierpienie. Modlą się bezgłośnie, a noc cierpliwie zasłania całe zło. Bywają kobiety uzależnione, od leków, od czasu, pełnego nieporozumień lub prawd, na które lepiej nie otwierać oczu. Kobiety wyuzdane, wulgarne w erotycznych fantazjach. Bywa, że ukrywają prawdę o sobie, albo odsłaniają ją nadmiernie, czasem obawiają się nagłówków w brukowej prasie. Zdarzają się stare panny, które czują się bezużyteczne. Ale także inne kobiety – wyrodne matki i kapłanki martwej miłości, którym ” . . . samotność/codzienny gość/stawia na stole butelkę”. Kobieta, której niespełnione oczekiwania odebrały poczucie kobiecości czuje, jakby „ . . . jesień/przenikała ciało do szpiku kości. ..”. Przypomina sobie jednak „dźwięki znajomej melodii/która rozpala ogień w podbrzuszu. We śnie widzi święty obraz, a „ . . . po przebudzeniu wrastam w nocne czuwanie/kołowrót barw/karuzelę liter . . .”. Rozpamiętuje klęski.
Erotyki poety są „bezwstydne”, pozbawione pruderii i jednocześnie bardzo ciepłe. Miłość jest spełniona, kiedy zbliżenia fizyczne wyzwalają w kochankach – mężu i żonie, nie tylko zachwyt, radość, ale cały wachlarz doznań, ciągle odkrywanych. Kobieta i mężczyzna – tutaj bardziej kobieta, która kiedyś z trudem godziła się na krzywdę, osamotnienie, milczenie, również cielesne – nagle odkrywają swoją własną i wzajemną, piękną stronę obecności obok drugiego, kochanego człowieka, świadomość własnego ciała i pewność dalszego nie istnienia bez drugiego. Oboje są ocaleni, poprzez miłość, dla siebie i świata.
Błękit nieba bywa zimny, lodowaty, poprzez bolesne zdarzenia, myśli pełne niepewności bytu i wartości własnej tożsamości. Ale bywa także „rozsłoneczniony”poczuciem własnej wartości, znaczenia wszystkiego, co dobre i piękne zdarza się w życiu i co jeszcze zdarzyć się może: „Teraz kiedy poczułem/ciepło oddanej kobiety. . . już mnie nie martwi/że moje oczy nie są głęboką zielenią/a jedynie dwoma kawałkami/gładkiego plastiku . . .”. Krzysztof Galas w wierszu zamykającym tom wierszy, wyznaje: „ . . . Myślę/o urodzie zwykłego życia/o miłości i zrozumieniu/o tym że jesteś moją religią/wymodloną/wiarygodną/wartą każdego zachodu/ że wszystkie nadzieje pokładam w tobie . . .”. Tak więc miłość, ukochana kobieta staje się najczystszym, trwałym, najpiękniejszym dla poety Błękitem.
Anna Andrych
Krzysztof Galas
Modlitwa o błękit
Seria Wydawnicza Libra nr 86
Związek Literatów Polskich Oddział w Poznaniu
Poznań 2016
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.