Poeta jest wszędzie
Na Ziemi Lubuskiej w ostatnim ćwierćwieczu było ich dwóch, poetów spoza poetyckich salonów. Od trzech lat, pozostał jeden w roli wskazującego palca. Pierwszy postawił siebie w pozycji Persona non grata, drugi nie miał możliwości wyboru, ponieważ brał życie za pysk i stawał w szranki wszędzie, gdzie coś kurewskiego się dzialo, w obronie godności, w obronie zagrożonych wartości, pracowitszy od mitycznego Syzyfa. Głęboka prowincja, rzekłbym zadupie, było dla pierwszego poety codziennością, a wykonywane przez niego zawody, praca, stanowiły sporą listę czynności zarobkowych. W tym względzie Mieczysław Warszawski /ten pierwszy/ przebił swoich wielkich kolegów: Milczewskiego-Bruno i Edwarda Stachurę. Należeli oni do tych, których praca szuka sama, nie wybrzydzali, jedynym warunkiem jej akceptacji były kontakty z ludźmi spoza środowisk dużych aglomeracji. Tam gdzie panuje jeszcze dziewiczość kulturowa, gdzie trzeba naginać karku aby podołać wyzwaniom rzeczywistości. Mieczysław Warszawski z Lasek Odrzańskich, potrafił w swoich wierszach lokować wartości uniwersalne i ponadczasowe, jego wieś była bardziej miejska, niż miasto Wincentego Różańskiego – takie lustrzane odbicia obu znakomitych poetów. Wierzbicki, poeta z Dłużka, małej wioski położonej nieopodal Lubska, potrafi interdyscyplinarnie ogarnąć wszystko dla swojego podmiotu lirycznego. Dwie różne szkoły poetyckie, Warszawski bardzo przybosiowski, Wierzbicki bliski postmodernie, zafascynowany liryką Andrzeja Sosnowskiego, /mam wątpliwości czy jest tego świadomy?/. Jego osobowość twórcza kształtowała się przecież w minionym dwudziestoleciu, tak bardzo zdominowanym przez „sosnowszczyznę? /określenie Karola Maliszewskiego/, oraz przez „szkołę Romana Honeta” /określenie moje/.
Do niedawna sądziłem, że nurt „życiopisanie” /zdefiniowany swego czasu przez Stefana Chwina/, przeszedł do historii po śmierci Jerzego Szatkowskiego i Mieczysława Warszawskiego, tymczasem na Ziemi Lubuskiej zaistniał Adam Bolesław Wierzbicki, który najpierw powoli, a później z dużym przyspieszeniem, wdarł się do grona „poetów przeklętych”, lecz z mniejszą dozą samozatracenia, i z głębokimi korzeniami jestestwa. Odporny na życie i wolny za życia, w przeciwieństwie do swoich wielkich poprzedników. Na czym więc polegała walka poety z tym, co nazywamy powszechnym ładem, z hipokryzją na usługach moralności, z ogładą towarzyską, z utartymi kanonami sztuki i „społecznego rzemiosła”, od kuchni do sypialni, z pominięciem wytwornych salonów, bez gierek towarzyskich pod publiczkę. Poeta Wierzbicki lubi świeże powietrze i świeżą krew prowincji, jak twierdzi jest po przejściach, ale nic nie mówi o swoich doświadczeniach, to pozostawia nam czytelnikom, zarówno w wierszach jak i w prozie, która jest jego mocną bronią w zmaganiu się z konkurencją literacką. Nie znam takiego drugiego, nie tylko w naszym środowisku, nie mam zamiaru szukać dla niego odpowiedników po piórze, chociaż byłby zadowolony, gdyby się dowiedział, że jego „Chłopcy”, mogą być podobni do bohaterów Marka Hłaski. I co najważniejsze, Wierzbicki w swojej prozie odnalazł dla siebie wolność, otwarty, przestrzenny, szybki w wyrazie, bogaty w barwy codzienności. W poezji w jakimś stopniu zniewolony formą, składnią, co upatruję jako skutek uboczny licznych udziałów w konkursach poetyckich, gdzie jak wiadomo utarły się jakieś normy w zależności od specyfiki konkursów i preferencji Jurorów. Mam nadzieję, że poeta z Dłużka ten okres ma już za sobą, i wspólnie z żoną, Renatą Diaków, będą nas zaskakiwać ciekawą prozą.
PS. Adam Bolesław Wierzbicki obchodzi ćwierćwiecze swojej twórczości. Wszechstronny piórem dyskontuje w prozie niezwykłe walory poetyckie, także dziennikarskie. Wszystko co wychodzi spod jego pióra ma wartości poznawcze, zaskakuje czytelnika obszarami tabu, nierzadko z pogranicza marginesu społecznego, ale z ludzką twarzą i zaangażowaniem w życie. I taki też jest język tej prozy.
Składamy tą drogą wyrazy uznania za to, co dokonał czcigodny jubilat, i życzymy dalszych sukcesów literackich i w życiu prywatnym.
Przy okazji gratulujemy obrony pracy dyplomowej na Wydziale Nauk Społeczych w Uniwersytecie Zielonogórskim.
NAD BOBREM
Adamowi i Renacie
Bolek przysłał mi swoich Chłopców,
poeta z Bobru żonaty Renatą,
przysłał bez opakowania, więc
klną chłopcy bo mogą, nikt i nic
nie stoi im na drodze. Może sami
zechcą wystawać w Nowogrodzie
i czekać na mój przyjazd.
W Krzywańcu na wczasach
tyle kobiet a Chłopcy bez zajęcia;
jak w poezji jeden tylko bohater
a oni zbiorowi otoczyli Bolka Adama
i dopominają się o jego żebro,
każdy chce swoją Ewę wskrzesić,
jak tu im nie pomóc, zechciej
podnieść kamień kto pierwszy
stanie przed Ostrą Bramą.
Nie wiem jak czytać Chłopców Bolka
Adama – z Ewą czy bez Ewy, może
bez czytania zrobić piekło z nieba.
Wiersz ofiarowany zbuntowanej naturze
kapsuła czasu w cmentarnym murze
drzewko w glebie, pamiętne spotkanie
z samym sobą. Adam Bolek, Jerzy.
Kto jeszcze potrzebującym ofiarę złoży.
Jerzy Beniamin Zimny,