Edmund Pietryk
Deszcz na ulicy Winogrady
W deszczowy poranek widziałem jak po śmierci żony Roman
Brandstaetter szedł ulicą Winogrady niósł w siatce bułkę i
butelkę mleka które udawało biel w najbielszej części nieba
Deszcz na ulicy Winogrady gładził tę cichą apokalipsę bo
takie deszcze padają tylko po największych bitwach Bułka i
butelka mleka jak ostatni gest woli życia bo nie ma starych
poetów są tylko siwe bezbronne dzieci Brzozy z ulicy
Winogrady białe jak śmierć szare jak niemy tren zapomniały
o swoich liściach a deszcz był jak stempel wieczności Gołębie
piszą swoją czarną księgę sucha lipa ćwiczy się w głuchym
nekrologu gdy siedem świec z menory gaśnie za jednym
dmuchnięciem diabła Winogradzki tramwaj numer dziesięć
udaje cyfrę dekalogu gdy słowo los brzmi jak cięcie kosy
i jak syk przeznaczenia
Jerzy Beniamin Zimny
Spacer przez lata
Co cię tak naprawdę wkurza, pytałem poety
w cafe bistro. Życie – odpowiedział.
Wypiliśmy po piwie, w tym czasie inny poeta
kiwał się na krześle, publiczność jakby
z konieczności żywa. Poznań nasz się kurczy;
na Wildzie opada kurtyna, żeby jeszcze Dębiec
z nami się uchował, dalsze okolice milczą,
w centrum już nie pojawi się orkan- Andrzej.
Moje myśli zebrały do kupy to wszystko.
Kolega zniknął ze swoim wkurwem,
długo kluczyłem ulicami aż zjawiła się mgła,
okryła łęgi dębieckie czule jak matka.
Szedłem wbrew świadectwu nagi, pokryty kurzem
a Warta płynęła na prawym policzku miasta, jak łza.
29.11.2014
Jerzy Grupiński
Saga o Brenie
Najpierw był sen i głos ten słodki
śnił Bren srebrną gałąź
pokrytą białym kwieciem
i owoc –
kobietę w obcych sukniach
Pieśń o niebieskim morzu
i szczęśliwych wyspach
bez chorób śmierci i smutku
I były
i są te imiona wioślarzy
Bruno Sted Obar Wyrwa
Wit Szat Znicz
I Jeż – ten co pod pokładem
pod zwojem lin ukrył kobietę
o czerwonych włosach
Tę samą którą – jak opowiadają –
zjedli potem bez soli w czas głodu
gdy lód i wiatr z północy
skuł burtę łodzi
I gdy wrócili się wreszcie
po latach na Wyspę Wrzosów
nikt tutejszy nie pamiętał
ich zawołań i rodów
nie rozumiał ich mowy
I gdy Bren krzyknął swe imię
i pierwszy wyskoczył z łodzi
– zmienił się w suchą gałąź
w kopczyk popiołu