O poezji Artura Brombergera
Post factum
Poezja Artura Brombergera skłoniła mnie do wielowarstwowego na nią spojrzenia. Jest ono wynikiem zauważeń dotyczących nie tylko treści, ale także kompozycji tomiku oraz jego tytułu „Jako w niebie . . . tak i na ziemi”. Istotna jednak, rzutująca na takie wielowarstwowe spojrzenie jest wiedza o tym, że od 1999 roku zmieniło się wszystko w życiu Artura Brombergera, za sprawą podstępnej i niespodziewanej choroby, której nigdy nie zdiagnozowano. Z innej perspektywy przyszło mu oglądać świat. Świat, na który dotąd patrzył jako mieszkaniec Damasławka, dyrektor GOK, radny, dziennikarz . . . Kochał pracę w kulturze, postrzegany jako człowiek z niezwykle pozytywnym podejściem do życia. Był poetą. Niespotykana siła ducha powodowała, że nadal tworzył. Mimo przeciwności kreował prawdziwe życie i miłość wpisane w otaczającą go przyrodę. Nadzwyczajnym, walecznym wsparciem dla niego byli rodzice. Jednakże dziesięć lat temu, po czternastu latach walki Artur przegrał z chorobą. Miał zaledwie 41 lat.
W roku 2004 wiersze Artura Brombergera ukazały się w jednej-jedynej książce, na sześćdziesięciu stronicach. Z pewnością cieszył się tą książką. I chociaż niektóre wiersze wydawać się mogą banalnymi i nieco naiwnymi – wkomponowują się w całość, a bez nich, bez garstki słów zapisanych przeżytą chwilą, myślą, odczuwaniem, nie byłoby takiej głębi i jednocześnie perspektywy. Wachlarza, z którego odczytać można „kolejność uczuć”. Dobrze się je czyta, jest miejsce na głęboki oddech, zastanowienie i refleksję.
„Miłość to wielkie wyzwanie” – tak zatytułowana jest obszerna część pierwsza tomiku (do 44 strony). Artur Bromberger o miłosnych doznaniach nie pisał wprost. Podobnie jak Bolesław Leśmian przenosił je do świata przyrody, która pełna jest odcieni, zapachów i dźwięków: „rozłożeni/na zielonych/włosach łąki”, „taneczna spódnica listowia/wtórowała brzęczącym pszczołom”, nasze pocałunki/ukryte w gorzkich liściach/orzecha”. Z pewnością nie naśladował Leśmiana, ale mógł być nim zafascynowany. Moja próba porównania niektórych fraz poezji Artura z poetyckimi frazami w wierszach Leśmiana okazała się chybiona – ale nie mogę oprzeć się wrażeniu takiej fascynacji Artura. Miał jednak swoją własną koncepcję i pomysł na to, jak napisać o bliskości między kobietą a mężczyzną oraz, co czuje spędzając czas z ukochaną osobą. Podmiot liryczny wierszy czuł się bardzo mocno związany z kobietą, do której żywił głębokie uczucie.
Odkrywam zaskakującą scenerię, metaforę lub pointę.A Erotyk I może się wydać obrazoburczy:
ksiądz pieścił nabożeństwo majowe
jak słodką dziewczynę
ja celebrowałem twoje ciało
u kolan lipy
Lipa – drzewo miododajne, roju pracowitych pszczół, dobrego zdrowia, życiodajne. Dużo tych lip w poezji Artura, wraca do kaplicy ze strzelistych lip i słyszy psalmy modlących się lip, zdarzyło się, że: siedzieliśmy wysoko/w konarach/starej lipy . . .w górze czuliśmy Boga/wielką dłoń. Albo: w towarzystwie/zapłakanych deszczem/lip seniorek/pogrążyliśmy się/w sobie. W tym ostatnim przypadku – domyślam się, że raczej sam był pogrążony, w gorzkim rozmyślaniu.
W erotykach pojawia się często księżyc: jasny i przyjazny, zazdrosny, biała czaszka księżyca, a także księżyc/ z twarzą proboszcza dobrodzieja oraz groźny wzrok/niebios, choć nie zawsze groźny:
. . . a nasza klawiatura
ciała
grała pieśń
rozkosznego grzechu . . .
. . . gwiazdy
wielkie oczy Boga
patrzyły na małe
szczęście
jako w niebie
tak i na ziemi
Ale pojawia się „Erotyk XIV”, który mówi o nagłym przerwaniu sielskiej intymności. I dalej w tomiku: scyzorykiem wydłubałem/jej imię. . . odeszła przed początkiem/przychodziłem sam/przepraszać dąb
Więcej jeszcze jest dowodów na czas przeszłybliskości kobiety. Coś się skończyło, a może jeszcze nie zaczęło, ktoś trzeci zawinił, kobieta zdradziła? Zastanawia mnie czternaście erotyków, oznaczonych rzymskimi cyframi, jak stacje . . . Podobnie choroba Artura trwała lat – czternaście. Definitywną odpowiedź na wszystkie znaki zapytania znajduję w wierszu „Pożegnanie”.
Biorę pod uwagę także i taką możliwość – niezwykłą wyobraźnię poetycką – która poprzez przeżyte jakieś doświadczenie, zaznanie tylko namiastki prawdziwego uczucia prowadziła poetę jego dalszymi ścieżkami.
Wiersze Artura są dowodem na to, że o miłości można pisać na różne sposoby. Miłość może być także zatopieniem w bezkresie, jak i powrotem do beztroskiego dzieciństwa i wczesnej młodości („Pamiętam”), a także zauroczenia szkolną koleżanką. A skoro o szkole mowa – w wągrowieckim liceum pochyliła się nad jego poetyckim talentem polonistka Jolanta Nowak Węklarowa (z poznańskiego oddziału ZLP). Wiersze zostały zauważone w konkursach i wydrukowane w prasie literackiej.
Już sam tytuł tomiku – „Jako w niebie . . . tak i na ziemi” zaczerpnięty z modlitwy „Ojcze nasz”, jak z życiodajnego źródła – stanowi próg, z którego roztacza się widok na ziemskie sprawy poety oraz na znaki dane mu z nieba tu, na ziemi. Tak więc na drodze życia poety, w drzewach i trawach, znaczących zdarzeniach mieszka Bóg, a później także całodobowy Chrystus. A miłość? Bądź wola Twoja – jeśli zechcesz, Boże, obdarujesz Artura miłością kobiety, zaznaniem wartości tej miłości, która zbliża dwoje ludzi a ich razem ku Bogu: Ojciec nieskończenie/Dobry/liczył nasz czas/ kwitnącego/spotkania. Jeśli zechcesz, Boże, uczynisz inaczej, a to będzie bolało. Ale Artur zasługuje w sposób szczególny na zrozumienie, przychylność i miłość, a przez wybrankę – poważne traktowanie. Jako w niebie, tak i na ziemi winna panować harmonia, więc on zachowuje prawo do miłości i prawo do życia. Jednakże: bądź wola Twoja – Artur pogodzonym będzie z Twoją wolą, Boże, taką, jaką wskażesz dla niego:
ja chcę być jaskółką
on dał mi
trudny los. . .
. . . zostałem tu
bo mój Bóg
tak mi
nakazał
Bóg, który dotąd „sekundował” spotkaniom Artura, teraz ma wobec niego inne plany: moje cierpienie/potrzebne jest Bogu.
Mijają kolejne lata wyniszczającej poetę choroby i dramatycznej walki o życie. Trwa teraz na wózku inwalidzkim, traci całkowicie wzrok (mimo trzech operacji), zanika jego głos, głos którym kiedyś zapowiadał koncerty gwiazd polskiej sceny muzycznej. Był zawsze pogodny, uśmiechnięty, otwarty dla wszystkich. Artur od ósmego roku życia chorował na cukrzycę. Znosił ją bardzo dobrze do momentu, gdy w grudniu 1996 roku ciężko zachorował na grypę. Wkrótce potem pojawiły się pierwsze symptomy tajemniczej choroby . . .
Siłę do dalszego trwania i walki z chorobą częściowo czerpie z powrotów do poetyckiego tworzenia i są to wiersze związane nadal z tamtą kobietą. Wraca do niej i do wspomnień, które utrwalają w nim to, co zdarzyło się między nimi dobrego. I pięknego, tak, jak w erotyku „ty i ja”:
. . . składam każdy
grosik
siebie
do sakiewki
twoich piersi
Chociaż było i tak:
kiedy szłaś
klękały w polu maki . . .
. . . grzechem było
nakłonić cię do niego . . .
————-
w poczekalni
do szaleńczych
wersów
stoję z lirycznym
bagażem . . .
Czyż nie jest to prawdziwie liryczny bagaż? Dodałabym jeszcze – pełen subtelności i delikatności nadzwyczaj czułego i wrażliwego mężczyzny.
Nie ma w tych wierszach zimy, mrozu, śniegu. Nie ma przeszywającego zimnem wiatru. Śnieg pojawia się tylko raz, ale jest to akurat Boże Narodzenie. W wierszach zdarza się najwyżej pora wczesno-jesienna. Są jasne noce i dni słoneczne, przepełnione radością bliskości dwojga ludzi. Zdarza się burza, błyskawice i gromy. Padają deszcze. A deszcz w poezji jest swoistym oczyszczeniem.
Poezja Artura Brombergera może przywoływać – w pewnym stopniu – filozofię Henryka Bergsona. I tak, w kwestii relacji między duszą (świadomością) i ciałem -„ja” poety jest siłą, która może wywieść z siebie samej więcej niż zawiera, zwrócić więcej niż otrzymuje i dać więcej niż posiada. W świadomości (duszy) zawiera się nieskończenie więcej niż w mózgu. Z kolei intuicja jest bezpośrednia, jak instynkt, ale odmiennie niż on, nastawiona na uchwycenie głębokiej istoty rzeczywistości. Jest narzędziem metafizyki, zdolna uchwycić czas, ruch, życie. Natomiast Bóg jest nieustającym życiem, działaniem, wolnością. Poeta doświadcza Boga i tworzenia, kiedy czuje się wolny w działaniu. Bóg jest czasem, a czas poety w tajemniczy sposób w nim uczestniczy.
Artur Bromberger w końcowym rozdziale tomiku – „Pejzaże litewskie”- odnosi się do świata odległego w czasie. Rodzinne korzenie wrośnięte były w ziemię Kresów Wschodnich za sprawą przodków – prababki (choroba mojej Prababki ma długi/rodowód serca) oraz babki: np. wiersz Z opowiadań mojej Babci, a także W Wilnie. Liryczny świat wewnętrzny poety wpisany wierszami w karty książki, a także ten w strofy ujęty świat rodzinnych wspomnień (również o czasie dbałości zachowania pewnych tradycji i historii) – wcześniej na papier przeniesione były ręką matki Artura, Marii Bromberger. To jej zadedykował tomik ,,Jako w niebie… tak i na ziemi” a w nim wiersz „Taka jesteś – Mamie Marii”.
Wiersz * * * mój całodobowy Chrystus, obszerny w wersach i bogaty w treści jest bodaj najciekawszym, wartościowym i bardzo dojrzałym wierszem w tym tomiku.
A ostatni List do Boga pozostał gorzko zapisanym żalem.
Anna Andrych