/…/ Ostatnia dekada XX w. rozpoczęła się głęboką transformacją polityczną i gospodarczą. Dotknęło to także kultury, zmieniły się preferencje społeczne, uległy zmianie zasady finansowania sztuki. W tym literatury. Jedyna oficyna wydawnicza na Wielkopolskę i sąsiednie województwo lubuskie zaprzestała działalności. Towarzyszyły temu przekształcenia własnościowe, głównym wątkiem tych przekształceń były prawa własności, prawa do nieruchomości takich jak budynki i kamienice. Pojawiły się liczne stowarzyszenia byłych właścicieli nieruchomości, zaczął się okres sukcesji, praw przedwojennych prywatnych byłych właścicieli. Środowisko literackie Poznania pozbawione zostało siedziby i możliwości publikowania literatury. Zaczęły pojawiać się prywatne wydawnictwa, jednak zakres ich możliwości był bardzo ograniczony. Na początku dekady zlikwidowano miesięcznik artystyczny „Nurt”, ludzie żyjący z pisania, pracownicy redakcji znaleźli się bez środków do życia. Miałem wtedy bardzo bliski kontakt z Markiem Obarskim, ciężko pracował jako tłumacz literatury sensacji, trudno mu było utrzymać rodzinę. Pamiętam, moment kiedy na Winogradach otrzymał upragnione mieszkanie, pojechaliśmy tam z żoną na parapetówkę, wiedziałem, że muszę ich wspomóc, kupiłem jakiś mebel do mieszkania, które Marek meblował przez kilka lat. Marek zmarł na serce w maju 1997 r. Pracowałem wtedy w Świebodzinie, o śmierci dowiedziałem się dużo później, długo przeżywając stratę tak ważnego i bliskiego mi kolegi. Recenzowałem jego poezję dość często. Mocno zakorzenił we mnie znaczenie reinkarnacji, co skutkowało w późniejszym okresie w mojej twórczości. Tom Dystans jest tego przykładem, Karol Samsel dokonał bardzo wnikliwej analizy, lokując tę poezję w obszarach tanatologii. Co było dla mnie dużym zaskoczeniem, zrozumiałem, jak bezwiednie w świadomości mojej zakorzeniła się ta mroczna, ale niepodważalna empirycznie idea.
Zrozumiałem wtedy, że zaczyna się kurczyć grono moich przyjaciół, Babiński, Adamkiewicz, Obarski. Przy każdym z nich, usadowiła się na wieki jakaś legenda, krążyć zaczęły mity. Poezja wcześniej mało doceniana, powoli urastała do należnej jej rangi. Babiński skandalista, w sumie bardzo wrażliwy człowiek, Adamkiewicz skromny listonosz z dużą brodą, Obarski – Książę poznańskich hippisów, pseudonim „Sułtan”. Z roku na rok odkrywani na nowo. Po wielu latach znajdują naśladowców, ich groby stają się miejscem specyficznego kultu. A książki krążą na portalach internetowych jako przedmiot wymiany i handlu, z pokolenia na pokolenie. Z biegiem lat coraz młodsi oni, a my coraz starsi bez pewności uzyskania podobnej sławy. Sława zmienia swoje oblicze. Wraz z rozwojem techniki pojawiają się coraz skuteczniejsze instrumenty reklamy i kreowania wizerunku poety. W sytuacji kiedy znikają księgarnie, znikają regały z poezją w sieciach handlowych, czytelnik nie ma możliwości dotrzeć do najlepszych książek poetyckich. Zdany jest na łaskę sieci internetowej, gdzie panuje niesamowity tłok. Poezja wylewa się jak pomyje z przepełnionego naczynia. Najwięcej publikują amatorzy, skandaliści, miernoty artystyczne. I co jest niepokojące, ludzie ci docierają do placówek kultury, do bibliotek, klubów osiedlowych, gdzie robią wszystko, żeby uchodzić za liderów poezji polskiej. Wykorzystują niewiedzę bibliotekarzy, wykorzystują kontakty z samorządami, pozyskują społeczne pieniądze na swoje produkty wątpliwej wartości artystycznej. Od kilku lat rozglądam się po Poznaniu za jakimś talentem, ci ,co się pojawiają, znikają gdzieś w Polsce, wyjeżdżają za granicę. Albo znajdują uznanie w innych środowiskach literackich. Jak dotąd Babiński ani Różański nie mają swoich następców w Grodzie Przemysława. Gdybym chciał przytoczyć jakieś nazwisko pretendujące do miana wieszcza, miałbym trudności. Patrząc za siebie, widzę tylko tych, którzy mieli posłuch i podziw, nawet kiedy uchodzili w pewnym kręgu za persona non grata. Czyżby uwarunkowania społeczne i polityczne nie sprzyjały procesowi kształtowania talentu poetyckiego. Demokracja sprzyja wszystkim, każdy może być poetą, każdy, kto ma pieniądze, każdy, kto zechce być poetą niezależnie od wieku. Niekiedy zdarza się cud, i jakiś pan lub pani otrzymuje nagrodę na ważnym konkursie.
Ostatnia dekada XX w. była szczególnym poligonem, gdzie konieczne było szlifowanie formy, aby przebić się przez kordon twórców, którym demokracja dała możliwość prób i wydawania własnych książek. Moje pokolenie poetów przeszło do historii, tamte z lat dziewięćdziesiątych, było zasilane „spóźnionymi przechodniami”, którzy trafiali pod adres klubów literackich i kółek zainteresowań. W tej sytuacji rozumiem Grupińskiego, że musiał przyjmować do klubu każdego, kto przyszedł, niezależnie od wieku i dorobku literackiego.
Z końcem ósmej dekady zakończono organizowanie Turnieju jednego wiersza o Zieloną Wazę. Ostatnim laureatem był Rafał Kwiatkowski. Natomiast z początkiem dziesiątej dekady zakończono organizowanie Turnieju Wierszy o Poznaniu i Wielkopolsce. Ostatnimi laureatami byli Andrzej Jastrząb. rok póżniej Anna Landzwójczak. W sumie zorganizowano dziesięć turniejów o Zieloną Wazę i dziewiętnaście turniejów wierszy o Poznaniu i Wielkopolsce. Moim zdaniem Zielona Waza powinna być kontynuowana z uwagi na dalsze sukcesy wszystkich jej laureatów. Byli to najlepsi poznańscy poeci w okresie działalności Klubu,
Szef Klubu Jerzy Grupiński nie pamięta, co zaważyło o takich zmianach. Jednak życie nie znosi próżni, wymyślono więc ogólnopolski Konkurs o Laur Klemensa Janickiego. Pierwszymi laureatami byli Marek Kośmider, zdobywca wszystkich znaczących nagród w latach 1970-1990, Andrzej Ogrodowczyk, niezwykle utalentowany poeta, krytyk i eseista, który późniejszym okresie dokonał najwięcej ze wszystkich mi znanych krytyków i eseistów. Pojawił się również Janusz Purzycki późniejszy kapelmistrz Opery Poznańskiej, utalentowany poeta. Listę prezesów Klubu Literackiego w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych dopełnili Andrzej Ogrodowczyk i Tomasz Fellmann.
Niewątpliwie transformacja przysłużyła się także kulturze, bo w połowie dziesiątej dekady XX w. na srebrny jubileusz Klubu wydano okazały Almanach zatytułowany Krąg spotkań. Tytuł w dalszym ciągu nawiązuje do spotkań przy kominku, chociaż z tej formuły zrezygnowano podobnie jak przy Klubie – tutaj już nie pojawia się hasło Teatr. Zniknęła też nazwa Pałac Kultury, a pojawiło się Centrum Kultury Zamek. Klub Literacki miał tam nadal swoją siedzibę, ale musiał często się przenosić z pokoju do pokoju. Działalność poszerzono o praktyki warsztatowe, o członkostwo mógł się ubiegać każdy, kto miał ochotę spędzać czas w kręgu literatów./…/
Fragment szkiców pt. W Nurcie OdNowy , które ukażą się niebawem.