Jak wyplenić chwasty grafomanii w środowisku literackim

„Ćwiczenie czyni mistrza”

                Na stronie internetowej poznańskiego oddziału ZLP, w cyklu na bieżąco z Adamem, w artykule „O poezji można wiele…” Adam Lewandowski poruszył istotny temat. Brawo! Ale, przepraszam – kursy poezji? Przenigdy! Twórczość to nie to samo, co szkoła jazdy, wymagająca nadzoru instruktora. Ona wypływa z wnętrza, z obszarów do końca nie pojętych. Sądzę, że chodziło autorowi raczej o warsztaty poetyckie, których na ogół brak. Powiem więcej, są tacy „tfurcy”, którzy boją się warsztatów, jak diabeł święconej wody! A przecież bez przycinania gałęzi drzewo nie będzie dobrze rosnąć.

Warsztaty są konieczne choćby po to, by wyplenić chwasty grafomanii, które rosną na potęgę, jeśli w porę się ich nie zauważy. I nie wyrwie! Tylko jak te warsztaty zaproponować w środowisku literackim, by nikt nie poczuł się urażony? Wszak pokutuje tu i ówdzie taka uwaga: „Kochany (a) , teraz, gdy już jesteś w związku literatów, to nikt nie ma prawa czepiać się twoich wierszyków”. A i owszem, czepiać wierszyków się trzeba. Bo wierszyki mogą pisać sobie wszyscy – ale nie wszystko jest poezją. I nie każdy jest poetą, choć się takim mianuje i za takiego uważa. Sama przynależność nie wystarcza, ba, zwłaszcza kiedy wpadło się tutaj jak „śliwka w kompot”, z wymierną pomocą koleżanki czy kolegi. Wszak niedźwiedzia to przysługa. Wracając do warsztatów – obyśmy nie trafili na takie, podczas których „rozbiera się” na czynniki pierwsze utwór noblistki i proponuje poprawki w jej wierszu (czego byłam świadkiem). Włos się jeży! Co nie znaczy, że wszyscy musimy afirmować wiersze ze stygmatem Alfreda Nobla.

Adam Lewandowski wspomina w artykule o wieczorach głośnego czytania. Ależ tak! I dobra to okazja, żeby potrenować czytanie własnych wierszy na głos, przed choćby kameralną publicznością. Bo, niestety, przychodzi nam się rumienić za tych, którzy swoje wiersze…przepraszam, dukają. Ćwiczenie czyni mistrza – jak powiedział ktoś mądry, a więc ćwiczyć trzeba. Może ktoś zaoponować, że byli tacy wielcy poeci, którzy dobrze czytać wierszy nie potrafili. Tylko, że oni byli naprawdę wielcy! A nie ma nic bardziej żenującego, gdy słyszy się dukanie słabych tekstów…A więc – na warsztaty! Może najpierw warsztaty głośnego czytania, potem rozprawiania się z potocznością wyrażeń, nadmierną ilością czasowników, przymiotników itd. Może przyjdzie też czas na zabawę słowem, na rozmawianie wierszem, przeżywanie go i dzielenie się wrażeniami, acz nie w tonie „co autor miał na myśli”.

Może warto postawić sobie pytanie: po co napisałem (am) ten wiersz? Czy mogę nim kogoś zaskoczyć? Bo jeśli napisałem (am) coś oczywistego, o czym wszyscy wiedzą, to szkoda zachodu. Poezja nie jest od tego. A jeśli ktoś nie wie, od czego jest poezja, niech po prostu czyta wielkich poetów, zanurzy się w nich i zatopi. Jeśli po jakimś czasie wypłynie na powierzchnię, będzie przemieniony, dowartościowany, mądrzejszy, bardziej twórczy. Czego życzę wszystkim i sobie. Obecnie tonę po raz kolejny w Herbercie!

Maria Magdalena Pocgaj
Zdjęcie: Aldona Dzielicka

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz