Podróże Arkadego Radosława Fiedlera

Paweł Kuszczyński

Osiąganie celu

Znakomity wstęp do książki Arkadego Radosława Fiedlera „Do głębi intrygujący kraj” jest potwierdzeniem znaczących przymiotów Autora: wielopokoleniowa inteligencja (z jej obecnością w szeroko pojętej kulturze), powinowactwo pisarskie (z atencją wspominany na kartach ojciec Arkady Fiedler – wybitny prozaik i podróżnik), także udział w sześciu wyprawach zamorskich zorganizowanych pod kierunkiem protoplasty rodu Arkadych.

Opisując Boliwię i jej mieszkańców trafnie używa przymiotnika „charakterny”, który w polszczyźnie ma wyraziste konotacje: „zdecydowany”, „uparty” i „silny”.

Boliwia to doprawdy unikatowy kraj, nawet na swoim kontynencie. Imię oraz nazwę waluty (boliviano) przyjęła od największego wyzwoliciela ludów Ameryki Południowej Simóna Bolívara, El Libertadora (Wyzwoliciela), pierwszego prezydenta, począwszy od 1825 roku uzyskania niepodległości. Po ukończeniu studiów we Włoszech przyniósł z sobą oświeceniowe idee do Ameryki Łacińskiej, brał udział w trzydziestu zwycięskich bitwach (w 1819 r. o wyzwolenie Kolumbii, 1821 r. Wenezueli, 1824 r. Ekwadoru, 1824 r. Peru oraz Boliwii). To były totalne wojny: do upadłego. Bolívar walczył wyjątkowo dzielnie, a nieraz okrutnie, przeciw nikczemnemu hiszpańskiemu reżimowi kolonialnemu. Okazją staje się określenie przez Autora rewolucji jako mnogich bestii, usiłujących przykryć szlachetniejszą twarz insurekcji. Bolívar uczył ludy co zrobić ze zwycięstwem, w siodle końskim potrafił przejechać siedemdziesiąt tysięcy mil (więcej niż podbijający ziemie i ludy Azji, Czyngis-chan).

Boliwia jest krajem o wielu obliczach: w użyciu trzydzieści sześć lokalnych języków (urzędowymi są hiszpański, Keczua, Ajmara), wielość różnorodnych kultur (piękne wielobarwne tkaniny, brytyjskie meloniki z czasów Sherlocka Holmesa na głowach kobiet-cholit, kunsztowne wyroby ze złota i srebra), wiara w zabobony, duchy: w jeziorze Titicaca nie ma zwykłej wody, jedynie metafizyczna, zwyczaje, wierzenia sięgające czasów prekolumbijskich, mieszkańcy po połowie oddają cześć Chrystusowi i Pachamamie – Świętej Ziemi.

Konstytucyjną stolicą Boliwii jest Sucre, które „zostawiło” sobie tylko Sąd Najwyższy (pałac prezydencki, ministerstwa pozostawiono w La Paz), zdjęło z siebie ciężar bezpośredniego rządzenia państwem. Natomiast dba o wysoki poziom wyższych uczelni, by zapewnić miastu wysoką rangę uniwersytecką. Przebywa w nim dużo młodych ludzi pełnych luzu, nie tylko z Boliwii. W mieście tym znajduje się szczególny/wyjątkowy wizerunek Madonny (który ma ciekawszą historię niż autentyczną wartość artystyczną), namalowany przez zakonnika. Po latach nieobecności święta została ubrana w długą suknię do samej ziemi z przybranymi pasemkami złota i srebra, diamentami, sznurami pereł, rubinami i szmaragdami. Niezliczone wota ofiarowali możni, chcący zabłysnąć swą wybujałą hojnością. Wartość zbytków rosła w miliony dolarów, a wśród nich pozostają wymowne łagodne oczy Maryi o szmaragdowym blasku. Sucre to najbardziej europejskie i najładniejsze miasto w państwie. Z trzęsienia ziemi w 1899 r. ocalało białe centrum, pozostające żywym muzeum kolonialnego stylu z osobliwie pięknymi drewnianymi balkonami. Bardzo ciekawa jest kraina ludu Jal’qa, gdzie doskonale prowadzone są uprawy kukurydzy, ziemniaków, bujne łany pszenicy i jęczmienia. Dochodzi do tego turystyka z oryginalnym zapleczem hotelarskim i gastronomicznym.

Najwyższy pomnik Chrystusa na świecie znajduje się w mieście Cochabamba, mierzy 33  metry i 40 centymetrów (jest wyższy o te 40 cm od tego w Rio). Zbudowany został po wizycie Jana Pawła II, który ujął Boliwijczyków swoim przychylnym otwarciem.

Wśród niezliczonych ciekawych/zaskakujących miejsc nie można pominąć Salaru, gdzie zdaniem Radosława Fiedlera rządzi Jej Wysokość Sól. To było jezioro pełne soli, rozciągające się na obszarze ponad dwunastu tysięcy kilometrów kwadratowych. To nieposkromiony samoistny byt – solnisko największe na kuli ziemskiej. Tutaj nie można dostrzec żadnego koloru, tylko biel roli. Zdumiewająco wygląda w czasie zachodu słońca: biel ustępuje krwistemu amarantowi.

Mówiło się o Boliwii, że w niej „rośnie złoto”, ale… głęboko pod ziemią. Autor komentując ten fakt, nie boi się jednoznacznych/mocnych stwierdzeń: Złoto lubi zabawić się z człowiekiem, lubi poprzestawiać mu w łepetynie (czego potwierdzenie znajdujemy w reakcjach/twarzach kowbojów otwierających skrzynie z kradzionym złotem). Gorączka złota to ciche szaleństwo, narkotyczne zachowania. To już minęło. Także skończyła się pogoń za srebrem, którego było bardzo dużo. W mieście Potosi znajduje się Cerro Rico, sławna góra, z której wydobywano ten szlachetny metal przez ponad 200 lat w ilości przekraczającej czterdzieści tysięcy ton. Gdy brakło srebra zaczęto wydobywać cynę, ołów, lit. Zginęło przez dwa wieki osiem milionów mieszkańców Indigenas (potomków Inków) oraz czarnoskórych z Afryki. Natura nie zapomina o Boliwijczykach: obecnie odkryto dochodowe/zasobne pokłady ropy naftowej i gazu. W niekonwencjonalnym miasteczku Macha „króluje” legalne/zorganizowane mordobicie z uczestnikami indywidualnymi zbiorowymi (walczą ze sobą pobliskie wsie). Stało się to dla Pisarza okazją do przytoczenia powszechnie wypowiadanych myśli: ciekawość to pierwszy stopień do piekła, druga to, że bez ciekawości nie ma mądrości. To jakby credo każdego dobrego podróżnika.

Historia Boliwii jest ze wszech miar bogata: kraj miał wiele upadków, zdarzały się tryumfy. W wyniku przegranych wojen z Chile, Argentyną, Peru i Brazylią straciła ponad milion kilometrów kwadratowych (około połowy swego terytorium). Obecnie ma obszar 1.098.581 km kw., to i tak trzy razy większy od Polski. Kuriozalny przypadek przytrafił się za panowania jednego z najbardziej szalonych prezydentów (a było ich blisko dwustu) Mariano Melgareja, który odznaczał się żądzą władzy opisaną przez Tacyta: Dla niektórych żądza władzy jest gorętsza niż wszystkie namiętności razem wzięta. Ten osobnik półkrwi Keczua, wyjątkowy satrapa za białego konia (którego sobie upodobał) oddał 100 tys. km kw. boliwijskiej ziemi konsulowi brazylijskiemu. Mimo to w Taracie go kochają, bo on jest nasz, tu się urodził, tu przez jakiś czas mieszkał i tu jest pochowany. Czyż my nie jesteśmy jako ludzie trochę dziwni, a nawet szaleni – przyczyny  należałoby szukać w poszukiwaniu potwierdzenia własnej tożsamości w tym zatomizowanym świecie.

Najboleśniejszą była przegrana wojna z Chile, spowodowała utratę 500 kilometrów wybrzeża Pacyfiku i 120 tys. km kw. powierzchni. Państwo w ten sposób zostało pozbawione w 1879 r. jakiegokolwiek dostępu do morza (także do Atlantyku). Wojna z zachodnim sąsiadem została przegrana z błahej, zdawać się może, przyczyny. Otóż dla wojaków boliwijskich konieczna była obecność na imprezach karnawałowych, w których jej uczestnicy tańczą w transie, zatracają się, a trąby i bębny mocno i głośno huczą. Zdumiewające, że na stroje i uczestnictwo w grupie tanecznej stosunkowo niebogaty Boliwijczyk potrafi wydać 1700 dolarów. Mimo braku dostępu do morza, nad jeziorem Titicaca czczony jest Dzień Morza. Autor rozumie ból Boliwijczyków z powodu braku morza, za którym wiekuiście tęsknią.

Nie bez kozery umieścił myśl Konrada Korzeniowskiego: ludzie i morze wzajemnie się przenikają.  Boliwijczyk to charakterny człowiek: zawsze stoi, nigdy klęczy. Posiądziesz jego serce, gdy będziesz mówił dobrze o jego ojczyźnie, chwalił ją i jego.

Arkady Radosław Fiedler prezentując bogactwo treści w oryginalnych/atrakcyjnych formach literackich uzasadnił tytuł recenzowanej książki. Rzeczywiście pokazana Boliwia jest intrygującym krajem i to w stopniu kwalifikowanym do głębi.

Bogaty jest język książki, spotykamy urzekające uosobienia, ożywienia nie tylko w odniesieniu do żywej natury (szczególnie żyjących egzotycznych zwierząt, drzew i kwiatów, o których dużo wie Autor). Pojawiają się łacińskie złote myśli (ze względu na ich przejrzystość, umiłowanie trwania w kulturze, historii), a także neologizmy, jak np. łazęgujemy lokalsi i obcy – tak nazwie zwiedzających miasto stołeczne, pieściwe brzmienia. Potrafi bujać się wysoko, lekko płynąć słowami, gdy pisze: trzymając w ręce puchar z boliwijskim winem, trzymasz klucze do szczęścia. Że jesteś ponad trudy tego świata i jego przyziemne sprawy. Przekonuje, że każdemu wolno zgubić się i na chwilę stracić z oczu ograniczenie, nazywane umiarem. Spotykamy niepospolity humor, czego przykładami może być: Jej Wysokość Sól! oraz policjant, którego laptop nie chce słuchać – trzeba pokazać prawo jazdy – odwieczny nawyk władzy, by kontrolować i dominować.

Dla ubarwienia i wzbogacenia treści przytacza dzieła malarskie  i poetyckie, czego przykładem może być przywołanie fresku Michała Anioła „Stworzenie Adama” przy opisywaniu żebrzącej matki z trojgiem dzieci w mieście Santa Cruz de la Sierra. Miasto to o śpiewnej nazwie należy zwiedzać z 13 powodów, dla których ta metropolia jest szczególna. Jednym są policjantki pilnujące porządku. Zaprzeczają one słowom Szekspira: „Słabości, na imię ci kobieta” oraz Mickiewicza: „Kobieto, puchu marny! Ty wietrzna istoto”.

Jakże się tutaj mylą geniusze – stwierdza humorystycznie Arkady Radosław.

Ta książka porywa czytelnika, który wspólnie z jej Autorem zwiedza wiele unikatowych miejsc w Boliwii, próbuje żyć problemami jej mieszkańców i krain, zrozumieć ich godzenie życia z losem, podziwiać bujną zieleń, lasy, góry, doliny, płaskowyże, skały, gejzery, nieczynne wulkany, liczne ślady dinozaurów. Wybija się naturalność w prezentowaniu rzeczywistych i metafizycznych wizerunków tego na wskroś interesującego kraju. Pisarz rozmawia z sobą, czytelnikiem, zdarza się, że dyskutuje i przekomarza się z Bogiem, improwizuje: Zejdź (Chryste) do śpiewającej dziewczyny, boliwijskiej Marii Magdaleny – na przekór wszystkiemu… Oderwij się od drewna. Twej męki, naprawdę już wystarczy. Otwórz nowy czas.

Autor „Sumienia Amazonii” tak w kilkunastu słowach potrafi opisać przemierzoną w wielu kierunkach Boliwię: to kraj obfitości i nadmiaru: jedzenia, hałasu, niezliczonych siest i zabaw, bogactw naturalnych i młodych ludzi.

Mądrze zrealizował wskazanie Maksyma Gorkiego: Pisarz powinien wiedzieć wszystko, albo prawie wszystko.

Boliwia chce i nawet musi nieustannie starać się, by godnie trwać i znaczyć w świecie, szczególnie wśród swoich pięciu sąsiadów. Aby tak się stało w najbliższej przyszłości winien zniknąć rozziew – wyraźne różnice w poziomie prezentowanym przez niezwykle ciekawych mieszkańców a wybieranymi prezydentami, nad rządami których często unosi się korupcja, prywata, krótkowzroczność, okrucieństwa, głupota i niesprawiedliwość społeczna.

Muzeum – Pracownia Literacka Arkadego Fiedlera oraz Ogród Kultur i Tolerancji w Puszczykowie k. Poznania, a konkretnie pokład Santa Marii wzbogacił się i niebywale uatrakcyjnił wyjątkowym boliwijskim eksponatem w postaci kompletnego stroju tancerza razem z diabelską maską, której groteskowe oblicze zatrzymuje oddech zwiedzającym.

Kończąc, stwierdzam, że należy koniecznie przeczytać „Do głębi intrygujący kraj” autorstwa Arkadego Radosława Fiedlera i to nie tylko przez te osoby, które zamierzają polecieć do Boliwii i ją zwiedzać.


Arkady Radosław Fiedler: Do głębi intrygujący kraj. Wydawnictwo Bernardinum, Pelpin 2022, s. 400