W Nurcie OdNowy /8/

/…/ Andrzej Sikorski pisze natomiast o Babińskim, jakiego nie wszyscy zdążyli poznać:  „Babiński wrażliwy, ciepły i zgorzkniały, narzekający na swój los”. 

Ale nie zawsze takim bywał, potrafił zakłócać spotkania autorskie, chodził zwykle wtedy, kiedy miało miejsce spotkanie ze znaną postacią świata literatury, tak było w przypadku Eugeniusza Paukszty, tak było w przypadku wieczoru autorskiego Heleny Gordziej. Wtargnął do sali tylko po to, aby przeczytać swój wiersz i zaznaczyć, że to jest najlepsza poezja. Niewątpliwie teraz po latach można stwierdzić, że był to kompleks, potrzeba samowartościowania -jeśli nikt nie pisał o jego twórczości, nikt nie chwalił jego wierszy publicznie, zawsze wykorzystywał takie zgromadzenia do prezentowania na scenie samego siebie. Robił to teatralnie, nierzadko z rekwizytami. Podczas zdobycia Zielonej Wazy w 1976 r.  wszedł na scenę z papierosem, włożył go bezwiednie do kieszeni marynarki i zaczął recytować swoją Nike, w tym zapamiętaniu nie czuł zapachu tlącego się materiału, nie zważał na dym i sugestie kolegów na widowni, w kieszeni marynarki powstała ogromna dziura, a on zszedł ze sceny i zapalił ponownie papierosa.

      Na koniec wyznanie „sprawcy tego wszystkiego” co się działo i dzieje w Klubie Literackim, Jerzego Grupińskiego, w posłowiu do almanachu pisze między innymi: {…} „Stachura bywał wtedy często w Poznaniu. Miał tu siostry Orłow, zaprzyjaźnionego Jerzego Satanowskiego. A przede wszystkim Witka Różańskiego, Andrzeja Babińskiego oaz cały orszak zapatrzonych weń wielbicieli.  Bruno – jeszcze częściej.  Wiry pod Poznaniem gdzie mieszkał Jerzy Szatkowski jego przyjaciel (a teraz jego edytor i opiekun spuścizny), stanowiły ważny punkt na mapie wędrówek Milczewskiego. Długo nie w smak były mi te adoracje. Bardziej bliski wydawał się obszar poezji leżący gdzieś między Przybosiem a Różewiczem. Ciągnęły autentystyczne teorie Ożoga i Czernika. Ten sposób życia i pisania, który praktykowali Stachura, Różański, Bruno, Babiński i poeci ich kręgu (później jeszcze i kontynuatorzy – grupa  >W zmowie<, był mi obcy ale i egzotycznie atrakcyjny. Wreszcie zrozumiałem, że to oni przecież tworzą unikalną atmosferę Sali Kominkowej, legendę tych spotkań. I tak już pozostało. Nie tylko w mojej świadomości.{…} Wiadomy dzień 13 grudnia 1981 roku zastał nas w Wągrowcu na warsztatach literackich, inicjowanych ongi przez Klub. Próbowaliśmy się zagłuszyć, wyciszyć, dworując głośno z sytuacji. „Jedź, jedź!” – pognaliśmy pędzącego do Poznania Włodzimierza Branieckiego. – Przypomną ci pracę w redakcji „Wybojów”, To znów – proponowaliśmy mu ucieczkę w lasy. Tadeusz Żukowski, urodzony w Gwardiejsku pod Kaliningradem, demonstrował na ulicy paradny krok pionierów i salutował do głowy, wykrzykując: Wsiegda gotow!, Sterna milczał, jakby wiedział, co będzie. 

Ale idźmy wreszcie ku ostatnim kartom zamkowych spotkań. Oto najmłodsi. Uciekający z kadru, wychylony Dariusz Sośnicki, Piotr Kępiński, prezentacja grupy „Już jest jutro” z Mariuszem Grzebalskim, Szymonem Kantorskim i Rafałem Stoleckim oraz parą kukieł, instalacją spod ręki Jerzego Ł. Kaczmarka. Klub próbował wydawać pismo. Na początku lat siedemdziesiątych wyszły dwa numery „Spotkań”. Próbowano je wznowić wiosną 1992. Potem wyszły dwa numery „Weny”. Wreszcie w roku 1994 –„ W zmowie” firmowane przez grupę literacką o tej samej nazwie, prowadzone przez Tomasza Fellmanna, Edwarda Popławskiego, Artura Wrzeciono.

Mówią – wieje dziś jakby ktoś powiesił się albo wiersz napisał. A więc może i nie bez znaczenia to pisanie młodszych, starszych skupionych w Zamkowym Klubie Literackim? Chociaż w szerokim rachunku społecznym niby co komu z tego, że jakiś licealista czy student popełnił wiersz, opowiadanie. Po latach jednak wracają nazwiska, twarze. I w końcu trudno nie zauważyć byłych klubowiczów, na łamach naszych dzienników, periodyków, na ekranach TV.”

Byli klubowicze, o których pisze Grupiński to z pewnością poeci pokolenia lat 70, i 80. W dziesiątej dekadzie próżno szukać książek członków Klubu, dopiero dekadę później pojawili się tacy jak Stanisław Szwarc, którym się udało zaistnieć na stałe, co kilka lat ukazywały się ich kolejne książki.

Ćwierć wieku to szmat czasu, po drodze kilka zawirowań, które mogły zahamować lub zniweczyć ambicje ludzi oddanych Klubowi. Tak się nie stało mimo prób likwidacji przez czynniki zewnętrzne. Grupiński wiedział, co robi, miał cel długotrwały, pragnął służyć środowisku najlepiej jak potrafi. Studenci, uczniowie, seniorzy czy sympatycy literatury mogli gdzieś się skupić i dać upust swoim namiętnościom, zainteresowaniom. W połowie dziesiątej dekady odchodzącego stulecia przy ekonomicznym dociskaniu pasa Klub dał jasny sygnał, że pieniądze to nie wszystko, organizowano spotkania, prowadzono warsztaty literackie, teatralne, muzyczne i inne formy działania. Przeciwności obiektywne w sytuacji Klubu stały się motorem napędowym inicjatyw społecznych. W warunkach, kiedy znikły z horyzontu pisma literackie, kiedy nie było gdzie i za co wydawać książek, spotkania Klubowe stały się żywymi periodykami, poeci mieli gdzie się produkować.

Na początku dziesiątej dekady nie bez żalu opuściłem mieszkanie przy ulicy Kuźniczej. Za namową kolegów przeniosłem się z rodziną na Świerczewo do segmentu szeregowca. Niedaleko Górczyna, i blisko Dębca, dzielnicy, gdzie narodził się klub piłkarski Lech. Pamiętam moje wypady na mecze, wraz z ojcem, który jako junior grał w Dyskobolii Grodzisk Wlkp. Potem był zagorzałym kibicem Kolejarza. Stadion na Dębcu usytuowany był między torami kolejowymi. Często podczas meczu maszyniści przetaczający parowozy zatrzymywali na moment swoje stalowe maszyny i gwizdem oddawali salut swoim kolegom na zielonej murawie. Potem wszystko przeniosło się na Bułgarską, gdzie odbyło się kilka historycznych spotkań. W tym pamiętne z Barceloną w 1988 r. To już się nie powtórzy, jak nie powtórzą się pamiętne spotkania ze słynnymi literatami w  S a l i  K o m i n k o w e j.

W naszym nowym mieszkaniu pierwszym gościem był Marek Obarski, przypadek sprawił, że zawitał na moją nową ulicę, zauważyłem go przez okno. Zaskoczony wielce przyjął zaproszenie i posiedzieliśmy przy kawie, wymieniając poglądy na temat naszej nowej sytuacji w gospodarce wolnorynkowej. Po likwidacji miesięcznika „Nurt” Marek pozostał bez środków do życia, zajął się przekładami literatury anglosaskiej, tłumaczył w większości pozycje komercyjne, ponieważ po zniesieniu cenzury nastała moda na wszystko, co dotąd było zakazane. Powieści sensacyjne, romansidła, literatura polityczna, oraz kryminały. Pamiętnych serii z „tygrysem” nikt i nic nie było w stanie przebić. Marek pracował za dwóch, ale jak podkreślał, opadał z sił, nie miał innego wyjścia, przy rosnącym bezrobociu nie pozostało mu nic innego jak tylko zajmować się tłumaczeniami.

Odwoziłem go zawsze na górczyńską pętlę tramwajową. Ostatni raz w 1997 r. nie przypuszczałem wtedy, że jest to nasze ostatnie spotkanie, miesiąc później dowiedziałem się o jego niespodziewanej śmierci.

Zaczęło się moje wędrowanie między cmentarzami. Zaważyłem to od niedawna. Wiadomy to znak destrukcyjnego charakteru czasu. Innym skutkiem ubocznym są coraz mniej liczne spotkania towarzyskie. Nie ma już takich okazji i ubożeją oferty imprez artystycznych. Prawie wszyscy jesteśmy zajęci gonitwą za środkami utrzymania dla rodzin. Niedawno odwiedził nas kuzyn mojej żony z Niemiec, ten sam, u którego byliśmy w połowie lat osiemdziesiątych. Obecnie w kraju na południu otworzył zakład produkcyjny w branży elektrotechnicznej. W tym czasie miałem rozkręcone już biuro consultingowe, ale działalność handlowa w niczym nie kolidowała z tym, co robię. Zatem zwiększyły się moje obowiązki, ale przy dodatkowym źródle dochodów nie miałem prawa narzekać. I tak powstał nasz biznes rodzinny, który się powiększył osobowo, gdy nasza córka Dagmara wyszła za mąż. Przez dwa lata bez przerwy krążyliśmy z towarami po kraju, w consultingu rynek usług zaczął się kurczyć, robiło się coraz ciaśniej na rynku, więc handel trzeba było rozwijać. Ale nic trwa wiecznie. Dlatego pewne fakty trzeba wyprzedzać. Wtedy nowe ze starym się zazębia i wszystko toczy się dalej./…/

Fragment szkiców pt. W Nurcie OdNowy, które ukaża się niebawem.