Poeta pod piórem /5/

Gabriela Szubstarska 

Szósty tom poezji Gabrieli Szubstarskiej zaskoczył mnie tytułem. Byłem przekonany, że poetka z Gdańska niczego nie ukrywała przed czytelnikiem w swoich poprzednich książkach. Może w Srebrnej grze,  nie pozwoliła swojemu podmiotowi zbytnio się odkryć, stąd w tytule gra, a teraz mamy drzwi, które poetka, zapewnia, że uchyliła. Czyżby? Mam wrażenie, że po raz kolejny stoję przed drzwiami i nikt z wewnątrz nie ma zamiaru mi ich otworzyć. Jakby lokatorka pozostawiła kartkę z napisem: nie wiem kiedy wrócę. Niby proste wyznania komunikatywnym językiem ale sam muszę sobie do powiedzieć sytuacje podmiotu, miejsce zdarzeń, sens pobytu w tym a nie innym miejscu: to mnie przytrafiło się morze, specjalnie morze. Albo: ołowiem wykrwawia się morze. Morze zdominowało tomik, wszystko co z nim związane, gorzkie jak sól, lotne i zagubione jak piórka wirujące w locie, spadające do stóp peelki. I nie wiadomo czy jest to radość z faktu pojednania z przyrodą, czy pierwsze oznaki przemijania wszystkiego z czym wiąże się młodość: nad morzem gasimy żalmnie już prawie nie ma, tęczy wyrwano kolory, na niebie widnieje szczerba. Niespokojna to poezja, autorka przyzwyczaiła mnie do łagodności, pogodnych obrazów, stonowanych uczuć, dystansu do otoczenia, a tutaj za drzwiami napotkałem jesień człowieka zdominowaną przez sztormy, wszystko śpi zatopione w czerni.  Jest jeszcze coś, co mnie poruszyło do głębi pojawiający się wątek dojrzałej, przedojrzałej miłości, która bezwiednie, wzorem przyrody dogasa w sposób naturalny, w sposób podobny do opadających liści, odstępującej fali, odlotu ptaków. Nie ma w tym dramatu jest tylko świadomość podmiotu, który bardzo wnikliwie obserwuje otoczenie, nie może się pogodzić z odchodzącymi krajobrazami, z którymi jest związany na zawsze: kruszę się jak bryłka lodu, oszroniało nawet światło.  Po srebrnej grze, złocista gorycz porażki, ale nie do końca podmiot ulega rezygnacji, nadal przebija się fala optymizmu w postaci złudnych uniesień w bajkowej scenerii przywołanej jakby na ratunek, bo o to już tylko: ocalały jedynie drzwi wiszące na wygiętych zawiasach. Przemyślany tom, zaskakujący w przekazie, dopracowany jak zawsze graficznie, starannie wydana książka. A liryka Szubstarskiej? Leciutka jak piórko, sypka jak morski piasek. Szczera w przekazie.

Dzieięć lat temu poetka z Oliwy uchyliła przede mną drzwi. Ale nie do końca-  przez wąską szparę sączyła śwatło swojej poezji kolejnymi tomami. Na pozór każdy inny w przekazie, w sumie jednak, to samo źródło inspiracji nieprzerwanie dominowało i dominuje w jej warsztacie lirycznym. Przyroda z ludzkimi cechami, człowiek sprowadzony do elementu krajobrazu, delikatne kobiece ego z ukrytą cechą zaborczości, którą niełatwo jest zauważyć w równie delikatnej liryce, i pazurki obronne: jestem więc na mnie uważaj. Niech cię nie zwiedzie moja uległość!

Poetka marynistka? Albo morze samo wdziera się do jej niektórych wierszy, niepostrzeżenie poprzez świadomość, zdetermnowaną pejzażem każdego wieczoru i każdego poranka.  Do tego alejka w Parku Oliwskim upstrzona wierszami poetów z całej Polski, Jak wyzwanie rzucone nieczułej, martwej naturze czytelnika, który przecież się wychował na lirykach lozańskich. Liryki oliwskie Szubstarskiej skłoniły mnie do nadania jej poetyckiej palmy pierwszeństwa w Trójmieście. I niech tak zostanie. 

Jerzy Beniamin Zimny