po krawędzi

Ryzyko i „7 Kontynentów”

               Duńska idea hygge zdaje się być coraz bardziej popularną w Polsce. Zgodnie z nią, ludzie nie czytają gazet, nie interesują się tym, co dzieje się wokół, zamykają się w kręgu przyjaciół albo w domu. Myślą i mówią – nie mam wpływu na zdarzenia dziejące się w tym (sic!) państwie. Oczywiście, są tacy, których jednak to interesuje, bo dostrzegają konsekwencje zarówno czynienia, jak i nie czynienia. Niektórzy idą jeszcze dalej i mają świadomość, że, aby istnieć trzeba uczestniczyć. Należę do grupy osób czytających prasę, a już szczególnie sobotnio – niedzielne wydania „Gazety Wyborczej”. Zazwyczaj znajduję ciekawe teksty, które biorę na tapetę, które stają się skuteczną zachętą do ruszania głową. Nie było inaczej, kiedy do rąk wziąłem Gazetę z dnia 1 – 2 września 2018 roku. W dodatku Wyborcza na koniec lata znalazł się wiersz, poemat Atheny Farrokhzad, poetki urodzonej w Teheranie, a mieszkającej w Sztokholmie. Przed utworem pojawiła się informacja od wydawcy, że tekst poetki został zaprezentowany publicznie 23 sierpnia, podczas otwarcia w Słowenii festiwalu „Dni poezji i wina”. W ramach tego kulturalnego zdarzenia prowadzony jest projekt „List do Europy”. Dlatego poemat Farrokhzad ma projektowy tytuł. Tekst przeczytałem kilkakrotnie i doszedłem do wniosku, że „Prawda cię wyzwoli, ale najpierw wkurzy”(John Maxwell). Prawda. Poetka zajmuje się wieloma sprawami, co może świadczyć o jej byciu za pan brat z tym, co działo się i dzieje na naszej rozdygotanej planecie, albo włożyła sporo wysiłku w grzebanie w różnych dostępnych mediach, książkach i archiwach. Niestety, ja nie mam wystarczającej wiedzy, aby odnieść się do wszystkich spraw poruszanych przez autorkę, a z racji wrodzonego i pielęgnowanego lenistwa nie chce mi się szperać w różnych papierzyskach czy męczyć oczy w poszukiwaniach internetowych. Niemniej, wystarczyło mi to, co przeczytałem. A było co czytać, i to nie tylko za sprawą utworu opublikowanego na półtorej strony gazety, ale przede wszystkim z uwagi na materię spraw. Nie wiem czy zapisy Farrokhzad mnie wyzwoliły, wiem, iż mnie wkurzyły, a niektóre zawstydziły. No, bo jak tu nie zareagować na takie wersy: „Europo, kiedy przejdziesz na emeryturę?/ Kiedy się rozbierzesz? Kiedy spojrzysz na siebie poprzez grób?/(…) Wszyscy rozumieją konsekwencje kolonializmu, poza tobą – ich przyczyną./ Europo, jesteś jak awokado, które gnije, zanim dojrzeje?/ Jesteś schronem, gdzie miejsce ma tylko gospodarz./ Jesteś zdjęciem na teflonie, nic się nie uwiecznia./ Jesteś przeogromną plamą wstydu na mapie (…) Europo zsikałam się w majtki, kiedy grecki kierowca ciężarówki zjechał z drogi./ Ale on chciał mi tylko pokazać starożytną świątynię. (…) Uwielbiasz liczenie, ale nienawidzisz Arabów (…) Pamiętasz tych, którzy wznosili toasty w barach Madrytu, gdy Pinochet miał atak serca? (…) Pamiętasz tych, którzy tańczyli na ulicach Londynu, gdy Thatcher dostała wylewu? (…) Europo masz wyprany mózg przez opiniotwórcze artykuły liberałów./ Nie rozpoznałabyś swojego upadku, gdyby ten trafił cię w twarz (…) Europo, zostaw mnie w spokoju, wiem, co robię./ Jestem zmęczona twoimi chorymi wymogami. Daj kobiecie żyć./ jak mam napisać tren na twoją beznadziejną duszę? (…)”

Nie jest moim zamiarem szczegółowe odniesienie się do wszystkich przemyśleń (mam nadzieję) poetki, mam jednak promyk pewności, iż wpisuje się ona w zalecenie Christophera Hitchensa „Jeżeli w coś wierzysz, to, do cholery, mów o tym głośno i pamiętaj, że ponosisz niewielkie ryzyko w porównaniu z tymi, którzy ryzykują naprawdę”. Wydaje mi się, iż poetka urodzona w Teheranie nie ryzykuje wiele, tym bardziej, że mieszka w raczej bezpiecznej Szwecji. To jednak głębszy temat. Jednego jestem pewien po przeczytaniu poematu, a mianowicie tego, że należy zabierać głos w ważnych sprawach, a idea hygge jest w dłuższej perspektywie czasowej zgubna dla świata. Odnośnie utworu, który jest przedmiotem felietonu, chcę bronić Europy, bo zazwyczaj jest tak, że nie wszystko jest be, że warto zauważać także stany i zdarzenia dobre. Nie zgadzam się z irańską poetką, że „Europa jest jak awokado, które gnije, zanim dojrzeje”, że „Jest plamą wstydu na mapie”. Oczywiście, ma Europa swoje za uszami, ale żeby trzeba było rwać włosy ze wstydu, aż do glacy, to nie. Nasz kontynent jest jednak mimo wszystko stabilny, dzieją się na nim rzeczy warte docenienia, panuje dość duży spokój, a zamachów rdzenni Europejczycy dokonują jednak rzadziej niż niektóre nacje, z których wywodzą się niebezpieczni ekstremiści. Czyż więc Azja, Afryka czy Ameryka Południowa jest bez skazy? Czyżby tam nie było zgnilizny moralnej? Odpowiedź wydaje się oczywista. Przy czym nie wyciągajmy liczydeł i nie liczmy grzechów, lepiej bądźmy pokorni. Jako Europejczyk wstydzę się za pewne zdarzenia, które działy się i dzieją w Europie, w tym w mojej Ojczyźnie, jednak na pytanie Farrokhzad „Europo, kiedy przejdziesz na emeryturę?”, odpowiem – nie łudź się poetko, że wkrótce, nie łudź się.

Przy okazji, znowu dopada mnie myśl o potrzebie rozmów literatów o ważnych sprawach. Kiedyś pisarze spotykali się w kawiarniach i dyskutowali o tym, co się dzieje w ich kraju i w ogóle na całym świecie. Dzisiaj czynią to sporadycznie, co może budzić przypuszczenie, iż do wielu literatów skutecznie puka idea hygge. Tymczasem, ja miałem szczęście, bo oto udało się skrzyknąć pięciu twórców do poznańskiej kawiarni „7 Kontynentów”, by podyskutować o osobowych mitach literackich, o mitach w ogóle, o listach Czesława Miłosza i Jerzego Giedroyca, o literackich nagrodach, niektórych sprawach społecznych i politycznych dziejących się w Polsce. Umówiliśmy się na kolejne spotkanie, a mnie zamarzyło się, by kawiarnia „7 Kontynentów” stała się miejscem do którego przychodzi się na uzgodnione spotkania, a może nawet wpada się tam ot tak, bo przecież może tam być jakaś koleżanka czy kolega i o czymś ciekawym się porozmawia.

Zbigniew Gordziej

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz