Jerzy Grupiński powrócił na moment do Wronek. Momenty dzieciństwa nacechowane splendorem rodzinnych wydarzeń. Nie szkoła, nie świetlica, nie miejski rynek, ale podwórko „nasze życie” – slogan widoczny na murze kamienicy przy ulicy Strusia w Poznaniu. Jakby przeniesiony z rodzinnego domu we Wronkach, poety z Doliny z momentami ulicy Malinowej w Promnie. Ale nie to jest ważne. To co było, jest już historią, odeszło wraz ze śmiercią Matki poety, teraz przeniesione na papier w skrótach… bo taka jest nasza pamięć.
Kulturowe bogactwo rodu Grupińskich, wraz z włościami nad Wartą i odłogami za miastem. Po Puszczy Noteckiej rozlega się jeszcze hejnał Wielkiego Łowczego – Józefa, dziadka poety, który wracał z lasu na rowerze. W plecaku miał zawinięte w papier smakowite sznytki domowego, białego chleba. Dzieciaki witały go okrzykiem: Chleb od zająca” .
Czytam rzeczy niesłychane i bardzo przyziemne w tej ciekawej i wartościowej książce, czytam i przypomina mi się moje dzieciństwo spędzone nad Odrą. I chce mi się płakać…
Jerzy Beniamin Zimny