Wspomnienie o Ewie Najwer

                         W poniedziałek, 13 maja 2019r. w wieku 86 lat po długiej chorobie zmarła Ewa Najwer, ceniona poznańska pisarka i pedagog, związana z nurtem kultury niezależnej. Ewa Najwer została uhonorowana za debiut nagrodą Peleryny. Otrzymała też nagrodę Polcul Foundation w Sydney. Zadebiutowała w 1962 roku tomem poezji „Światłoryty”. W swym dorobku miała kilkanaście tomików poetyckich i kilka zbiorów prozy, a także tomy wspomnieniowe „Komitet 80/81” oraz „Krajobraz po szoku. Wspomnienia niekontrolowane”. Wydawnictwo Literackie ATENA w sierpniu 2018 wydało ostatnią książkę Ewy Najwer pt. „Dom malowany w pajace”.

admin

 

najwer
______________________________________________________________

Znowu odszedł KTOŚ…

             Kiedy na początku lat dziewięćdziesiątych debiutowałam tomikiem „Obłoki ziemi”, z dumą wysłałam ów zbiorek poetce, którą poznałam na Jej wieczorze autorskim, prowadzonym przez Eugeniusza Wachowiaka w Pracowni –Muzeum Józefa Ignacego Kraszewskiego. Pani Ewa odpisała mi, lecz nie było to zdawkowe podziękowanie, raczej coś w rodzaju…przestrogi. Oczywiście, pogratulowała debiutu, ale na pocztówce był dopisek, abym zawsze pamiętała o tym, że droga poety nie jest usłana samymi różami, ale i cierniami…

Podziałało to na mnie jak kubełek zimnej wody. I bardzo dobrze! Bo nie ma nic gorszego dla twórcy, zwłaszcza początkującego, jeśli zachłyśnie się smakiem sukcesu i pozwoli, by rozpanoszyły się w nim demony próżności, wyniosłości, nadęcia, narcyzmu, czy megalomanii.

Z czułością brałam pocztówkę od pani Ewy Najwer do rąk, głęboko zapadały we mnie Jej słowa. Przedtem znałam Ją tylko z wierszy, kupowanych i czytanych gorączkowo jeszcze w latach siedemdziesiątych. Jakże inaczej brzmią dzisiaj tamte Jej poetyckie lśnienia, np. z tomu „Lisie kładki”(1977) z ilustracjami Norberta Skupniewicza: //Otrząsam się z siebie/z drobnych kropli/na które się rozmieniłam/z drzazg szklanych/z płatków miki/z opiłków diamentu/a ty mnie nie pocieszaj/że w każdym jest trochę tęczy//

Lektura tych wierszy wymagała ode mnie dużego skupienia oraz duchowej koncentracji. Czułam się jakbym stała na skraju nowego dla mnie świata, który intrygował, kusił, przywoływał. Świat Wielkiej Poezji, do którego poznania brakowało mi tak wiele… Wydeptywałam wtedy liche, własne ścieżyny, nikomu nie pokazując tych śladów.

Dopiero w kilkanaście lat później, otrzymawszy swoisty „glejt” od uznanych poetów z Noskowskiego 24 (Nikos Chadzinikolau, Helena Gordziej, Łucja Danielewska), odważyłam się wstąpić na ścieżkę Poezji. A Ewa Najwer w „Poźółkłych fotografiach” (1990) pisała: //Tylko poeci jeszcze umieją przywołać/do życia szum drzew, które wycięto./Z rozsypanych Lego pamięci/budują miasteczka i stacyjki przy nich/pachnące anyżowym piernikiem i stajnią./Między jeziorem a górą/kładą szyny. Po nich wrócą odeszłe lata./Potrafią nawet rozpoznać tamte gwiazdy…/ I dalej w tym samym wierszu, kończącym ten zbiór: …/Na przekór tym, co mówią: to się nie zdarzyło –/poeci umyślają sagi. Powołaniem poetów/jest wędrówka. Ich wozy z budami ze skór malowanych/jadą do obiecanej ziemi przez ziemie spalone/…

Ewa Najwer to Poetka, która ani na chwilę nie zamykając oczu, przebyła ziemie spalone. W jej wierszach tlą się popioły tylu istnień, krzyczą głosy, które zadławiono, łopoczą rozdarte na wietrze nieutulone tęsknoty, nie wykołysane, niewinne sny. Są opowiedziane z błyskiem w oku – historie, zdarzenia, incydenty, w pełni rzeczywiste jak i mityczne. W całym bogatym wachlarzu tematyki pojawiają się też ptaki i zwierzęta, podpatrzone z czułością, a jednocześnie przez szkiełko mędrca, jak np. w wierszu pt. „Wyzwoliny”:

//Ptak się znosi powoli/Zaczyna się od klucia/w ciepłej nicości pod pieluszka plazmy/i zaczyna się jajko/od piegów pigmentacji/od poprószki śniadej/od grubiejącej skorupki/z małym bębenkiem serca/i do niej się nalewa/srebrny kleik białka/Potem żółtko powoli w tym wschodzi/jak słońce/I pisklę się wyzwala/razem z problematem:/co było najpierw/co było przed ptakiem//

Ewę Najwer często można było spotkać na wieczorach w Poema Cafe. Uważnie słuchała prezentowanych wierszy, zabierała głos w dyskusjach; jej wypowiedzi były mądre, wyważone, celne. Bił od niej spokój, siła wewnętrznej harmonii, nawet pewien rodzaj nimbu. Rozmowa z Nią przy stoliku, choćby krótka, nabierała świątecznego charakteru. Nie można jednak zapomnieć o tym, że przebyła ziemie spalone, czego tak liczne ślady utrwaliła w swojej poezji.

Obietnica/Ciemność, łagodna olbrzymka, która mnie złowiła/tuli mnie, karmi/ – jedz, mówi, to mięso/świeżo wykrwawionej gwiazdy,/urośniesz podobna do mnie, pójdziemy/razem polować. Poznasz/słodki smak lotu/przez własne ciało//.

Maria Magdalena Pocgaj

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz