List do Ani A.


25 lutego 2019 (poniedziałek)

Droga Aniu,

wczoraj wieczorem mogłam nareszcie wybrać się na Twój Archipelag. W ciszy pobyć z Tobą, porozmawiać o „białej sukni wiersza”, zapytać dlaczego „Nie zadrżała ziemia” i spojrzeć „Daleko poza horyzonty”. Nie tylko „Otwarta rozmowa” pozwoliła mi odnaleźć siebie.

Mam pewność, że do Twoich wierszy będę powracać. Czuję je swoją wrażliwością. Są piękne! Nie, to banalne słowo, Twoje wiersze są wszystkimi kolorami motyli, którymi obdarzyła je natura.

Na spotkaniu, podczas ciekawej formy promocji trzech książek- trzech poetek upodobałaś sobie stolik z albumem Tatr, tomikiem wierszy Asnyka (także czytam),… maską teatralną- i tu zaznaczyłaś, że jest na niej motyl, na co i ja zwróciłam uwagę. Może kiedyś pomyślę o amatorskim exlibrysie? i będzie w nim zapewne motyl. Symbol dążenia do światła, symbol życia, miłości, swobody, barwnego piękna, wytworności, przemijania, mądrości… i antynomii tychże symboli. To wszystko można odnaleźć w Twoich wierszach. a

Pierwsze czytanie Archipelagu nie pozwoliło mi jeszcze wejść w głębsze myśli- tak jak lubię. Aniu, osobiste wyznania zapisałaś wieloma symbolami i nietuzinkową metaforą. Masz już za sobą ponad 30. letnie doświadczenie w pracy twórczej. Twoje wiersze oceniają profesjonaliści- zawodowcy, bo przebywasz w ich gronie i dzielisz się z nimi słowem, jesteś jedną z nich, a ja czytam Twoje wiersze sercem. I nieco podzielę się moimi refleksjami.

Pobyłam Twoimi wierszami w górach. Jako młoda dziewczyna – w latach szkolnych, bywałam na obozach wędrownych. Odczucia klimatu gór: krajobrazy, wschody i zachody słońca, ich cisza i głos przyrody stroją duszę- moją nawet podczas oglądania obrazów, fotografii, odkrywania poprzez słowo. Wyprawy w góry na żywo są dla mnie niemożliwe z wielu powodów, a najważniejszy to ten, że mąż choruje na serce i w górach źle się czuje.

Jakże wymowna jest metafora: …mówisz do mnie szeptem/ by nie strącić/ ciszy… w wierszu Magia Mnicha- niezwykłość miejsca, z miłością w tle: … odgarniasz moje włosy/… jakie to niezwykłe/ nagle usłyszeć twoje imię… i zapisujesz siebie i wszystko co wokół Ciebie białym wierszem. Wiersz, otwierający pierwszą część zbioru pt. „W białej sukni wiersza”, rzeczywiście zaprasza w drogę (dobrą drogę), bo jak piszesz – wszystko co umarło zostawiłaś za sobą i choć tu i teraz zachwyt dech zapiera, dostrzegasz inny wymiar czasu, to w dalszych wierszach powracasz do tego co było trudne. Tak rozumiem te wiersze.

Zamyśliłam się na dłużej nad wierszem Patrzenie w przestrzeń. Identyfikuję się z nim w pełni i mówię do siebie Twoimi słowami: nie musisz się wspinać/ zdobywać kolejnych szczytów/ z ich perspektywy pokazywać siebie…nie warto niczego nikomu udowadniać/ przecież zawsze jest ktoś dla kogo/ jesteś ważny… Ja mam takiego kogoś- moją Miłość. Niezmiennie od ponad 40.lat jestem zakochana w moim mężu, który do dzisiaj nazywa mnie Margaretką. I kiedy w 2004 roku spadła na nas wiadomość, że jest śmiertelnie chory (wirusowe zapalenie wątroby typu C- stadium marskości) nie mogłam się w tym wszystkim, co dalej się działo, odnaleźć. Leczenie w Poznaniu, potem w Warszawie. Przeszedł roczną chemię by zwalczyć tego wirusa – bezskuteczną. W 2008 roku doszło do pierwszego stadium raka wątroby. Jedynym ratunkiem był przeszczep, a życia na trzy miesiące. I wygraliśmy! Jesteśmy po drugiej stronie dachu – tak zapisałam w jednym z wierszy, już po ponownym uaktywnieniu się wirusa, który dobrał się do nowej wątroby, więc kolejna roczna chemia i zwycięstwo! Bardzo cenimy sobie nasze drugie- darowane życie (dziesięć lat).
Tak, cierpienie i miłość piszą wiersze…

Pisanie było moim kołem ratunkowym, ale to osobna historia zwierzeń… Pierwszy mój tomik ma tytuł Przestrzeń myśli (2012) ukazał się za sprawą Joli…

Jola Węklarowa w zbiorze wierszy wybranych napisała we wstępie: „… nim się spostrzegłam wszystko stało się poezją..”- chyba taki będzie podtytuł do jej biografii (?). Prawdopodobnie zapożyczyła w tym wyznaniu myśl od Stachury, który stwierdził „wszystko jest poezją” i są to najprawdziwsze słowa.

Wracając Aniu do Twoich wierszy, do Patrzenie w przestrzeń, a moich refleksji. Zaiste, gdy wspinamy się – nawet bezwiednie – na jakieś szczyty życiowe – choćby i tylko te jak się zdaje dopasowane do swoich możliwości, to w zapędzeniu możemy utracić to co najbliższe, najcenniejsze – błądzić we mgle i lęku. Wiele do myślenia daje mi ten wiersz. Muszę zwolnić. I nie wiem czy potrafię się zatrzymać ? Czy spadnę i poobijam się boleśnie? I mówię sobie: jak coś złego się przydarzy podczas tego wspinania, to na drodze działania. Spaść podczas siedzenia w fotelu i narzekania, to jednak nie dla mnie. Aniu, wyciągnę sentencję z tego wiersza dla siebie- …pokłonić się trawie pod stopami w głębokiej dolinie/ schodzisz ku niej boso nie kalecząc wiary.

Intryguje mnie wiersz Demony. Jak piszesz, budzenie się z krzykiem w szeptaniu ścian/ nie do wytrzymania… jest mistrzowską metaforą. Jak dobrze móc przeżyć czułe gesty, które uwalniają od demonów – każdy je ma- i smakować życie, od nowa!

Aniu, kilka razy czytałam wiersz Łabędź. W niedzielę odwiedziła nas córka Kasia z mężem i czytałyśmy go wspólnie. Sięgnęłam nawet po słownik symboli Kopalińskiego, bo zastanawiałam się dlaczego łabędź i powrót do przeszłości, do matki są ze sobą zestawione? I nie wiem czy odczytałam ten wiersz właściwie? Łabędź, symbol piękna, doskonałości, mądrości, czystości, godności, szlachetności, samotności, wierności, wdzięku, zazdrości, śmierci, zmartwychwstania, wieczności, obłoku, mgły, czasu przemijania, słońca … Ileż łabędź ma znaczeń. Wszystkie te symbole można przypisać ukochanej matce i temu za czym ona sama tęskniła. Jawi mi się tu dramat przeżyć córki i matki. Matki, która się utopiła w stawie? Wracała nad staw wypatrując łabędzia- swojej tęsknoty za pięknem… sama samotna jak ten łabędź. I refleksje córki w powrotach nad tym stawem, która zwierza się: spod wilgotnych powiek/ dostrzegam/ każdą zmarszczkę/ w jej twarzy/ na powierzchni stawu – czy jako jej odbicie z dna stawu? gdyż sugeruje mi to myśl: wracała tam/ przez całe nie poukładane życie/ i puenta: nie umiała pływać… Dosłownie, czy życiowo?

Droga Aniu, zanim zakończę list powrócę jeszcze do promocji w Pałacu Działyńskich „Poezja na trzy ręce”. Pięknie dziękuję za zaproszenie, to było wykwintne smakowanie poezji i do tego w tak zacnym gronie. Przeczytałam później tekst o spotkaniu na stronie ZLP, w którym znalazła się także informacja o mnie w kontekście Joli- miła niespodzianka, proszę przekaż Prezesowi i Pani Marii Magdalenie Pocgaj moje podziękowania. Zdjęcia w nietuzinkowej scenografii- wyszukany pomysł – przednie. Wyglądasz na nich jak Erato. Pozostałe dwa zbiory bohaterek spotkania w Pałacu Działyńskich jeszcze czekają na moją wolną chwilę. A Twoje wiersze na powroty.

Tymczasem wieczorem, kiedy wróciłam z Poznania napisałam wiersz i dokończyłam rano. Dedykuję go Tobie z podziękowaniem za przyczynek do jego powstania. Zapewne będzie jeszcze dojrzewał.

Kończąc, pozostaję pod wrażeniem i urokiem Archipelagu – Twoich zwierzeń. Bardzo przemyślany układ i tematy wierszy…

Pozdrawiam serdecznie i cieplutko, bo wiosna tuż, tuż…

Małgosia

Małgorzata Osuch

 

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz